15

109 5 2
                                    

Było po dwudziestej trzeciej i niektóre osoby, na przykład Mikky, Frankie, Ansu i Balde rozeszli się do domów usprawieliwiając się tym, że muszę wstać rano.

— zagraj z nami, Maddy! — krzyknęła do mnie Aria.

Grali akurat w siatkówkę i po skończeniu kolejnej gry, chyba im się znudziło granie w tych samych składach więc postanowili sprowadzić mnie.

— nie ma opcji. — pokręciłam głową przypominając sobie wszystko.

— no dawaj, Madison! — krzyknął Fermin razem z Pedrim i już nie mogłam odmówić.

Im? Odmówić? W życiu.

Nigdy nie byłam dobra w siatkówkę i unikałam jej jak najbardziej mogłam.

W szkole zawsze mnie wyzywano, że jestem jebanym nieukiem i nie umiem odbić cholernej piłki.

Niepewnie weszłam do wody i stanęłam na jednej połowie gdzie był Gavira, Fermin i Laylą. Gdy zauważyłam dziewczynę wywróciłam oczami.

Ale tak jak szybko irytacja się pojawiła tak szybko zniknęła, bo została zastąpiona zwykłym stresem.

Dostałam piłkę dając mi znak abym zaserwowała, ale ja nie umiałam.

— nie umiem. — szepnęłam obracając piłkę w dłoniach.

— jak to nie umiesz? — powiedział Gavira marszcząc brwi.

Och, teraz dopiero się do mnie raczyłeś odezwać?

— no normalnie, nie umiem serfować. — wzruszyłam ramionami. — macie. — mruknęłam i rzuciłam piłkę do Fermina.

Już nikt nic nie powiedział tylko zaczęliśmy grać.

Już wtedy wiedziałam, że akurat ta gra jest najgorszą w moim życiu.

***

Kto by się spodziewał? Przegrywaliśmy.

Ciągle słyszałam głośne westchnienia Layli i widziałam jak wywraca oczami.

Trochę bolało.

Nie chciałam już przeszkadzać i po dwudziestu paru minutach gry odsunęłam się na bok. Fermin, Pablo i rudowłosa próbowali przebijać piłkę na drugą stronę, ale przeciwnicy byli za mocni.

Rozgrywka toczyła się w milczeniu co nie było przyjemne dla nikogo. Ale nikt nic nie zrobił, aby to przerwać.

Cicho wyszłam z basenu i zajęłam miejsce na leżaku. Kiedy zauważyłam, że znajomi nawet nie zauważyli tego, że poszłam i kontynuowali rozgrywkę beze mnie, w moich oczach stanęły łzy, które przetarłam wierzchnią dłoni.

Nie teraz, Madison proszę.

***

Oglądając rozgrywkę z daleka widziałam jak Fermin nie zdąża podbiec do piłki, i wtedy drużyna przeciwna wygrała i rozniosły się krzyki i piski.

Pokręciłam głową z dezaprobatą i spuściłam wzrok. Przecież to tylko jedna cholerna gra. Z transu wyrwał mnie dotyk za ramię.

Otworzyłam oczy i zauważyłam kucającego przy mnie Pedriego nie wyglądał na złego ani nic z tego.

— nie przejmuj się nią, Madison. — pokazał kciukiem za siebie, a ja zauważyłam jak Gavi rozmawia z Laylą. Od razu przeniosłam wzrok na bruneta obok mnie. — to kurewsko jest zazdrosne i tyle. Nic nie zrobisz.

— Pedri ja ich zawiodłam. — mój głos najzwyczajniej w świecie się załamał się rozpłakałam, Pedro od razu przysiadł obok mnie i mnie przytulił. — nie chciałam...

To kurwa wracało.

— to nie tobą jesteśmy zawiedzeni, tylko Laylą. — odsunął się ode mnie na wyciągnięcie ramion. — ona nigdy się nie nauczy bycia dobrą osobą, na przykład taką jaką jesteś ty.

Lekko się uśmiechnęłam i ponownie popatrzyłam na dziewczynę.

— a tak między nami. — szepnął i mschylił się do mnie, tak abym tylko ja to słyszała. — myślę, że utopienie jej pod wodą to znakomity pomysł.

Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową niedowierzając.

— zgadzam się z tobą. — powiedziałam opanowując śmiech. — dziękuję. — powiedziałam cicho.

Chłopak się do mnie uśmiechnął przyjaźnie i poszedł w swoją stronę. Nie chciałam tu dłużej siedzieć, więc wstałam z leżaka i wyjęłam ciepłą bluzę, którą spakowałam do torby na taki wszelki wypadek.

Od razu ją założyłam i poczułam ciepło jakie dostarcza najcieplejszy szalik otulający twoją szyję w zimę.

Po drodze powiedziałam jeszcze Ferminowi gdzie idę i skierowałan się chodnikiem na plażę, czyli miejsce, które najbardziej uwielbiałam w tym mieście, i które najbardziej mnie uspokajało i wyciszało.

Po piętnastu minutach chodzenia w pięknie oświetlonym mieście dotarłam do mojego punktu docelowego.

Zaczęłam iść deskami, które były na piasku i prowadziły do jednego z barów na plaży. Po jakimś czasie chodzenia postanowiłam, że usiądę.

Taki widok pozwalał mi poukładać sobie wszystkie mętliki w głowie i najzwyczajniej mnie wyciszał. Szum fal, niebo, które nie było w pełni czarne bo na horyzoncie przebijały się słabe promienie słońca, na którym były gwiazdy, które też były dla mnie czymś więcej niż tylko jakimiś ozdobami na ciemnym niebie.

The best plaster is him. ||  𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz