Rozdział 10

6.8K 346 163
                                    

Wsiadłam do auta Azraela, które jak zwykle było wręcz pedantycznie czyste. Żadnego okruszka, kurzu ani papierków. W tym samochodzie było czyściej niż w moim pokoju.

– Pedant – powiedziałam pod nosem.

Jednak mój ton głosu był zbyt głośny, bo Azrael odwrócił się do mnie z skwaszoną miną.

– Ten samochód jest wart więcej niż mój dom, więc nie dziw się czemu tak o niego dbam – wyjaśnił z oburzeniem.

– Szkoda, że nie dbasz tak o siebie – docięłam.

– Gdy się we mnie wpatrujesz jakoś nie przeszkadza ci moje „zaniedbanie". – Z cwanym uśmieszkiem na ustach zrobił cudzysłów z palców.

I tu mnie zagiął. Do końca drogi się nie odzywałam, tylko patrzałam za okno. Jechaliśmy wzdłuż głównej ulicy, a ja dzięki temu mogłam podziwiać wieczorne widoki i ludzi, którzy przechadzali się po mieście. Myrtle Beach zawsze kojarzyło mi się dobrze. Dużo atrakcji dla turystów, dla dzieci i młodzieży. Piękne plaże no i oczywiście ocean. Najlepiej to wszystko wyglądało w nocy. Wtedy był tutaj szczególny klimat. Nastolatkowie przy ognisku na plaży, wesołe miasteczko tuż obok i dużo barów. Kochałam to miejsce, a myśl, że kiedyś będę miała je kiedyś opuścić nie dawała mi spokoju. Szkoda tylko, że ja nie mogłam żyć jak inni nastolatkowie...

– Wysiadka, Lory. – Moje myśli przerwał niski glos chłopaka.

Dojechaliśmy na miejsce. Przed nami znajdował się ogromny, nowoczesny dom. Już stąd było słuchać nastolatków, którzy bawili się w środku. Nagle brama się otworzyła, a my weszliśmy do środka. Serce stanęło mi w piersi, gdy zobaczyłam ogród. Na środku stała fontanna z piękną rzeźbią, a wokół niej były ławki, na których siedzieli jedni z gości. Dużo przepięknych roślin, a w tym goździki. Jak oparzona ruszyłam w ich stronę i zaczęłam podziwiać kwiaty. Wszystkie możliwe kolory widniały tuż przede mną. Białe, czerwone, żółte i różowe.. Nagle poczułam na swoim karku czyiś oddech, a potem w moje oczy rzuciła się męska dłoń, która zerwała jednego z kwiatów. Na moim barku zacisnęła się dłoń, a ja obróciłam się przodem do niego. Azrael stał z jednym różowym goździkiem tuż przede mną.

– Dla pięknej damy. – Ukłonił się teatralnie, wręczając mi kwiat.

Przyjęłam go, a mój kącik ust podniósł się ledwie widocznie do góry, co nie umknęło uwadze Azraela. Moja postawa natychmiastowo się zmieniła. Przybrałam poważny wyraz twarzy, a wzrokiem zaczęłam skanować chłopaka.

– Już kończymy przedstawienie? Chcę się czegoś napić – odparłam suchym tonem.

– Kobiecie nie dogodzisz. – Westchnął, ale przystał na moją propozycję.

Splótł nasze dłonie i poprowadził do wejścia. Już na samym początku zostaliśmy hucznie przywitani, a raczej Azrael. Chłopacy z jego drużyny rzucili się na niego. Niektórzy z nich nawet przywitali się ze mną, co było dla mnie miłym zaskoczeniem.

– Nie będziesz zła jeśli porwiemy go na chwilę? Oddamy, przysięgam – spytał jeden z nich.

Jak dla mnie to robili mi oni przysługę.

– Bierzcie go i za szybko nie oddawajcie. – Machnęłam ręką.

Widziałam jak Azrael przewrócił oczami. Oddałam w jego ręce kwiat, by go przechował. Lekko się uśmiechnął i ruszył za kolegami. Ja za to udałam się w głąb domu. Nigdy nie byłam na takiej imprezie. Wszędzie był rozstawiony alkohol, a niektórzy nawet wciągali kreski na kanapie. Na samą myśl o tym zachciało mi się wymiotować. Gdy minęłam stado ćpunów, dotarłam do pokoju, gdzie znajdowało się znacznie więcej osób. To tutaj był parkiet, swoją drogą bardzo ciekawy. Czarne płytki, kula disco oświetlająca cały plac i Dj. Obok w kącie był stół do piwnego pingponga i rzutki. Nie wiele myśląc udałam się właśnie tam. Szybko tego pożałowałam, ponieważ znajdowała się tam Clara. Gdy już chciałam jak najszybciej zawrócić, usłyszałam jej głos.

Fragile ShadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz