1

257 8 0
                                    

Poprawiając prostownicą ostatni raz kawałek moich czarnych włosów, byłam już gotowa do wyjścia. Założyłam czarną spódniczkę, a do tego top w tym samym kolorze. Miałam iść z moim bratem na jakieś spotkanie z jego przyjaciółmi aby mnie poznali, a ja ich. Mieszkałam w Barcelonie dobre dwa tygodnie, i przez te dwa tygodnie byłam cholernie zagubiona i nie miałam kontaktu z nikim oprócz Fermina i jego dziewczyny Arii. Mój brat chciał abym poznała jego przyjaciół jak najszybciej, ale nie naciskał i czekał aż w miarę przyzwyczaję się do tego otoczenia.

Włożyłam jeszcze telefon do torebki na ramię i zeszłam na dół.

Na dole zauważyłam Arię, która stała oparta plecami o drzwi ze wzrokiem wlepionym w komórkę. Kiedy usłyszała moje kroki od razu podniesła wzrok na mnie, a jej twarz się rozpromieniła. Aria była osobą pełną życia, lubiącą adrenalinę i robienie szalonych rzeczy, zawsze miała ten jeden w swoim rodzaju uśmiech, który mógł rozweselić drugą osobę. Nie dziwiłam się, że Fermin wybrał akurat ją. Brunetka założyła kosmyk swoich włosów za ucho podchodząc do mnie i mnie przytulając, dlatego że dzisiaj jeszcze się nie widziałyśmy, od razu odwzajemniłam jej uścisk.

— gdzie jest Fermin? — zapytałam rozglądając się.

— zaraz powinien przyjść, poszedł wysłać jakieś dokumenty, czy coś takiego. — wzruszyła ramionami, a ja kiwnęłam głową.

Wzięłam moje air force'y i usiadłam na małej kanapie i je założyłam. Po chwili przy nas pojawił się Fermin.

— idziemy już? — zapytał spoglądają raz na zielonooką, a raz na mnie.

Obie kiwnęłyśmy głową w tym samym czasie i po wyjściu z domu ruszyliśmy w stronę czarnego Mercedesa. Mój brat razem ze swoją dziewczyną usiedli z przodu, a ja z tyłu. Nie ukrywam, że się stresowałam, stresowałam się w chuj. Nie miałam pojęcia jak wszyscy zareagują i jak mnie przyjmą. Czy będą mili? Może mnie nie polubią? Miałam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i nie potrzebnie się tak stresowałam. Cały czas drżały mi ręce i co chwilę przygryzałam dolną wargę co nie umknęło uwadze Fermina.

- nie stresuj się tak, Maddy. - odezwał się mój brat spoglądając na mnie w lusterku. - niepotrzebnie masz taką reakcję, będzie dobrze.

- mam nadzieję. - mruknęłam i spojrzałam za szybę, a moim oczom ukazało się cudowne morze.

Przez całą drogę Fermin i Aria rozmawiali cicho z sobą, a w tle była włączona jakaś playlista. W końcu Fermin zaparkował auto i od razu z niego wyszliśmy.

— gdzie my jesteśmy? — zapytałam rozglądając się dookoła. Znajdowaliśmy się w jakimś lesie, który był wyjątkowo ładny.

— miejsce spotkań Fermina i jego kolegów z drużyny. — wyjaśniła mi Aria i ruszyliśmy jakąś ścieżką.

— wszyscy powinni już być. — dopowiedział starszy López idący przed nami.

Po jakiejś minucie chodzenia ścieżką w lesie, ujrzałam cudowne jezioro, któremu było daleko do symetrycznego, ale miało w sobie coś cudownego. Ujrzałam również ławeczki z drewna, na których siedzieli - jak przypuszczałam, piłkarze, z drużyny Fermina, a pomiędzy nimi było ognisko.

— no to tak. — zaczął Fermin. — Madison, to jest Ferran Torres, Pedri Gonzalez, Alejandro Balde, Jules Kounde i Pablo Gavira — powiedział pokazując ręką na każdego kolegę. — chłopacy, to jest moja siostra Madison.

Widziałam jak najmłodszy z nich mi się przypatruje. Kiedy spojrzałam na niego a nasze oczy się spotkały, chłopak od razu odwrócił wzrok.

— miło poznać. — odezwał się Pedri, gdy stanął przede mną i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam. Za chłopakiem stanęli Balde, Kounde i Torres, a Gavira dalej siedział na swoim miejscu i chyba nie zamierzał się ruszyć.

— mi również. — uśmiechnęłam się przyjaźnie do chłopaka, i tą samą czynność powtórzyłam z resztą piłkarzy.

***

Piłkarze byli mili w stosunku do mnie. Nie mówię oczywiście o Gavirze, który nie raczył się do mnie odezwać i tylko pożerał mnie tym szyderczym wzrokiem. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, bo nic złego nie zrobiłam, ale starałam się nim nie przejmować.

Zaczęłam dogadywać się z Gonzalezem, z którym tego dnia rozmawiałam najwięcej i naprawdę przyjemnie się z nim rozmawiało. Opowiadał trochę o sobie, ja o sobie tak samo, śmialiśmy się...

Kounde, Torres i Balde również byli sympatycznymi osobami. Każdy z nich miał w sobie coś wyjątkowego. Na przykład Balde, znam się z nim niecałe dwie godziny, a już wiem, że mogłabym pójść do niego z każdym problemem. Pedri, jeżeli byłabym smutna, mogłabym do niego zadzwonić, a on by mnie rozśmieszył i byłoby lepiej.

Już na tym spotkaniu czułam, że moje życie będzie bardziej kolorowe i o niebo lepsze niż sobie wyobrażałam.

The best plaster is him. ||  𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz