Rozdział 4

10.3K 321 334
                                    

Przez rok byłam zamknięta w klatce pełnej bólu z której nie dało się uciec. Każdego dnia płakałam, a codzienne wizyty w izolatce nie były mi obce. Myślałam, że nie dam rady. Wiele razy miałam myśli, by ze sobą skończyć, ale nastąpił taki dzień, gdy stwierdzałam, że muszę dać radę. Nie dla kogoś, lecz dla samej siebie. Po tygodniu spędzonym w tym piekle napisałam w moim pamiętniku, że może kiedyś napiszę nową historię, gdzie będę szczęśliwsza. Po sześciu miesiącach przypominało mi się o tym i w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Obiecałam sobie, że wrócę silniejsza. I tak się stało. Dzięki mojej psycholog, która była jedyną normalną osobą w tej placówce i dzięki Elenie. Te dwie kobiety dawały mi siłę, nauczyły postrzegać siebie jako piękna i pokazały jak nie dać się zmieść z planszy. Nie sądziłam, że tam znajdę przyjaciół, a jednak tak się stało. Byłam z siebie ogromnie dumna, że przeżyłam i mogę zacząć moją historię od nowa. Od dziś chciałam, by historia kruchego cienia nabrała innego znaczenia.

Wychodząc z murów tego więzienia zasmakowałam wyczekiwaną wolność. Czułam się jak ptak wypuszczony z klatki, który może w końcu wzlecieć i poznać świat. Ja chciałam poznać siebie w tym nowym wydaniu. Najbardziej czekałam na moment, gdy pokażę im wszystkim, że jestem silniejsza, a ich docinki mnie już nie zniszczą. Byłam ciekawa ich min, szczególnie min świętej trójcy, a ten dzień nadszedł. Właśnie stałam przed bramą szkoły szczerząc się pod nosem. Wzięłam głębszy oddech, odgarnęłam włosy do tyłu i ruszyłam do wejścia. Gdy tylko weszłam przez drzwi, wzrok każdego padł na mnie. Nie był on pewny odrazy, a raczej ciekawości. Nie dziwiłam się. W końcu ta „grubaska" wróciła z psychiatryka. Nie przejmując się szumem jaki wywołałam swoją osobą, podeszłam do mojej szafki. Głowę przez cały czas miałam zadartą do góry i nikogo nie zaszczyciłam spojrzeniem. Do momentu aż nie poczułam się jakby ktoś skanował każdy zakamarek ciała. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się on. Azrael Rave we własnej osobie. Jeszcze bardziej przystojniejszy niż rok temu, ale czy mądrzejszy? Patrzał na mnie mierząc mnie z góry do dołu, a jego kącik ust był skierowany ku górze. Czy ja mam zwidy? Wymienialiśmy ze sobą spojrzenia. Nie były takie jak wcześniej. Moje nadal było pełne odrazy i nienawiści, ale jego... Widziałam w jego oczach iskierki, a na ustach uśmiech. Albo on był pijany, albo ja miałam jakieś urojenia. On szedł w moją stronę. Zdecydowanie miałam urojenia. Był coraz bliżej. Ustał przede mną.

– Meridia.. – szepnął zdziwiony moją obecnością.

To nie były kurwa urojenia.

Słysząc ten głos, ale w innej barwie i tonie, w mojej głowie rozpoczął się mętlik. Czemu on tak na mnie patrzał? Czemu nie zacznie kłótni? Nie przypominałam sobie, by między nami się coś zmieniło. Dla mnie nadal był dupkiem i arogantem, a moja nienawiść nie zmniejszyła się ani trochę podczas mojego pobytu w psychiatryku. Czasem myślałam o tym, że stawił się za mnie tamtego okropnego dnia, ale to nie oznaczało, że on mnie lubi. Stwierdziłam, że po prostu jest jednak trochę mądrzejszy.

– Izrael tak? – spytałam udając, że nie pamiętam jego imienia.

Chłopak cicho się zaśmiał na to przezwisko. Okej, to było dziwne.

– Azrael. – poprawił mnie miłym głosem.

Drażnił mnie ten przesłodzony ton i ten wzrok. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Patrzył na mnie jak na jego potencjalną żonę, a nie wroga.

– Nie pamiętam imion osób, które mnie nie interesują. – Uśmiechnęłam się z przekąsem.

– Możesz mnie nazywać jak chcesz. Dla takiej kobiety mogę zmienić tożsamość. – wypalił.

Prawie zakrztusiłam się własną śliną. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam z powagą na niego.

– Przepraszam, ale czy ja o czymś nie wiem? Nie przypominam sobie, żebyśmy obrzucali się takimi wyznaniami.

Fragile Shadow [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz