6

107 5 0
                                    

O siedemnastej trzydzieści zaczęłam przygotowywać się do spotkania z Jude'em. Chłopak wcześniej napisał mi, że zabiera mnie do restauracji, a później  na jakieś klify.

Zrobiłam niby zwyczajny makijaż, ale zrobiłam długie kreski i przykleiłam sztuczne rzęsy. Założyłam różową sukienkę do połowy uda i jak zawsze włosy wyprostowałam bo w takich czułam się najlepiej. Założyłam jeszcze białe obcasy i białą torebkę.

Wystroiłam się tak tylko i wyłącznie dlatego, że Jude zabierał mnie do restauracji, a po drugie sam będzie ubrany bardziej elegancko.

Kiedy kończyłam moje przygotowania zegar wskazywał godzinę osiemnastą czterdzieści i dostałam wiadomość od Bellinghama, że będzie za pięć minut.

Zeszłam na dół i przez stukot moich obcasów zauważyła mnie rodzina Arii i zaczęłam przeklinać je w myślach.

— dzień dobry, to ty jesteś Madison? — mama Arii zawołała mnie ruchem ręki do siebie i słusznie podeszłam.

— dzień dobry, tak to ja. — uśmiechnęłam się do kobiety.

— gdzie ty się wybierasz, że się tak stroisz? — zapytał mnie Fermin, gdy odwrócił się w moją stronę.

Przez chwilę się zawahałam i miałam odpowiedzieć mu niezbyt miło, ale powstrzymałam się tylko przez to, że siedziała tam rodzina Arii.

— jadę z Jude'em do restauracji. — odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą. — nie będę już przeszkadzać, do widzenia.

Po tych słowach wyszłam i zastanawiałam się dlaczego brat Arii tak się na mnie patrzył. Owszem nie zabraniałam mu tego, ale patrzył na mnie cholernie dziwnym wzrokiem i miałam ochotę się jak najszybciej ulotnić i cieszyłam się, że w końcu mi się to udało.

Wyszłam przed dom mojego brata i prawie od razu zauważyłam podjeżdżające czarne BMW, w którym siedział kto inny niż Jude Bellingham.

Podeszłam do auta otwierając drzwi i następnie weszłam do środka.

— miło widzieć panią López. — uśmiechnął się piłkarz.

— miło widzieć pana Bellinghama. — starałam się mówić miło. — co się stało, że już po pierwszym spotkaniu mnie zabierasz do restauracji?

— trudno by było nie zaprosić takiej pięknej kobiety, jaką jesteś ty. — powiedział i odjechał.

***

Spotkanie nie było takie nudne jak się spodziewałam. Było wręcz przeciwnie - Jude okazał się osobą pełną życia, zabawną i sarkastyczną. Dopiero po dwudziestej trzeciej zdecydowaliśmy, że wrócimy do domów, bo obaj byliśmy zmęczeni. Bellingham odwiózł mnie do domu Fera i przez całą drogę się śmialiśmy.

Kiedy byliśmy już na miejscu oboje wyszliśmy z auta.

— dziękuję za dzisiaj, Jude — uśmiechnęłam się do chłopaka i go przytuliłam. — było cudownie.

— cieszę się, że ci się podoba. — odwzajemnił uścisk i pocałował mnie w włosy. — mam nadzieję, że pojawisz się na meczu.

— na pewno. — zaśmiałam się i odkleiłam się od chłopaka. — dobranoc, Jude.

— dobranoc, Madison. — odpowiedział cicho i wsiadł do auta.

Skierowałam się w stronę drzwi wejściowych i zauważyłam palące się światło w salonie, od razu poszłam do tego pomieszczenia.

Przy dużym oknie stał Balde, Pedri, Gavira i Fermin, a na kanapie siedzieli Aria, Kounde, Fati i Torres.

— więc ty i Jude..? — zapytał Balde po chwili ciszy.

— nie — szybko pokręciłam głową. — uczyli was, że się nie podgląda? — westchnęłam. — wybaczcie, ale pójdę na górę.

Po tych słowach udałam się na górę do mojego pokoju. Zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę, bo nie miałam już siły na nic więcej.

The best plaster is him. ||  𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz