X

51 1 1
                                    





wrocilem wyjebany do swojej hacjendy. co ten satoru miał w glowie...? bo na pewno nie olej. powinien się trzymać ode mnie z daleka... w końcu miałem teraz swoje życie i nie chciałem by ktokolwiek sie w nie wpierdalal z butami.

westchnalem i usiadłem na podłodze. nie balem sie ze dostane wilka, mialem na sobie grube szaty, a poza tym to były tylko bujdy, wilków nie było w podłogach. ludzie byli jednak zbyt głupi żeby to pojąć. żałosne...

w każdym razie miałem teraz trochę czasu dla siebie przed wyruszeniem na łowy. przez lowy miałem oczywiście na myśli udanie się pod restaurację KFC i skutecznie eliminowanie pracowników tego skandalicznego miejsca. szkoda tylko, że nie mogłem się zrelaksować bo przez caly czas miałem w głowie słowa satoru. spytał czy nie było juz dla niego miejsca w moim sercu. cóż... oczywiście, że było, nie należał on bowiem do podludzi, nie pracował w KFC. niestety był podatny na ich manipulacje, ja nie miałem po prostu siły żeby na niego patrzeć wiedząc jak bardzo zatruwa sobie zycie. było mi naprawdę żal tego jak potoczyły się nasze losy, ale wiedzialem ze zeby zadbać o mojego przyjaciela muszę usunąć się w mrok. tylko tak mogłem stać się zarówno bohaterem jak i najgorszym złem chodzącym na tej planecie...

nie liczylem na to, że ktokolwiek to zaakceptuje. zależało mi tylko na dobru moich przyjaciół i sprawieniu ze swiat stanie sie lepszym miejscem. ku mojemu zdziwieniu znalazłem jednak parę sojuszników, którzy podzielali moje zdanie co do restauracji KFC, więc eliminacja pracujących tam szkodników szła sprawniej niż mógłbym sobie to wyobrazić. czulem satysfakcję patrząc jak pracownicy KFC wydaja z siebie ostatnie tchnienie a następnie sa spuszczani w toalecie lub wrzucani do wulkanu.

nagle do pomieszczenia wszedł miguel, przerywając moje rozmyślenia. posłałem mu spokojne spojrzenie dając mu do zrozumienia, że go akceptuję.

- witaj murzynie - powiedziałem łagodnie. oczywiście nie byłem rasista, po prostu nazywanie go tak było dla mnie wygodne. ostatnimi czasy wolałem nie wychodzić poza strefę mojego komfortu, nie chciałem przecież, żeby moje włosy zaczęły mi wylatywać ze stresu. wydałem sporo kosmetyków do pielęgnacji żeby wyglądały tak jak wyglądają, więc o straceniu ich nie było mowy.

- siema - odrzekł dumnie miguel.

- daj znać innym żeby rozpoczęli przygotowania, po zmroku wyruszamy - oznajmiłem szczerze.

- ok - mężczyzna skinal głową i odszedł. zostałem sam. no cóż... postanowiłem się zdrzemnąć, żeby czas mi szybciej minął, nie mogłem się bowiem doczekać tego co miało się dzisiaj wydarzyć, mimo że na takie wyprawy chodziłem dosyć często. zawsze jednak ten dreszczyk emocji i świadomość, że robię coś dobrego dla planety sprawiały wielką satysfakcję. zamknalem wiec oczy i ucialem sobie komara.




szzzzsszzzzszzzz (przerywnik)




siedzialem w salonie i wpatrywalem sie tepo w sufit. to jak wszystko się potoczylo było tylko i wyłącznie moja zasluga. fakt ze utahime miala zgnic w więzieniu przez moje niedociągnięcia byl straszny. to niewątpliwie mocno godzilo w moje ego. ona miala tylko 19 lat i kochala zycie, nie wiem czy w to uwierzycie.

"pewna utahime kochala ten swiat było jej ciężko wiec posluchaj brat załóż sluchawki i wczuj sie w te historie ale uwierz naprawdę ciezko bedzie zapomnieć"

eh... położyłem sobie reke na czole, powinienem zająć się czyms pożyteczniejszym żeby zająć myśli. zanim jednak zdążyłem na cokolwiek wpaść to do moich uszu dobiegł odglos zbliżających się kroków.

- co tak siedzisz - powiedział megumi swoim monotonnym glosem, matko boska...

- a co mam robić? plan nie wypalił, koleżanka zgnije mi w więzieniu... mam tego dosyć - odparłem zrezygnowany. w tejze chwili straciłem jakiekolwiek chęci do życia i szczerze wątpilem ze jeszcze kiedykolwiek wrócą. no chyba ze suguru by do mnie wrócił. a raczej do bycia moim dobrym ziomalem heh.

megumi patrzył na mnie chwile tymi swoimi tepymi oczami po czym usiadł obok mn. ciekawe czy miał mi coś do powiedzenia czy po prostu chciał odegrać role sztucznego tła. w sumie to obie opcje do mnie przemawialy. po upływie 10 sek poznalem prawde.

- moze wplacisz kaucje i wyjdzie - zaproponował patrząc w podłogę. hm... to nie było głupie aczkolwiek ostatnio wydałem sporo pieniędzy na limitowana koszulke z logiem KFC, a przecież musiałem miec jeszcze nieco grosza na zapas by moc sobie pozwolić na częste wypady do KFC by wyżywić moja cała rodzine składająca się z dwóch (2) osób.

- to nie głupie aczkolwiek ostatnio wydałem sporo pieniędzy na-

- tak, wiem. na limitowana koszulke z logiem KFC. nie zapomnij ze mi też ja obiecałeś - upomniał się megumi. dobrze ze mi przypomniał, bo prawie bym zapomnial. pytanie tylko czy te koszulki były jeszcze dostępne, w końcu ilość była ograniczona. dlatego właśnie były limitowane. mialem wielka nadzieję że miałem jeszcze szansę kupić jedną dla megumiego, w przeciwnym razie byłby problem i musiałbym kogoś obrabować.

- no właśnie. sam widzisz ze wydatki sa spore. muszę jakoś zdobyć trochę siana.

- może zadzwoń do bociana

- nie, nie będę sobie zakładał pętli na szyję. poza tym muszę je zarobić samodzielnie żeby pokazać determinację. nie mogę pójść na łatwiznę - odrzeklem pewny siebie. nie lubiłem chodzić na skróty, wolałem wyznaczać sobie cele i do nich dążyć. to sprawiało, ze życie stawało się barwniejsze niż było.

zaczęliśmy więc myśleć. po dwóch godzinach siedzenia wstałem z kanapy i przeczesalem dłonią włosy.

- kurde. nie wiem - powiedziałem sfrustrowany. do pracy iść nie zamierzalem, nie byłem aż tak zdesperowany.

- no ja tez - odparł megumi i również wstał z kanapy. mialem tego wszystkiego dość.

- chodźmy do mojego pokoju pograć w gry na komputerze - zaproponowałem i udaliśmy sie z megumim do mojego pokoju żeby pograć w gry na komputerze. mieliśmy do wyboru kilka gierek takich jak osu, minecraft, sally face... wybraliśmy więc program paint.

najpierw jednak musiałem oczyścić krzesło gamingowe z moich ubrań, zebralem je więc w jedną rękę i rzuciłem na swoje łóżko. megumi zmarszczył brwi.

- mógłbyś to posprzątac - gdy to usłyszałem to az na niego spojrzalem, on naprawdę się o to mnie czepiał?

- wez, nie mam czasu. poza tym w mojej szafie nie ma już miejsca - wyznałem obronnie. to była prawda. megumi oczywiście mi nie uwierzył i zanim zdążyłem go ostrzec to otworzył szafe z której wysypalo się mnóstwo moich rzeczy i wszystkie spadly na niego, przygniatajac go... serce podeszło mi do gardła.

- megumi! - krzyknalem i podbiegłem do niego żeby mu pomóc się wykaraskac. wreszcie się do niego dokopalem, miał cala czerwona twarz i lekkiego siniaka na kolanie.

- człowieku, masz za dużo ciuchów, powinieneś zrobić porządek w swojej szafie - wypalil od razu i podniósł się do siadu. nagle moje źrenice się rozszerzyły a mózg doznał objawienia.

- to jest to! - powiedziałem uradowany, wstając z kolan.

- co

- zrobimy porządek w mojej szafie. będziemy sprzedawać ciuchy na vinted

Złamane serce | SatoSugu | Jujutsu KaisenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz