#10

244 7 0
                                    

Powoli się budząc spojrzałam zmrużonymi oczyma na zegarek stojący obok mnie, o jejku już 8. W nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, ale to nic nie dawało. Po chwili 'ktoś' pukał już do mojego pokoju.
-Wstawaj śpiochu! - krzyknął Alan wchodząc do mojego pokoju z tacą, na której było śniedanie.
-Jesteś kochany. - rzuciłam w jego stroę, puszczając mu buziaka.
-Jak się spało księżniczko? - zapytał.
-No nie narzekam. - odpowiedziałam.
-O której jedziemy do szpitala?
-No myślę, że się wykąpiemy, ogarniemy i możemy jechać. - oznajmiłam, uśmiech nagle zszedł mi z twarzy.
-Eeej, głowa do góry księżniczko! Razem damy radę, nie jesteś sama w tym gównie. - powiedział z dziwnym wyrazem twarzy. Tak bardzo martwił się zaistniałą sytuacją. Byłam mu za to wdzięczna, ale w sumie, gdybym nie zaczęła z nim znajomości to możliwe, że nic by się nie stało....Eh sama się już w tym wszystkim gubiłam.
-Dzięki. - powiedziałam oschle.
-Mogę wziąć przysznic? - zapytał skrępowany.
-No jasne, chyba wiesz gdzie jest łazienka. - powiedziałam śmiejąc się pod nosem.
-Wiem. - mruknął i poszedł.
Zostałam sama. Wcinałam pyszne kanapki, popijąc je co chwilę sokiem pomarańczowy. Chciałabym być już u mamy. Nie mogę się teraz załamywać. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Wstałam z łóżka, żeby przygotować sobie ubrania. Wzięłam miętowe rurki i czarną koszulkę. Zabrałam pustą tacę i poszłam zanieść ją do kuchni. Czekałam, aż Alan wyjdzie z łazienki. Sama nie wiem jak to możliwe, że po trzech dniach naszej znajomości spał w moim domu. W gimnazjum miałam chłopaka przez dwa lata, ale nawet raz nie był u mnie w domu, a jego znam trzy dni i już nawet u mnie spał. W sumie to dużo dla mnie zrobił, a teraz tak strasznie się martwił. Ufam mu.
-Ja już. - usłyszałam zachrypnięty głos rozchodzący się po domu
-Śniedanie było pyszne. - zarzuciłam w jego stronę puszczając mu oczko. On tylko się uśmiechnął.
-Idź na telewzior lub na laptopa, bo za nim się ogarnę to trochę czasu zleci. - poinformowałam go.
-Ach te baby. - zaśmiał się.
Nie odpowiadając mu weszłam do łazienki. Szybko wskoczyłam do kabiny i wzięłąm orzeźwiający prysznic. Po kilkunatu minutach wyszłam, wytarłam się ręcznikiem i założyłam czystą bieliznę, a później ubrania. Podmalowałam twarz fluidem, a rzęsy tuszem, na końcu rozczesałam swoje długie włosy. Lubiłam je, ale wręcz nienawidziłam ich czesać. No i byłam już gotowa.
-Jestem już gotowa, dzisiaj się śpieszyłam. - krzyknęłam rozbawiona.
-O jechane, jak ja z Tobą wytrzymam. - zamamrotał sobie pod  nosem i zaśmiał się.
-Mówiłeś coś? - zapytałam, udając, że nie usłyszałam.
-Wiem, że słyszałaś. - zachichotał.
-Idę spakować rzeczy mamy. - oznajmiłam.
-Okej, ja tu zaczekam. - powiedział.
Schowałam do torby kilka bluzek, koszulek, dresy, spodnie i piżamy. Później dołożyłam jeszcze różne rzeczy do higeny typu: mydło, szczoteczka i pasta do zębów, perfumy, szczotka do włosów, płyn do kąpieli. Na razie nic więcej nie pakowałam, bo nie wiadomo na ile mama zostaje. Schodziłam po schodach ciągnąc torbę. Na dole zauważyłam, że Alan biega po kuchni ze szczotką i zamiata.
-A ciebie co wzięło? - zachichotałam.
-A nic, nudziło mi się. - zaśmiał się pod nosem.
-Dzwonię po taksówkę, okej? - zapytałam.
Kiwnął twierdzącą głową i poszedł odłożyć szczotkę. Po kilkunastu minutach taksówka już podjechała. Założyłam czarne buty i miętową kurtkę i wyszłam przed dom ciągnąc za sobą torbę. Przekręciłam drzwi na klucz i schodziłam ze schodów.
-Daj to torbę. - podbiegł do mnie, zabrał mi ją i zaśmiał się.
Wsiedliśmy do samochodu. Poinformowałam kierowcę, gdzie ma jechać i oparłam się o siedzenie. Alan objął mnie w pasie przyciągając do siebie. Za chwilę pocałował mnie w czoło. Mimo wszystko czułam, że to dzieje się ciut za szybko.
-To tu. - chrząknął nie miły kierowca przerywając moje rozmyślanie.
-Ile płacimy? - zapytałam.
-20 złotych. - odpowiedział ponuro.
-Ja zapłacę. - wtrącił Alan.
-Nie, ja zapłacę. - zaprzeczyłam szybko.
-Śpieszę się do innych klientów, streszczajcie się. - mówił zdenerwowanym głosem kierowca.
Podałam mu szybko pieniądze, wyprzedzając przy tym Alana i wysiedliśmy z samochodu. Przecież jechaliśmy do mojej mamy, nie do jego i to mi wypadało zapłacić. Alan zawiesił torbę na ramieniu udając, że jest na mnie obrażony.
-Ej, chodź najpierw do sklepu. - krzyknęłam pokazująć ręką na Tesco.
-Na razie chodźmy do szpitala, dowiemy się co i jak, a później pójdziemy coś kupić. - zaproponował.
-No w sumie masz rację. - syknęłam w jego stronę, a on złapał mnie za rękę.
-Jak zawsze. - zachichotał.
-Wcale nie. - przekomarzałam się z nim.
Weszliśmy do szpitala. Nienawidzę tej atmostefery, która tam panuje i tego zapachu 'chorób'. Nie mogłabym za nic tam pracować i patrzeć na te wszystkie cierpiące osoby. A teraz jedną z nich jest moja mama. Szliśmy w stronę recepcji.
-Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć na jakiej sali leży Małgorzata Nowak. - oznajmiłam.
-Sala numer 68. - odpowiedziała uśmiechnięta recepcjonistka, po sprawdzeniu tego w komputerze.
Kiwnęłam głową w geście podziękownia. Serce znów biło mi jak szalone. Ściskałam rękę Alana najmocniej jak tylko mogłam.
-To chyba tu. - wskazał palcem na salę 68.
-No faktynie... - mówiłam drżącym głosem.
-Wchodzimy? - zapytał.
-No jasne. - oznajmiłam szybko otwierając drzwi.
W sali były 4 łóżka, ale tylko dwa z nich były zajęte. A na żadnym z nich nie leżała moja mama. Może jest na badaniu, pomyślałam sobie w duchu.
-Dzień dobry, mogę państwu w czymś pomóc? - zapytała młoda pielęgniarka.
-Szukamy Małgorzaty Nowak, recepcjonistka mówiła, że leży na tej sali. - oznajmiłam.
-Jest pani kimś z rodziny? - znów usłyszałam te beznadziejne pytanie, bez którego by się nie obeszło.
-Tak, jestem córką. - powiedziałam.
-W takim razie proszę iść do lekarza prowadzącego, a pan w drodze wyjątku może wejść z dziewczyną. - wskazała na mnie, a uśmiech zszedł jej z twarzy.
-A gdzie on jest? - zapytał Alan.
-W pokoju lekarzy, proszę iść korytarzem prosto i skręcić w ostatnie drzwi po lewej stronie. - pokierowała nas.
***
-Dzień dobry, szukamy lekarza, który prowadzi Małgorzatę Nowak. - oznajmiłam.
-To ja. - wstał wysoki, przystojny facet w okularach.
-Jest pani jej córką? - zapytał.
-Tak.
-Proszę wejdźcie. - wskazał na pokój.
-Możecie wyjść na chwilę? - zapytał innych lekarzy. Wszycy kiwnęli głową, godząc się i patrząc na mnie ze współczuciem. Dziwnie się czułam.
-Naleje nam wody. - oznajmił lekarz.
-Proszę przejść do rzeczy, chcę już zobaczyć się z moją mamą. - wychrząstnęłam.
-Nie mam dla pani dobrej informacji. - powiedział, spuszczając wzrok na podłogę.
-Mama będzie kaleką? - powiedziałam ze łzami w oczach.
-Pani mama...pani mama...ona nie żyje. - powiedział zająkując się.
_______________________
I jak ? Piszcie w komentarzach co o tym myślicie i dawajcie gwiazdki
Buziaki 💋

👅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz