#8

243 8 0
                                    

Spanikowana wróciłam do domu. Próbowałam się do niej dodzwonić z telefonu stacjornego, ale jej telefon dzwonił w sypialni. Szybko weszłam na górę. Założyłam byle jakie ubrania. Na dole napiłam się jeszcze wody i szybko wybiegłam z domu. Jeszcze raz dla pewności sprawdziłam obie piwnice, domek letniskowy i garaż. Mamy nigdzie nie było. Zamknęłam dom na klucz i poszłam szukać jej w terenie. Spojrzałam na telefon. Już godzina 07:30. Fakt, że nie idę do szkoły jest chyba oczywisty. Przechodziłam obok domu, ponieważ teraz miałam iść w przeciwną stronę. Wstąpiłam na chwilę do niego, żeby zobaczyć czy może mama nie wróciła. Niestety nigdzie jej nie widziałam. Moje serce biło jak szalone. Nawilżyłam sobie usta wodą i znów wyszłam z domu.
-A o plecaku pani nie zapomniała? - zapytał Alan podjeżdżając motorem.
Ucieszyłam się, że go zobaczyłam. Wiem przynajmniej, że on jest bezpieczny. Bo w końcu też należał do osób, na których mi zależało.
-Nie idę do szkoły. - powiedziałam, a łzy spływały mi po policzkach.
-Ej, co jest maleńka? - zapytał, zauważyłam zmartwienie w jego oczach.
-Moja mama, moja mama zginęła gdzieś. - wydusiłam te słowa z siebie.
-Jak to? Co się stało? - Alan bardzo posmutniał.
-Nie wiem. Wieczorem położyłyśmy się razem spać u niej w sypialni, a gdy obudziłam się już jej nie było.
-Może wyszła po zakupy? - próbował mnie pocieszyć.
-Obudziłam się o czwartej...nigdy nie chodzi po zakupy o tej godzinie. - stwierdziłam nerwowo.
-A jakaś ciocia? Byłaś u nich? - chłopak próbował mi pomóc.
-Nie. - powiedziałam z iskierką nadziei.
-Wsiadaj i mów mi gdzie mam jechać. - dał mi kask.
Mocno przytuliłam go w pasie i wytłumaczyłam mu jak ma dojechać.
***
Po kilku godzinach wjechaliśmy z powrotem na podwórko. Nikt jej nie widział, nikt z nią nie rozmawiał.
-Nie możemy tracić nadziei. - mówił Alan.
Jezu ten chłopak się tym na prawde przejął. Jego oczy i twarz one mówią same za siebie. Gdy wychodziliśmy od ostatniej z ciotek miał nawet łzy w oczach.
-Przepraszam, przeze mnie nie poszedłeś do szkoły.
-Ej, mała! Przestań! To tylko głupia szkoła. Teraz musimy zrobić wszystko, ale to wszystko, żeby odnaleźć Twoją mamę. - uspokajał mnie.
-Wiesz co? Ja sobie sama dam radę. Jedź już do domu. - chciałam na zostać sama.
-Chyba ogłupiałaś, jeśli myślisz, że ja Cię teraz zostawię samą. - powiedział obejmując mnie w talii.
-Myślisz, że mam dzwonić do rodzeństwa? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
Nie wspominłam wcześniej, ale mam pięcioro rodzeństwa, już dorosłego.
-Na razie chodźmy do domu, wypijemy herbatę i obmyliśmy co robić dalej. - powiedział.
-Dobra. - w sumie mimo całego zapału do poszukiwań mamy potrzebowałam chwili odpoczynku.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy do domu. Kazał mi się położyć, a sam zaparzył herbatę i zrobił nam kanapki.
-Wiem jak to jest tracić tak bliskie nam osoby. - powiedział kładąc talerz na stół.
-Taa, na pewno nie wiesz jak to jest tracić mamę. - palnęłam bez namyślenia.
-I tu się mylisz. - odpowiedział, po raz kolejny dziś miał łzy w oczach.
Ja chyba nie powinnam tego mówić. Na pewno tego nie powinnam mówić!
Zuzka! Ty głupia kretynko! Przecież ja nic o nim nie wiem...
-Muszę zadzwonić do ojca Marty, żebyśmy się spotkali w innym terminie. - powiedział już uspokojony.
-Marta! - krzyknęłam jakbym nagle rozwikłała 'zagadkę'.
-Co? Chyba nie myślisz, że ona ma coś wspólnego ze zniknięciem Twojej mamy?
-Przecież wiesz, że ona jest do wszystkiego zdolna. Wiesz gdzie mieszka?
-Wiem. - oznajmił.
-Jedziemy tam! Szybko! - krzyknęłam, nabierając energii.
Jak ja mogłam na to wcześniej nie wpaść? Oby moja mamusia tam była. Ona może robić mi co tylko zechce, ale nie ma prawa dotykać mojej mamy!
*****
Szybko dojechaliśmy na miejsce. Alan kazał mi na razie zaczekać na motorze, a sam poszedł do jej ojca. Wyglądali jakby na prawdę dobrze się znali. Miałam go zapytać, o co chodziło z tą jego mamą, ale nie zapytałam. Na razie muszę odnaleźć swoją. Zapytam go o to później.
-Zuźka! - krzyknął Alan i machnął ręką na oznakę, żebym przyszła.
-Dzień Dobry. - powiedziałam do starszego mężczyzny.
-Dzień Dobry. - ukłonił mi się z lekka, na jego twarzy widać było zmartwienie i smutek.
-Marta była bardzo zdenerwowana wczoraj jak wróciliśmy do domu. Chciałem z nią normalnie porozmawiać, ale nie dało się tak. Zacząłem na nią krzyczeć. Ona wybiegła do swojego pokoju i zamknęła się na klucz. Z nadzieją, że do rana jej przejdzie poszedłem spać... - mówił.
-Ale...ale, gdy rano wstałem,żeby ją budzić jej już nie było. Około 10 zadzwoniła do mnie, że jest w szkole i że mam się o nic nie martwić. - kontynuował.
-Myśli pan, że mówiła prawdę? - zapytałam.
-Nie, jestem pewnien, że nie. Dzwoniłem do dyrektora szkoły, ten podał mi waszego wychowawcę i okazało się, że Marty od rana nie ma w szkole. - oznajmił z przejęciem.
-Czy ona może mieć coś wspólnego ze zniknięciem mojej mamy? - zapytałam.
-Nie wiem, ale zaraz się jakoś dowiemy. Alan idź zaprowadź motor do garażu i pojedziemy do domu tej Kamili, może ona coś wie. - powiedział.
Ten facet był na prawdę miły. Mam nadzieję, że od Kamili się czegoś dowiemy. Boję się, na prawdę się boję.
-A pistolet mam przy sobie, więc najgorzej nie będzie. - dodał po chwili.
Trochę mi ulżyło... oczywiśnie niedużo, bo jeszcze nawet niewiadmo czy ona ma coś wspólnego z zaistniałą sytuacją.

Po chwili byliśmy już na miejscu. We troje pukaliśmy do drzwi, które po dłuższej chwili otworzyła mama Kamili.
-Dzień Dobry, jest Kamila w domu? - zapytałam.
-Nie ma jej. - odpowiedziała, była bardzo niemiła w ostatnim czasie. Liczyły się dla niej tylko pieniądze. A i oceny jej córek. Kamila miała z nią na prawdę przesrane.
-O której wyszła z domu? - zapytał Alan.
-Nie wiem, jak wstałam rano to już jej nie było.
-Czyli jednak mogą mieć z tym coś wspólnego. - powiedział zasmucony policjant.
-Pojedźmy do parku, może tam są jakieś ślady po nich. - zaproponował Alan.
-Dobrze, jedziemy.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do tego miejsca, w którym wczoraj dziewczyny 'znęcały się' nad nami. Była już 19. Na dworze się powoli ściemniało.
-Mamo, mamo. - krzyczałam, gdy tylko wyszłam z samochodu.
Alan się do mnie dołączył i również krzyczał. Po chwili pomagał nam też pan Zbyszek. Chyba Zbyszek. Słyszałam jak tak mówił do niego Alan.
-Cicho! Słyszycie? - szeptnął Alan.
Znów złapał mnie w talii i nadsłuchiwaliśmy jakiś głosów i czyjegoś pisku.
-Szybko, idziemy tam! - krzyknęłam pokazując palcem na ruiny zamku. Złapałam go za rękę i zmierzaliśmy za staruszkiem. Serce waliło mi jak szalone. Jeżeli to są one i zrobiły jakąś krzywdę mojej mamie to nie ręczę za siebie!
__________________________________
Jak tam? Podoba Wam się? ;) Ten rozdział chyba będzie najdłuższy. Nie wiem czy jest sens, żebym to pisała, więc jeżeli możecie to pozostawcie jakiś ślad po sobie.
Buziaki 💋

👅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz