4

122 6 0
                                    

Podróż minęła dla mnie przyjemnie i cicho, przynajmniej mnie nikt o nic nie pytał i nie musiałam dołączać się do rozmowy.

Po jakiś dziesięciu minutach jazdy zaparkowaliśmy przed barem i skierowaliśmy się do miejsca, które wynajęli chłopaki.

Raczej Fermin wynajął prywatną loże, aby nikt nam nie przeszkadzał, a chłopaki mogli siedzieć w spokoju bez żadnych kibiców.

— napijmy się czegoś, nie będziemy tak siedzieć przecież. — odezwał się Ferran

I tak właśnie się zaczęło. Mimo iż nie piłam alkoholu bo przez ostatnie wydarzenia przestałam, dzisiaj wypiłam trochę dużo.

— czy to przypadkiem nie jest Bellingham, Militao, Guller i Vini? — zapytał Balde, a on jak to on zaczął wymachiwać rękoma przez co piłkarze podeszli do nas.

— witam piękne panie. — zwrócił się do Arii i mnie anglik. — no i oczywiście naszych ulubionych zawodników.

Wszyscy zaczęli ze sobą rozmawiać, a mnie zrobiło się trochę słabiej. Od razu powiedziałam Arii, że idę tylko do toalety i za chwilę wrócę.

Gdy tylko znalazłam się w toalecie spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Oparłam się rękami o umywalkę, żeby dalej trzymać się jakoś na nogach. Nie pasowałam do nich. Zdecydowanie.

Nie zamierzałam płakać, bo nie chciałam rozmazać starań Arii, a przede wszystkim nie chciałam, żeby ktoś myślał, że miałam chwilę słabości.

Spuściłam głowę i wypuściłam drżące powietrze z ust. Odepchnęłam się lekko od umywalki i wyszłam z toalety.

Na moje nieszczęście natrafiłam na Jude'a, który był uśmiechnięty od ucha do ucha.

— kto by się spodziewał, Madison López. — powiedział chłopak i się zaśmiał.

— kto by się spodziewał, Jude Bellingham. — odpowiedziałam mu tym samym i skrzyżowałam ręce na piersiach.

— interesujesz się piłką? — zdziwił się, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.

— nie, ale jakbyś nie zauważył mój brat gra w FC Barcelonie, jest mistrzem Europy i wygrał olimpiadę, więc tych popularniejszych znam, a tymbardziej gwiazdę Realu Madryt. — uśmiechnęłam się sztucznie.

— czyli mogłabyś przyjść na mecz w piątek i zobaczyć jak strzelam bramkę? — zapytał i przechylił lekko głowę w lewo.

— mam to potraktować jako zaproszenie? — zapytałam udając zaszczyconą.

— może. — uśmiechnął się trochę szerzej. — ciężko by było nie zaprosić takiej pięknej panny. — powiedział i spojrzał na mnie od góry do dołu.

Po jego słowach poczułam lekkie szarpnięcie za ramię i natychmiastowo się odwróciłam. Moim oczom ukazał się brunet, który był, nie wiem, wkurzony?

— przepraszam cię, Jude, ale muszę zabrać na chwilę Madison, na pewno porozmawiacie jeszcze później. — powiedział do niego Gavira.

Chłopak pociągnął mnie za nadgarstek w stronę jakiegoś lobby, gdzie nie było nikogo, tylko same kanapy i pojedyncze stoliki.

Moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, a chłopak przybliżył się do mnie, a nasze twarze dzieliły tylko centymetry.

— puść mnie, idioto. — syknęłam do niego, na co chłopak uśmiechnął się kpiąco.

— sei così carino quando sei arrabbiato. (Jesteś taka słodka, kiedy się złościsz) — uśmiechnął się łobuzersko i odepchnął się od ściany i podążył w stronę wyjścia.

Jeszcze przez chwilę stałam w osłupieniu, i po chwili zaczęłam rozumieć sens tego co powiedział.

W co ty ze mną pogrywasz, panie Pablo Gavira?

The best plaster is him. ||  𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz