***kilka lat później***Otworzyłam oczy i spojrzałam pośpiesznie na zegarek. O jejku, już 7. Dzisiaj jest mój wyjątkowy dzień, ten na który czekałam od zawsze. To znaczy nasz wyjątkowy dzień - mój i Alana. Usłyszłam, że Kamil z Kaśką i Kacprem już wstali. Kacper był to syn Kamila. Ma już dwa latka. Jestem jego chrzetsną. Jest naprawdę cudowny. Zeszłam na dół po schodach i zobaczyłam, że siedzą już przy stole.
-I jak się czujesz? - zapytała Kasia, a Kacper rzucił mi się na szyję.
-Wyśmienicie. - odpowiedziałam z entuzjazmem przytulając malucha.
-To super. Ja też czekam na ten dzień od dawna. - wymamrotała i dziwnie spojrzała na Kamila.
-Mogliśmy wziąć podwójny ślub. - powiedziałam.
-Mogliśmy... - wyjąknęła. Kamil zajadał śniedanie i udawał, że nic nie słyszy.
-Ułoży się jeszcze jakoś. - powiedziałam gładząc ją po ramieniu. Przecież bardzo się kochali, więc to pewne, że się ożenią.
-Muszę już uciekać. - oznajmiłam po chwili.
-A włosy? Zęby? Twarz? W piżamach ciocia idzie? - dopytywał mały, oczywiście mówiąc swoim językiem.
-Nie, no lecę się szybko ogarnąć. - powiedziałam i pocałowałam go w czoło. Weszłam po schodach z energią. Zaszłam jeszcze do pokoju po dres i jakąś bluzę, którą później będzie łatwo zdjąć. Założyłam bieliznę w kolorze białym, a na nią te nieogarnięte ubrania. Rozczesałam włosy i umyłam zęby. Nie nakładałam makijażu, ponieważ dziś miała to zrobić kosmetyczka. Założyłam luźne trampki i szybkim krokiem wyszłam z domu. Miałam sporo czasu, ale wolałam nie ryzykować. Pierwsze co zrobiłam, to poszłam do mamy.
-Mamo widzisz, dzisiaj jest ten mój dzień... Widzisz, nie musisz go straszyć po nocach, nie skrzywdził mnie. - mówiłam do niej z uśmiechem, a z oczu spływały mi łzy.
-Jest mi bardzo szkoda, że nie możesz dzisiaj być ze mną. Nie gniewasz się chyba, że zaprosiłam ojca, co? Ostatnio polepszył mi się z nim trochę kontakt. Nigdy mu nie wybaczę tego, co nam zrobił, ale przynajmniej spróbuję z nim raz na jakiś czas pogadać. Chyba zrozumiał to, co robił źle. W każdym bądź razie skończyliśmy już z Alanem studia, mamy stałe pracę i myślę, że po ślubie zostaniesz babcią. Oby. - zaśmiałam się nadal przez łzy i spojrzałam na zegarek. Jest już 10. Na 11 jestem umówiona u kosmetyczko-fryzjerki.
-Dobra mamuś lecę. Mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumna. Bądź przy mnie podczas tego wydarzenia. Kocham cię. - powiedziałam i całując krzyż odeszłam. Po kilkunastu minutach dotarłam do stacji autobusowej i wsiadłam do autobusu numer 15. Za kilkanaście minut byłam już na miejscu. Wysiadłam i skierowałam się prosto do zakładu pokonując duże schody.
-Witam panią młodą. - krzyknęła fryzjerka, widać, że ma dziś świetny humor. Tak jak ja.
-A witam, witam. To tak jak się umawiałyśmy.
Fryzjerko-kosmetyczka zaczęła robić mi fryzurę. Połowę włosów zaczesała mi do tyłu, a połowę zostawiła z przodu. Rozmawiałyśmy w międzyczasie. Była bardzo miła. Nie chciała mi pokazać mojej fryzury, dopóki mnie nie pomaluje. Otworzyła kilka wielkich szuflad i zaczęła brać po koli róźne malowidła. Po jakiejś godzinie skończyła. Gdy zobaczyłam się w lustrze, prawie zabrakło mi tchu. Wyglądałam oszomiałąco. Sama musiałam to przyznać.
-I jak podoba się? - zapytała z cwanym uśmiechem.
-Jest wyśmienicie! - krzyknęłam zachwycona.
-Ile płacę? - zapytałam po chwili.
-E tam, da pani 5 dyszek. - oznajmiła.
-Byłyśmy umówione chyba na 150. - zaprzeczyłam.
-Hmm to 100 to będzie prezent ode mnie na nową drogę życia. - zaśmiała się.
-No to dziękuję. Napewno będę stałą klientką i będę polecała ten zakład. - zaśmiałam się podając 50 złotych.
-Życzę szczęścia na nowej drodze skarbie. - powiedziała.
-Dziękuję pani bardzo. - powiedziałam i przytulając ją dałam jej buziaka w policzek.
-Baw się dobrze! - krzyknęła, gdy już wychodziłam. Odpowiedziałam na to tylko uśmiechem. Salon był na samej górze, więc musiałam zjechać windą,bo schodami już mi się nie chciało schodzić. Zaczekałam kilka minut i winda podjechała. Pod centrum czekała na mnie już Kasia.
-Jezu szwagierka wyglądasz oszomiałąco. - wykrztusiła z otwartą buzią i mierzyła moją twarz od góry do dołu i z powrotem.
-Dzięki. - zachichotałam. Oderwała się już ode mnie i patrząc na drogę ruszyła. Po kilkunastu minutach dotarłyśmy już pod dom. Była już 14, a o 16 jest ślub. Szybko weszłam na górę i zdjęłam ten poszarpany dres i brzydką bluzę. Założyłam rajstopy i zawołałam Kasię, żeby pomogła mi włożyć moją piękną suknię. Po kilkunastu minutach byłam już prawie gotowa, brakowało mi tylko kilku drobiazgów typu -> naszyjnik, bransoletka, pierśionek zaręczynowy, no i buty. Kasia pogadała trochę jak to ślicznie wyglądam i sama poszła się przygotowywać, w końcu była świadkową, a świadkiem Kamil. Z nikim innym z rodziny nie mieliśmy kontaktu. No oprócz taty i babci Alana. O, właśnie dostałam sms'a.
'-Moja przyszła żonka gotowa? ♥
-Już prawie. :* A mój mężuś? :* :D
-Też, już nie mogę się doczekać. :* Ale babcia się źle czuje, więc postanowiliśmy z tatą, że nie będzie nas sąsiad zawoził, tylko przyjedziemy jego samochodem. :*
-Szkoda, że babci nie będzie. :( Ale macie na siebie uważać. :*
-Zawsze uważamy. Lecę, bo tata się pyta czy dobrze wygląda. :D do zobaczenia kochanie :*
-Heh, papa :*'
***1,5 godziny później***Stałam już pod kościołem, razem z Kamilem, Kasią i Kacperkiem. Wszyscy wyglądali cudownie. Co chwilę ktoś przychodził i witał się ze mną. Różne ciotki moje czy tam Alana, wujkowie, kuzynki, kuzyni, a przede wszystkim nasi przyjaciele. Za dwadzieścia minut miał się odbyć ślub, a Alana nadal nie było. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Byłam już trochę spanikowana.
-Gdzie on jest? - zapytał zaniepokojony Kamil.
-Nie wiem, może samochód się popsuł czy coś. - jęknęłam.
Za chwilę pod kościół podjechała policja. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Policjant szukał kogoś rozglądając się po wszystkich gościach. Nagle spojrzał na mnie i zmierzał w moją stronę.
-Czy to pani miała wyjść za Alana Kowalskiego? - zapytał.
-Taak. - wyjąknęłam, a serce biło mi jak szalone. Policjant spojrzał na mnie ze smutnym wyrazem twarzy.
-Coś się stało? - zapytał Kamil, bo mi jakby zabrało głos.
-Proszę jechać za nami. - powiedział i pokazał na drogę. Kaśka została z gośćmi, a ja z Kamilem wsiedliśmy do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy za policjantem. Ten nagle się zatrzymał. Wybiegłam szybko z samochodu i poleciałam w stronę dwóch karetek.
-Co z nim? - zapytałam, już przez łzy.
-Jest pani kimś z rodziny? - zapytali standardowo.
-Boże chłopie za chwilę mam z nim ślub! - krzyknęłam w nerwach.
-Przykro nam, ale młodzieniec nie przeżył. - oznajmili.
-Jak to?! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę jego ciała. Zaczęłam się do niego przytulać i całować go, ratowniczka, która stała obok przytuliła mnie.
-A co z jego ojcem? - wyszlochałam przez łzy.
-Właśnie pojechał karetką do szpitala. Jestem w bardzo ciężkim stanie. - mówiła gładząc mnie po ramieniu. Ja krzyczałam w niebogłosy, zaraz za mną stał Kamil.
-Gośka, jedziemy! - krzyknął kierowca karetki do młodej ratowniczki.
-Niech się pani trzyma. Może w życiu się jeszcze ułoży. - powiedziała zmartwiona i poszła w stronę ambulansu.
Ułoży się w życiu? Bez Alana? Nigdy! Nie chce takiego życia.
-Powiedz Kaśce, żeby powiedziała wszystkim, że ślubu nie będzie. - mówiłam płacząc. Kamil przytulił mnie do siebie i pocałował mnie w czoło. Przypomniały mi się pierwsze dni spędzone z Alanem. To jak pomagał mi po śmierci mamy albo jak mi się oświadczał. Jak wspaniale było nam razem. Poszliśmy w stronę samochodu. Pod kościołem zatrzymaliśmy się po Kaśkę i Kacpra. Nikt się nie odzywał. Nawet ten mały krab siedział po cichu. W mojej głowie tłumiły się wszystkie słowa Alana. Tyle jeszcze miało być przed nami. I co? I nagle jakiś wypadek? To jeszcze do mnie nie dociera... Gdy dojechaliśmy do domu pobiegłam szybko do pokoju i wtuliłam się w poduszkę. Płakałam i płakałam. Wzięłam album z naszymi zdjęciami. To dało mi powód nawet do uśmiechu. Te wszystkie chwile z nim były cudowne. Ogarnęłam szybko oczy, mimo, że były już podpuchnięte. Zdjęłam suknię i założyłam te ubrania, co rano. Wyszłam szybkim krokiem z domu, żeby uniknąć pytań gdzie, i po co idę. A szłam oczywiście do mamy.
-Cześć mamuś, widzisz jaki miałam cudowny dzień. - mówiłam z sarkazmem przez łzy.
-Wiesz, ja sobie dałam radę bez ciebie dlatego, że on przy mnie był...ale bez niego nie dam sobie rady... - wykrztusiłam podnosząc się.
-Niedługo się spotkamy. - szepnęłam gładząc pomnik i odeszłam. W kieszeni dresów miałam 100 zł, które zostało mi od fryzjerki. Weszłam do jakiegoś sklepu abc i kupiłam zeszyt w kratkę i długopis, niechcąc już reszty wyszłam ze sklepu i usiadłam obok pobliskiego drzewa. Zaczęłam pisać list pożegnalny do Kamila...
"Cześć bracie!
Chciałabym Ci podziękować za to, że od czasu śmierci mamy mnie wspierałeś. Bardzo się z Tobą zżyłam, z Kasią i z Kacperkiem też. Mega Was wszystkich kocham. Ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie życia bez Alana. Przepraszam. Muszę to zrobić. Weź wreszcie ten ślub z Kasią. Przecież tak bardzo się kochacie. Kiedyś jeszcze się spotkamy. Kiedyś. Masz się trzymać! :) Nie przejmuj się moją śmiercią, tam przynajmniej będę szczęśliwa. Obok mamy i Alana. A tutaj bym aby cierpiała. Kamil jesteś wspaniały. Proszę Cię, załatw tak, żebyśmy leżeli z Alanem w jednym grobie obok mamy, bo z nią raczej nie da rady... Przepraszam, kocham. :*
Całuję,
Zuzia. :)"Łzy leciały mi z oczu strumieniami. Na drugiej kartce przepisałam wszystko, co miałam na Kamila. No i na mnie chyba już pora. Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie tak się skończy, ale nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby być inaczej...bez nich. Pamiętaj, samobójca-= tchórz to nieprawda. Łzy nadal lecą mi jak szalone. Z dala widzę, że nadzieżdżają ciężarówki. Mam nadzieję, że Bóg mi wybaczy. Wzięłam szybko zeszyt i wstałam. Gdy były już blisko zaczęłam zdesperowanie biec. ŻEGNAJCIE!
_____________________________________
W taki też sposób kończę opowiadanie
Buziaki 💋💋