11

125 4 0
                                    

Pablo Gavi

Po tym jak Madison López wyszła z budynku, byłem strasznie wkurwiony na Fermina. Nie żeby mi zależało na młodszej López, po prostu było mi jej żal, gdy Fermin powiedział jej takie słowa. Nigdy nie chciał bym usłyszeć ich od własnego rodzeństwa.

— nie chce tu siedzieć. —  wyznałem. — pójdę jej poszukać gdzieś. — mruknąłem i ruszyłem w stronę wyjścia.

— pojadę z tobą. — powiedział za mną Pedri.

***

Kiedy z Ferminem i chłopakami przyjechaliśmy do domu Kaydena Castillo, miałem ochotę rozjebać mu łeb. W sumie to Ferminowi też, bo przecież przez niego Madison López tutaj wylądowała. Najprawdopodobniej.

Miałem ochotę wywarzyć te cholerne drzwi, ale od tego powstrzymał mnie Pedri, który po prostu wcisnął dzwonek znajdujący się na ścianie, i po chwili drzwi się otworzyły.

— co jest... — przed nami stanął Kayden.

Nie zdążył nic więcej powiedzieć bo rzuciłem się na niego i zacząłem okładać go pięściami wciągając go przy tym do środka i zostawiając resztę na dworze. Najpierw nie zamierzałem go bić, ani nic z tych rzeczy, ale byłem teraz w innym świecie i nie mam pojęcia co mną kierowało. Usiadłem na nim w okraku i przy Kaydenie kucnął Fermin.

— gdzie ona kurwa jest? — zapytał go López.

Castillo chyba wreszcie oprzytomiał, bo dostałem dwa celne ciosy w twarz, a mój nos zabolał na tyle, że zsunąłem się z chłopaka dając mu wolność do normalnego poruszania się. Blondyn podniósł się z podłogi, ale w porę stanął przed nim Ferran, który go obezwładnił, i który był od Kaydena sporo większy.

— w porządku? — zapytał mnie Pedri, który podszedł do Ferrana aby mu pomóc.

— ta. — mruknąłem i przetarłem wierzchnią częścią dłoni krew z nosa.

— zostańcie przy nim dopóki nie przyjdziemy. — rozkazał Fermin. — my idziemy szukać Madison.

Po tych słowach oboje wparowaliśmy do salonu, i zacząłem rozglądać się za dziewczyną. Czarnowłosa leżała bez życia na kanapie. Była blada jak ściana i nawet nie chciałem wiedzieć co ten debil jej dawał. Ani co z nią robił. Kucnąłem przy dziewczynie i zacząłem lustrować, każdy szczegół jej twarzy. Fermin przykucnął obok mnie i delikatnie dotknął dziewczynę za ramię. Madison López cała się spięła na ten dotyk, a jej brat szybko zabrał rękę.

— kurwa... — wyszeptał cicho spoglądając na niebieskooką.

— zajebiemy go. — uśmiechnąłem się lekko bez cienia rozbawienia.

— trzeba ją zabrać. — zdecydował Fer i się podniósł. — zaniesiesz ją do auta?

W normalnych okolicznościach nigdy bym się na to nie zgodził, ale dzisiaj był taki wyjątek, więc lekko pokiwałem głową. Akurat do pomieszczenia weszła dwójka piłkarzy.

— i jak? — spytał ich Fermin.

— jest dobrze, to znaczy tak jakby nie jest. — wzruszył ramionami Pedro. - leży nieprzytomny na podłodze.

— trzeba zadzwonić na policję. — odezwał się Torres.

— pojebało cię? Żadnych psów. — Fer pokręcił głową.-— to nie jego wsadzą za kratki tylko nas. Przecież kurwa, on leży nieprzytomny na podłodze!

Nie czekałem już ani sekundy, tylko podniosłem młodszą López i poszedłem z nią na rękach w stronę wyjścia. Od razu poczułem świeży zapach i nieprzyjemne  zimno, które opatuliło mnie jak i Madison López. Wsiadłem z nią na rękach, i po chwili do auta wsiadła pozostała trójka piłkarzy.

The best plaster is him. ||  𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz