O siedemnastej trzydzieści zaczęłam przygotowywać się do spotkania z Jude'em. Chłopak wcześniej napisał mi, że zabiera mnie do restauracji, a później na jakieś klify.
Zrobiłam niby zwyczajny makijaż, ale zrobiłam długie kreski i przykleiłam sztuczne rzęsy. Założyłam różową sukienkę do połowy uda i jak zawsze włosy wyprostowałam bo w takich czułam się najlepiej. Założyłam jeszcze białe obcasy i białą torebkę.
Wystroiłam się tak tylko i wyłącznie dlatego, że Jude zabierał mnie do restauracji, a po drugie sam będzie ubrany bardziej elegancko.
Kiedy kończyłam moje przygotowania zegar wskazywał godzinę osiemnastą czterdzieści i dostałam wiadomość od Bellinghama, że będzie za pięć minut.
Zeszłam na dół i przez stukot moich obcasów zauważyła mnie rodzina Arii i zaczęłam przeklinać je w myślach.
— dzień dobry, to ty jesteś Madison? — mama Arii zawołała mnie ruchem ręki do siebie i słusznie podeszłam.
— dzień dobry, tak to ja. — uśmiechnęłam się do kobiety.
— gdzie ty się wybierasz, że się tak stroisz? — zapytał mnie Fermin, gdy odwrócił się w moją stronę.
Przez chwilę się zawahałam i miałam odpowiedzieć mu niezbyt miło, ale powstrzymałam się tylko przez to, że siedziała tam rodzina Arii.
— jadę z Jude'em do restauracji. — odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą. — nie będę już przeszkadzać, do widzenia.
Po tych słowach wyszłam i zastanawiałam się dlaczego brat Arii tak się na mnie patrzył. Owszem nie zabraniałam mu tego, ale patrzył na mnie cholernie dziwnym wzrokiem i miałam ochotę się jak najszybciej ulotnić i cieszyłam się, że w końcu mi się to udało.
Wyszłam przed dom mojego brata i prawie od razu zauważyłam podjeżdżające czarne BMW, w którym siedział kto inny niż Jude Bellingham.
Podeszłam do auta otwierając drzwi i następnie weszłam do środka.
— miło widzieć panią López. — uśmiechnął się piłkarz.
— miło widzieć pana Bellinghama. — starałam się mówić miło. — co się stało, że już po pierwszym spotkaniu mnie zabierasz do restauracji?
— trudno by było nie zaprosić takiej pięknej kobiety, jaką jesteś ty. — powiedział i odjechał.
***
Spotkanie nie było takie nudne jak się spodziewałam. Było wręcz przeciwnie - Jude okazał się osobą pełną życia, zabawną i sarkastyczną. Dopiero po dwudziestej trzeciej zdecydowaliśmy, że wrócimy do domów, bo obaj byliśmy zmęczeni. Bellingham odwiózł mnie do domu Fera i przez całą drogę się śmialiśmy.
Kiedy byliśmy już na miejscu oboje wyszliśmy z auta.
— dziękuję za dzisiaj, Jude — uśmiechnęłam się do chłopaka i go przytuliłam. — było cudownie.
— cieszę się, że ci się podoba. — odwzajemnił uścisk i pocałował mnie w włosy. — mam nadzieję, że pojawisz się na meczu.
— na pewno. — zaśmiałam się i odkleiłam się od chłopaka. — dobranoc, Jude.
— dobranoc, Madison. — odpowiedział cicho i wsiadł do auta.
Skierowałam się w stronę drzwi wejściowych i zauważyłam palące się światło w salonie, od razu poszłam do tego pomieszczenia.
Przy dużym oknie stał Balde, Pedri, Gavira i Fermin, a na kanapie siedzieli Aria, Kounde, Fati i Torres.
— więc ty i Jude..? — zapytał Balde po chwili ciszy.
— nie — szybko pokręciłam głową. — uczyli was, że się nie podgląda? — westchnęłam. — wybaczcie, ale pójdę na górę.
Po tych słowach udałam się na górę do mojego pokoju. Zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę, bo nie miałam już siły na nic więcej.
CZYTASZ
The best plaster is him. || 𝐏𝐚𝐛𝐥𝐨 𝐆𝐚𝐯𝐢𝐫𝐚.
RomanceMadison López jest pół angielką i pół Hiszpanką. Jej ojciec znęcał się nad nią, jej bratem i matką, która zerwała z nim gdy Madison miała osiem lat. . Gdy miała siedemnaście lat, jej mama zachorowała na białaczkę, i zmarła po dwóch miesiącach walki...