Drzwi otworzyły się z hukiem i do sieni wpadł zziajany chłop w rozpiętym skórzanym palcie i przekrzywionym kaszkiecie.
- Pani Liso, pani Liso! - krzyknął - Kobyłka rodzi!
Pani Newton wysunęła się z kuchni, ubrana w fartuszek i poplamiona mąką. Na jej widok gość jakby przypomniał sobie o manierach i zdjął kaszkiet z głowy.
- Proszę się uspokoić, panie Charles - poleciła tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Co się dzieje?
- No... Wchodzę ci ja do stajni, a tu moja kobyłka, moja Cotton, co w ciąży od zeszłego roku, leży i kwiczy. W okół niej kałuża! Proszę, pomóżcie, ja jeszcze nigdy źrebaka nie odbierałem...
Kobieta uśmiechnęła się uspokajająco.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniła. - Zaraz do pana pójdziemy i zobaczymy tę kobyłkę. - Podeszła do schodów i zawołała, zadzierając głowę w górę: - Walter! Chodź tu!
Walter, który obserwował to z podestu na półpiętrze, oparty o barierkę, swobodnie zbiegł po stopniach na parter. Natychmiast znalazł się pod ostrzałem karcącego i pełnego wzgardy spojrzenia pana Charlesa. Nie był tym, rzecz jasna, zdziwiony - już wszyscy w wiosce uważali jego pomieszkiwanie u Lisy bez ślubu za niemoralne - ale jakaś cześć jego miała nadzieję, że chociaż teraz gość okaże trochę sympatii komuś, kto miał ratować jego konia.
- A ten tu czego? - warknął Charles.
- Potrzebuję go do porodu - wyjaśniła Lisa. - Możliwe, że trzeba będzie klaczy pomóc, a do tego trzeba męskiej siły...
- Przecież ja mogę pani pomóc!
- Z całym szacunkiem, panie Charles, ale jest pan już przerażony. Prędzej czy później pan spanikuje. A Walter już się sprawdził w o wiele bardziej krwawej operacji.
Anglik przełknął ślinę, wspominając tamten koszmarny dzień, kiedy Lisa ratowała jednego z kościelnych. Uznała, że on nie spanikuje?! Przecież wtedy omal nie puścił pawia!
- Może jednak jest tu ktoś lepszy? - zasugerował.
- Nie, Walter. Potrzebuję do współpracy kogoś, kogo dobrze znam i darzę zaufaniem. - Rzuciła mu pokrzepiający uśmiech. - Dasz radę?
- A mam wybór?
- Nie.
Walter wzniósł oczy do nieba.
- W takim razie dam radę. Ale kiedyś ci się odwdzięczę tak, że mnie popamiętasz - zagroził żartobliwie.
Prowadzeni przez skrępowanego ich rozmową Charlesa, wyszli na zewnątrz. Do Arizony zawitała już zima, słońce świeciło słabiej, hulał zimny wiatr, a szczyty co wyższych skał pokrywały czapy śniegu. Ulicą nieodmiennie toczyły się tumany czerwonawego kurzu. Charles powiódł ich do jednego z domów w centrum wioski.
- Dowolnego sąsiada mógł pan poprosić - burknęła Lisa. - Wszyscy tu się znają na koniach.
- No tak, ale ja chciałem panią. Moja Cotton taka trochę już stara, niech ją medyk z prawdziwego zdarzenia obejrzy...
- Ja leczę ludzi, panie Charles.
- A to koń niepodobny? Też ciążę ma i cycka mleko...
Machnęła ręką. Wraz z Walterem weszła do stajni, gdzie na zasłanej sianem podłodze leżała stareńka klacz z wydętym ciążowym brzuchem.
- W takim wieku konie już nie powinny się rozmnażać - warknęła Lisa surowo.
- Kiedy ogier starego Philipa jest taki narwany i nie patrzy...
CZYTASZ
Historia Szalonego Waltera
AdventureWalter Cavendish zwany Szalonym pragnie od życia tylko dwóch rzeczy: prawdziwej miłości i niesamowitej przygody. To właśnie te dwa pragnienia od zawsze wpędzały go w najgorsze tarapaty, aż wreszcie zmusiły go do ucieczki z rodzinnej Wielkiej Brytani...