KONIEC

667 64 12
                                    

Wszyscy ludzie, którzy w ostatnim czasie byli ważni dla Tobiasza... byli teraz z nim w szpitalu.

Zjawiła się nawet Jowita do której dotarła powaga sytuacji. Zrozumiała, że stawiając Tobiaszowi ultimatum i tak go straci. Liczyła mimo wszystko na to, że Tobiasz nie będzie już gejem i postanowi zostać z nią. Wypłakiwała się cały czas w ramię swojego byłego męża, sądząc, że to wszystko stało się z jej winy.  Że to z jej winy Tobiasz trafił do szpitala. 

Zjawił się także ojciec Eryka, lecz Jowita szybko go przegoniła mówić iż są tu tylko najbliższe osoby dla jej syna. Facet nie protestował, miał lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie w szpitalu. 

Eryk jakiś czas temu powiadomił Lukasa o całym zajściu. 

Tak więc, kobieta czekała w zniecierpliwieniu aby poznać tajemniczego chłopaka, który skradł serce jej syna. 

Lukas pędził do szpitala na złamanie karku. Najpierw nie odpalił mu samochód, później spóźnił się na autobus, następnie przez ulewę cały zmókł i zziębnięty dotarł pieszo po dłuższej chwili do szpitala.

Pędził korytarzami przed siebie, gdzie po chwili zobaczył znajome twarze i już wiedział, że dobrze trafił. Zwolnił krok. Podszedł do Eryka, złapał go za bluzę i szybko postawił na nogi.  

- Gdzie on jest?! Gadaj! 

Eryk wyswobodził się z mocnego uścisku i zaskoczony nagłą reakcją nauczyciela, odpowiedział:

- Tobiasz mocno oberwał, jeszcze te warunki pogodowe... No nie jest z nim najlepiej. Właśnie go operują. 

Mężczyzna opadł bezradny na krzesło i złapał się za głowę. 

Rodzice Tobiasza byli zaskoczeni ale to Jowita była bardziej wytrącona z równowagi. 

- Czy to Pan związał się z naszym synem? - ojciec odezwał się pierwszy. Nie miał przecież pojęcia, że to jest nauczyciel jego syna. 

Lukas stłumił kotłujące w nim emocje. Musiał zachować spokój i pozory dla Tobiasza. 

Podniósł głowę do góry i dopiero zorientował się, że ma przed sobą rodziców swojego chłopaka. 

- Jowita - zaczęła - ja Cię przepraszam, że Ci nic nie powiedziałem na początku naszej znajomości, ale...


- Stój! - przerwała mu. 

Potrzebowała chwili żeby się z tym oswoić. 

Wstała z miejsca i bez słowa wyszła z korytarza, który zajmowali. Tuż za nią zdezorientowany poszedł jej były mąż, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Przypuszczał, że wszyscy się bardzo dobrze znają, bo w innym wypadku Jowita nie zareagowała by w ten sposób...

Lukas odprowadził ich wzrokiem, kiedy nagle ponownie zaczął dzwonić jego telefon. Wkurzony czyjąś natarczywością odebrał nie patrząc nawet kto dzwoni. 

- Czego?! - warknął. 


- Lukas, spokojnie... - odezwała się kobieta. 

Ulka. 

Dzwoniła jego jakże bezczelna i głupia sąsiadka. 

- Spierdalaj i raz na zawsze daj mi spokój! 

- Chciałam tylko zapytać czy wszystko jest w porządku bo wybiegłeś z mieszkania jak oparzony i nie zamknąłeś nawet drzwi - usprawiedliwiła się. 

- A uważasz, że wszystko jest w porządku skoro tak się zachowałem?! - prychnął. - Rusz głową tępa babo i daj mi święty spokój! 

Rozłączył się i cisnął telefon o ścianę. 

Jak widać jego spokój nie potrwał zbyt długo. 

- Stary, spokojnie - uciszał go Eryk. 


Lukas spiorunował go tylko wzrokiem i dalej zwiesił głowę. 

Dopiero przeszło po dwóch godzinach z sali operacyjnej wyszedł lekarz. 

- Gdzie są rodzice chłopaka? - zapytał. 

- Tam - Lukas jako pierwszy zareagował. 

Lekarz stanął na wprost Jowity i jej męża. 

- Mam dla państwa dobrą i złą wiadomość - zaczął. - Dobra jest taka, że państwa syn jest właśnie na sali pooperacyjnej gdzie będzie się wybudzał.

Dosłownie wszyscy zabrani zaczęli się cieszyć z tak dobrych wieści. Lukas, Majka i Jowita nie byli w stanie zapanować nad łzami szczęścia.  

- Zła wiadomość natomiast jest taka, że chłopak ma liczne blizny na ciele z którymi będzie musiał się niestety pogodzić. 

Jowita zdruzgotana opadła na krzesło i zaczęła łkać. 

Lekarz wyszedł z korytarza, zostawiając ich samych z tą wiadomością. 

- On żyje, to jest najważniejsze - odezwała się pierwsza Majka.  

- Jowito, on przeżył - powtórzył Eryk. 

Słowa, które były kierowane do kobiety jak gdyby odbijały się od ściany i w ogóle do niej nie trafiały. 

- Gdybym nie była taką suką to tego by nie było! A teraz tkwimy tutaj wszyscy i słyszymy takie rzeczy - wysyczała przez zaciśnięte zęby. 

Każdy zebrany wiedział, że jest w tym ziarnko prawdy, lecz nikt nie powiedział tego głośno. 

- Kocham go i będę go kochał mimo wszystko - przemówił Lukas. 

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
KONIEC! 

Moi drodzy, mam do was prośbę. Nie wiem czy pisać epilog czy też nie. Chcecie jeszcze epilog czy mam wam już dać święty spokój z tym opowiadaniem, hm?  


To tylko jaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz