Rozdział 5

9.4K 306 180
                                    

Kolejny dzień szkolny... Podczas wczorajszej nocy nie zmrużyłam choć na chwilę oka. Moje myśli osaczyło śledztwo związane z tymi głupimi listami, a w tym strach. To on był silniejszy niż chęć poznania prawdy, lecz jeśli to był ten, którego podejrzewałam, to już bardziej przestraszyłabym się starej lalki w pokoju. A jeśli to nie on, to jestem w czarnej dupie. Przez całą lekcję matematyki mój wzrok był utkwiony w jednym punkcie. W parszywej pełniej fałszywości twarzy Azraela. Brwi miałam ściągnięte, oczy przymrużone, a usta zaciśnięte w wąską linię. Byłam zdeterminowana i zdenerwowana, a samo patrzenie na niego przyprawiło mnie o zawroty głowy. Przez te narzekanie w myślach nie zwróciłam uwagi na to, że jego oczy skupiły się na mnie. Zielone niczym las tęczówki skanowały mnie wzrokiem.

– Coś się stało? – spytał zdziwiony moją nadmierną uwagą skierowaną w jego stronę.

Nie odpowiedziałam. W zamian tego wyciągnęłam rękę zza pleców i z pełnym gracji ruchem pokazałam mu środkowy palec, sarkastycznie się przy tym uśmiechając.

– Chyba lubisz gry. – Uniosłam brew nie rozumiejąc jego aluzji. – Jeśli próbujesz mnie wciągnąć do swojej, to z miłą chęcią dołączę. – Mrugnął okiem.

Irytacja jego osobą przekroczyła limit mojej wytrzymałości.

– Gra, gdzie twoja głowa będzie tarczą, a ja będę rzucać w nią rzutkami? – spytałam udając podekscytowanie. – Z miłą chęcią zagram wtedy z tobą w darta. – dodałam.

Azrael kiwnął głową z uznaniem, a jego kącik ust prawie niewidocznie uniósł się ku górze. Jeśli myślał, że tego nie widać, był w błędzie. Ja widziałam wszystko, nawet tego szczegóły. Dlatego zawsze byłam krok dalej od kogoś. Oni nie zwracali uwagę na mowę ciała i czyny, oni zwracali uwagę na słowa. Każdy kłamca potrafi być ubrany w piękną oprawę i rzucać zdania niczym z poezji. Jedni dawali się złapać w sidła maski idealności, a drudzy od pierwszego wejrzenia rozpoznawali kłamcę. Nawet piękny człowiek z czystym sercem może okazać się kłamcą...

Dzwonek na przerwę rozebrzmiał, a uczniowie wybiegli gęstym tłumem z klasy. Nawet nauczyciel się spieszył, ponieważ był na samym czele wybiegającej brygady. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i Azrael. Widziałam kątem oka, że patrzał co robię. Chyba chciał się odezwać, lecz wielkie ego Azraela Rave mu na to nie pozwalało.

– Możesz przestać się tak gapić? – zapytałam poirytowana.

– Widzisz gdzieś zakaz, że tego mi nie wolno? – rzucił z przekąsem. – Poza tym ostatnio podoba mi się mierzenie cię wzrokiem. – Oczywiście zmierzył moje ciało podczas tego zdania.

Nie było to palące spojrzenie. Było dziwnie. Czułam jak jego wzrok przesuwa się po każdym zakamarku mojej skóry zostawiając po sobie gęsią skórkę na moim ciele. Nie czułam się oceniana, a podziwiana. To mogła być gra z jego strony. Czułam to w krwi i kościach, że za tymi miłymi słówkami i podziwianiem mnie kryło się coś więcej. To nie ja tworzyłam grę, to Azrael wciągał mnie do swojej, a ja nie znałam zasad. Mogłam go wyprzedzić i serio użyć jego głowy jako tarczy do rzutek. Chociaż jeden problem mniej.

– O co ci chodzi? – zapytałam z powagą, stawiając spory krok w jego stronę.

Chłopak wzruszył ramionami. Nagle nie był szczery do rozmów.

– Myślisz, że tego nie widzę? Tej przesadzonej dobroci i tego chorego wzroku, jakbyś miał na mnie chrapkę i mnie podziwiał. Obydwoje wiemy, że prędzej przespalibyśmy się z miejscowymi mietkami niż ze sobą! – Wyrzuciłam ręcę w powietrze.

Fragile Shadow [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz