Przeprawa na wschód

40 5 0
                                    

Wymęczony rozdział :D Te końcowe sprzed powrotu do Ereboru są tak trudne! Na szczęście jak się pojawi Thranduil to poleci już z górki, mam tam całą masę pomysłów :)

Należało przyznać, że to rzeczywiście nie była zbyt rozsądna rzecz, opowiadać zupełnie obcym osobom – zwłaszcza takim jak Dunlendingowie – o swoich planach. Z drugiej strony, gdyby Fili nie zdradził Randwulfowi celu ich podróży, najprawdopodobniej wleźliby w mrowie orków i tyle by ich widziano; poniekąd dobrze się więc stało, że obie grupy wpadły na siebie, kompania i mieszkańcy Dunlandu, bo inaczej z tymi pierwszymi mogłoby być kiepsko. Thorin zdawał sobie z tego sprawę. Siedząc na głazie o wschodzie słońca rozmyślał o tym, jak daleko im do Ereboru, w gruncie rzeczy znajdowali się od niego najdalej od wyruszenia na wyprawę. Słodka ironia. Niby wracali pod Samotną Górę, a tak naprawdę oddalali się od niej i oddalali nieustannie.

Cichy szelest dał mu znać, że ktoś zakręcił się koło niego, poranne powietrze było rześkie. Grunt lekko zmrożony. Słońce wychynęło zza horyzontu pierwszym pomarańczowym blaskiem – niebo miało piękne kolory. Miriam usiadła przy nim, to jej płaszcz tak szeleścił; spojrzał na nią, ona spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

– Lubię wschody słońca – oświadczyła, skierowując wzrok z powrotem na linię, gdzie ziemia łączyła się z niebem i tkwił pomiędzy nimi ciepły pomarańczowy blask. Para szła jej od zimna z ust. – Wolę je od zachodów. Dzień dopiero wstaje i tyle może się wydarzyć.

– No chyba, że przez całą noc nie zmrużyłaś oka – Thorin odparł, popatrzyła znów na jego twarz. Owszem, wyglądał na zmęczonego, pod oczami miał cienie.

– Nie spałeś w ogóle? Ani trochę?

– Zapomnij, że zasnąłbym z takim kimś w pobliżu – wymownie wskazał Dunlendingów. Krzyczeli coś do siebie w swoim języku i chyba szykowali się do śniadania. – Nie przymknąłbym powiek wiedząc, że są ode mnie o staję, co dopiero tuż pod ich nosem. Nie – pokręcił głową. – Nie spałem.

Przez chwilę nic nie mówiła, wreszcie przechyliła się w bok i jej głowa, jej długie, gęste, rozpuszczone włosy oparły mu się o klatkę.

– Myślisz, że Dwalin będzie chciał tu zostać? – zagadnęła, patrząc z nim na wschodzące słońce. – Albo też zabrać ze sobą swoją rodzinę do Ereboru? No co? – spojrzała w górę, żeby zobaczyć jego wyraz twarzy, bo prychnął, jakby powiedziała coś śmiesznego. – Czemu się śmiejesz?

– Jaką rodzinę, daj spokój. Kobietę, którą znał jedną noc i dziecko, którego nie znał wcale.

– Przecież mogliby być rodziną.

– Jakoś nie odniosłem wrażenia, żeby tego chciała. – Trudno było się z tym nie zgodzić, przy całej nadziei Miriam, że Dwalin, ze swym sercem skutym lodem po przykrym doświadczeniu mógłby wreszcie odnaleźć spokój przy kobiecie, z którą miał córkę. Pokłócili się paskudnie, choć on głównie marszczył czoło i wzdrygał się, ilekroć Hilda obrzucała go obelgą, niewiele można było z tego zrozumieć, bo mówiła w swojej gwarze. Tak czy inaczej tonacja robiła swoje. Dwalin, zamiast wykrzyczeć jej wszystko, co mu leżało na duszy, w końcu również obrzucił ją obelgami, Randwulf przewrócił oczami i rozejrzał się, skanując wzrokiem okolicę, ich kłótnia była tak głośna, że niepotrzebnie ściągała na obozowisko uwagę. – Dwalin też nie jest typem rodzinnego faceta. Wiem, że uważasz, że skrywa wrażliwe wnętrze za swoją postawą wojownika, ale tak nie jest, uwierz mi – westchnięcie. – Znam go bardzo długo. Od dziecka. Nawet, jeśli coś go w tej sprawie zabolało, jestem pewien, że już to wyleczył.

– Mężczyźni naprawdę nie umieją przyznawać się do uczuć – stwierdziła, wysłuchawszy tego z niedowierzaniem.

– Czyżby? – zaczepił ją, oderwała się od niego i wstała z kamienia, na którym siedzieli. – To powiedz, co ty do mnie czujesz.

DROGA DO SHIRE [REUPLOAD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz