"Zerwałam się z łóżka jak szalona,miałam łzy w oczach. Miałam sen, straszny sen.
-Kochanie, wstawaj! - krzyknęła mama.
Boże moja mama żyje, co za szczęście! Natychmiast wbiegłam do kuchni i zaczęłam ją przytulać.
-O Zuzia a co to się stało, że mam takie powitanie? - zapytała zdziwiona.
-Kocham Cię mamo - cmoknęłam ją w policzek i z ulgą poszłam do łazienki."
Moje serce biło jak opętane. Cała drżałam. W dodatku miałam gęsią skórkę. Czy ten sen mógł mieć coś z tym wspólnego? Tak strasznie się bałam.
-Spokojnie. - szepnął mi do ucha Alan.
Dziękowałam Bogu, że mam go obok siebie. Sama bym sobie nie poradziła, on mi tak strasznie pomaga. Jest taki kochany. Znamy się tylko 3 dni, a znaczy dla mnie naprawdę dużo. Ojciec Marty odsłania już przedostatni krzak...zaraz się okaże czy jest tam moja mama. Ustaliśmy przed ostatnim krzewem, który zastawiał nam widok na osoby, które tam były. Wsłuchiwaliśmy się w ich rozmowę.
-Poniesiesz konsekwencję za to, co robi Twoja córka! A ona zrozumie, że ze mną się nie zadziera. - po głosie poznałam, że mówiła to Marta.
-Spokojnie. Ja na razie wejdę tam sam i zobaczę co się dzieję, udając, że szukałem Marty, a wy tu zaczekajcie. - wyszeptał jej ojciec.
Przytaknęliśmy mu. To ja powinnam tam wejść. Tak bardzo chciałabym już zobaczyć moją mamę. Ale wiem, że mogłabym tym tylko pogorszyć i swoją i jej sytuację. Marta i pan Zbyszek strasznie krzyczeli.
-Alan! - krzyknął w pewnym momencie staruszek.
-Zostań tu. - powiedział do mnie, a sam tam poszedł.
Nie podstosowałam się do tego, co powiedział i weszłam za nim.
-O proszę ta suka też tu jest! - krzyknęła Kamila patrząc na Martę.
Wtedy mało mnie obchodizły jej głupie komentarze. Zobaczyłam moją mamę całą we krwii. Szybko do niej podleciałam i mocno ją przytuliłam. Marta chyba dostała jakiegoś ataku.
-Boże, mamuś nic ci nie jest? - wyszeptałam.
-Chyba nie. - nie miała siły na nic, było to po niej widać, te szmaty mogły ją zamordować.
-Dzownie na pogotowie. - oznajmiłam, patrząc się na Alan.
On tylko kiwnął głową, dając mi pozwolenie.*piętnaście minut później*
Karetka podjechała pod ruiny zamku. Wyszłam, żeby ich pokierować. Na dworze było już ciemno. Dwóch ratowników zajęło się moją mamą, a jeden dawał jakieś leki Marcie. Tak strasznie mi ulżyło, wiedziałam, że mamie nic już nie grozi. Nareszcie jest bezpieczna. Ratownicy szeptali coś między sobą.
-Jaki jest jej stan? - zapytałam ich.
-Jest pani kimś z rodziny? - zadali swoje standardowe pytanie.
-Tak, jestem córką. - oznajmiłam.
-Pani mama na pewno będzie żyła, ale może zostać kaleką,bo jak na razie nie ma czucia w nogach. - poinformowała mnie uprzejma ratowniczka.
-Teraz zabieramy ją do szpitala. Jeżeli chcesz możesz jechać z nami. - dodała po chwili.
Miałam tak strasznie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że moja mama żyje, ale z drugiej przecież to przeze mnie może być kaleką do końca życia. W sumie byłam też zła na ojca Marty. Przecież, gdyby ją jakoś wczoraj ukarał to nic by się nie stało.
-Halo, jedzie pani z nami? - kobieta zapytała ponownie.
-Nie, nie ja zaraz dojadę, proszę mi podać tylko adres. - powiedziałam, chciałam najpierw porozmawiać z panem Zbyszkiem i powiedzieć mu, że tej sytuacji tak nie zostawię i to się znajdzie na policji.
Ratowniczka podała mi adres, ja pocałowałam mamę w policzek i odjechali. Zbliżyłam się do Marty, Kamili, Alana i staruszka.
-Przepraszam pana, ale ja tego tak nie zostawię. To się znajdzie na policji. Żałuję, że nie zrobiłam tego wczoraj. Dzisiaj by to wszystko nie miało miejsca. - powiedziałam z wyrzutami do samej siebie.
-Wiesz to cholernie boli, ale wiem, że Marta, że ona jest winna. - zająknął się.
-Ja nie mogę tego tak zostawić, chociażbym chciała. Moja mama może być kaleką! - krzyknęłam, a łzy same zebrały się w moich oczach.
Alan podszedł i objął mnie w pasie.
-Juuuż cichooo. - szepnął mi do ucha, ocierając mi łzy. To chyba pierwsza osoba, która w takiej sytuacji nie pierdolnęła głupiego 'będzie dobrze'. On był inny.
-Chodźcie do samochodu, pojedziemy wszyscy na komisariat i po kolei będziemy zeznawać. - zaproponował zmartwiony ojciec Marty.
Kiwnęliśmy głową, pokazując, że się zgadzamy. Alan złapał mnie za rękę. Czułam się trochę niezręcznie. bo w sumie to dziewczynę musiało to boleć.***pół godziny później***
Siedziałam czekając na wyjście Marty, Kamili i pana Zbyszka z przesłuchania. Ja i Alan zeznawaliśmy jako pierwsi, bo śpieszyło nam się do szpitala. Ale jednak postanowiliśmy na nich zaczekać. W sumie pewnie i tak im się to upiecze, bo przecież pan Zbyszek ma wtopy w policji, ale jakoś muszą być za to ukarane. Strasznie mi burczało w brzuchu. Wyjęłam komórkę z kieszeni, dochodziła już 24.
-Nie musisz jechać do domu? - zapytałam Alana.
-Nie. - oznajmił sucho.
Miałam chęć na rozwinięcie rozmowy, ale nie mogłam. Był jakiś dziwny. Taki smutny. Ooo, cała trójka właśnie wyszła. Dziewczyny przyznały się do winy. Na razie zostały wypuszczone do domu, ale co dwa dni muszą wstawiać się na komisariacie, a za pół roku odbędzie się sprawa. Przynajmniej tak mówił ojciec Marty.
-Nie martw się Zuzia, przez te pół roku nic nie stanie się ani Tobie ani nikomu z Twojej rodziny. - powiedział do mnie z ciepłym uśmiechem starszy mężczyzna.
Bardzo go polubiłam. Był naprawdę sympatyczny, ale jeżeli chodzi o jego córkę...nienawidzę jej. Tak samo jak Kamili. Jebana przyjaciółeczka.
-Odwieść was do domów? - zapytał pan Zbyszek.
-Zawiezie nas pan do Zuzi, mam u niej motor, a po za tym mam blisko od niej. - oznajmił Alan.
Jechaliśmy w ciszy. Nikt się nie odzywał. Radio było wyłączone.
-To tu. - powiedział Alan wskazując na mój dom.
-Dobranoc. - powiedziałam wychodząc z samochodu.
-Suka. - syknęła Marta.
Miałam to w dupie, jej komentarze już na mnie nie działały.
-To na razie. - machnął Alan idąc w stronę garażu.
-Ej! Chyba jesteś chory, jeżeli myślisz, że Cię puszczę teraz do domu. Jest juz ciemno, a Ty nie będziesz się szlajał po nocy! - krzyknęłam, podbiegając i łapiąc go za koszulkę.
-Mam spać u Ciebie? - zapytał z cwanym uśmiechem.
-W salonie. - pokazałam mu język.
Złapałam go za rękę i poprowadziłam w stronę drzwi. Przekręciłam klucz i weszliśmy do środka. Przekręciłam zamek i szybko zapaliłam światło.
-Czuj się jak u siebie! - krzyknęłam rzucając buty.
Alan zmierzał tuż za mną.
-Jemy coś? - zapytałam.
-Nooo, czekałem, aż o to zapytasz. - zaśmiał się, masując swój brzuch.
-To siadaj, a ja zaraz zagrzeję pizze. - pokazałam mu na krzesełko przy stole.
Chłopak się oblizał. Tak słodko to wyglądało. Włożyłam pizzę do mikrofali. Nalałam wody do czajnika i czekałam, aż się zagrzeje. Po kilku minutach wszystko już było na stole. Wcinaliśmy, śmiejąc się sami z siebie.
-Ufff, ale się najadłem. - zaśmiał się, znów masując się po brzuchu.
-Ja też. - oznajmiłam i też zaczęłam się masować po brzuchu naśladując go.
-Osz Ty. - syknął i wstał nagle z krzesła.
-Mam się bać? - zapytałam wytykając mu języka.
-Ja na twoim miejscu bym się bał. - zaśmiał się.
Podszedł i wziął mnie na ręcę. Zaniósł mnie do salonu. Gdy położył mnie na łóżku szybko rzuciłam w niego poduszką. On zrobił to samo. Byłam szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa. Ten chłopak sprawiał samym sobą, że promienieje.
-Dobra, chyba czas spać. - powiedziałam ziewając.
-No jeszcze mi powiedz, że masz pokój na górze...
-No tak. - oznajmiłam zdezorientowana.
-O nie, ja sam tu nie zostaję. - protestował Alan.
Tak śmiesznie wyglądał. Zaczęłam się z niego śmiać. Znów wziął mnie na ręce.
-Kieruj księżniczko! - rzekł.
-To te drzwi. - wskazałam palcem na drzwi swojego pokoju, kiedy weszliśmy po schodach.
-Ommm, całkiem duże te łóżko. - syknął, chyba próbował mnie prosić, żeby mógł tu zostać.
-Jednoosobowe. - zaśmiałam się po raz kolejny wytykając mu języka.
-Chodź, prześpisz się w pokoju mojego brata. - zaproponowałam.
-Tym razem pójdzie na twoje, ale tylko tym. - powiedział udając zawiedzionego.
Otworzyłam mu drzwi do pokoju obok. Pokój stoi cały czas pusty. Kamil nie mieszka z nami już od wielu lat. Wpada czasami, ale w nocy prawie nigdy nie ma go w domu.
-Tutaj śpisz. - powiedziałam pokazując palcem na łóżko.
-Skoro pani tak mówi. - zadrwił.
-Dobranoc. - syknęłam i zmierzałam do wyjścia.
-Ej, mała! - krzyknął?
-Emm?
-Chce buziaka na pożegnanie. - zarządał.
-Ehh, dzisiaj Ci się należy. - powiedziałam cofając się.
-Tu. - pokazywał palcem na lewy policzek.
-Dziękuję za wszystko. - wyszeptałam mu w ucho i cmoknęłam go.
Sama miałam iść wziąć kąpiel, ale głupio się poczułam, bo nie zaproponowałam tego jemu. Hyym, umyje się jutro rano. Boję się o mamę. Jutro koniecznie muszę do niej jechać. Trochę zadziwiło mnie to, że Alan nie dzwonił do nikogo, żeby poinformować, że nie będzie go w domu na noc. No ale co...jego sprawa. Szybko się przebrałam w piżamy, założyłam czyste ubrania i związałam włosy w kucyka. Położyłam się spać. Ten dzień był na prawdę trudny.
_____________________________________
Hej i jak ?
Buziaki 💋