32. Niewzruszony

42 10 9
                                    

Los mu sprzyjał. Po drodze do domu rozkoszy nikogo nie spotkał, co dobrze wróżyło, bo gdyby natknął się na znajomego, ten z pewnością zauważyłby zmianę. Z początku nie potrafił opanować emocji. Pomału do niego dochodziło, że problem, z którym tak długo walczył, w końcu został rozwikłany i to w naprawdę krótkim czasie.

Bransoleta bram przylegała ciasno do jego lewego nadgarstka. Długie rękawy nie pozwalały ujrzeć jej najmniejszego cienia. Przedmiot działał. Mamoru czuł lekkie pulsowanie, rozchodzące się od bransolety i przechodzące przez ramię aż do rdzenia żywiołu. Jedynie kapłani badający rdzeń spostrzegliby rozchodzące się zwitki energii w przewodach trafiających wprost do siedmiu bram.

Bransoleta nie działała jednak tak, jak zakładał. Energia wzrastała pomału, co w jakiś sposób go zadawalało. Wolniejsze nabieranie mocy było zdecydowanie mniej podejrzane niż jej szybki wzrost. Najbardziej rozczarowało go, że nawet z nią nie wyzwoli z siebie żywiołu. Było to kłopotliwe – musiał kontrolować w minimalnym stopniu żywioły, jeżeli miał przejść pierwsze egzaminy, ale o tym pomyśli jutro. Dziś zamierzał odnaleźć przyjaciela i wykorzystać ostatnie godziny na świętowanie, zanim powróci do akademii.

– Mamoru!

Zdążył tylko ujrzeć kątem oka rozwścieczonego kuzyna, nim został przyciśnięty plecami do ściany. Azumi przyłożył przedramię do jego klatki piersiowej, nie dając mu szans na ucieczkę.

– Jak śmiesz nas kompromitować?! – zawarczał.

– Przesadzasz – odparł, próbując odtrącić rękę młodszego chłopaka, ale ten mocniej przycisnął go do ściany.

– Ja przesadzam?! To ty chodzisz po spelunach! Masz świadomość, ile osób widziało, jak wchodzisz do środka?

Książę wzruszył nonszalancko ramionami. Był w zbyt dobrym humorze, aby przejmować się takimi rzeczami.

– Niech sobie patrzą.

– Ty...!

– Mamoru! Szukałem cię wszędzie! Ale była super zabawa!

Obydwaj spojrzeli w lewo. Arata, z ogromnym uśmiechem na twarzy i ubraniu bardziej wymiętoszonym niż zwykle, zmierzał w ich stronę. Zaróżowione policzki i błyszczące oczy świadczyły o tym, że nie pożałował sobie trunków. W pewnym momencie uśmiech z jego twarzy znikł. Zamrugał parę razy. Zaczęła dochodzić do niego powaga sytuacji, w jakiej znalazł się Mamoru.

Azumi posłał w stronę przedstawiciela Powietrza jasną błyskawicę, która uderzyła go prosto w tors. Siła pioruna odrzuciła Aratę na dwa metry. Wpadł na wiszące pranie, a liny zerwały się pod jego ciężarem. Próbował wygramolić się z szat, które bezlitośnie oplotły mu się wokół kończyn.

– Nie będzie nam ten kretyn przeszkadzał.

– Nie ma w czym nam przeszkadzać. – Mamoru powrócił wzrokiem do kuzyna. – I przestań mnie dotykać! – Zdecydowanie mocniej odepchnął Azumiego i odsunął się, strzepując brud z ubrań. – Co w ciebie wstąpiło? Przecież nie chciałeś się ze mną spoufalać.

– Mam patrzeć, jak bezkarnie hańbisz nasz ród?! – wrzasnął. Parę niekontrolowanych wyładowań pojawiło się w powietrzu.

– Hańbię? – Zaśmiał się pod nosem. – Brzmisz zupełnie jak mój ojciec. To nie moja wina, że taki jestem.

Azumi zmarszczył brwi, ale nagle rozluźnił twarz, domyślając się, o czym mówił.

– Twój brak energii nie ma nic wspólnego z tym, co wyrabiasz. Mogłeś siedzieć w klanie i tam pozostać. Ale nie, bo po co? Lepiej było spełniać swoje fanaberie rozpieszczonego księcia. Ale wiesz? Powiem ci jedną rzecz. – Wskazał na księcia palcem wskazującym. – NIE NADAJESZ się na gwardzistę. Prawowity spadkobierca wybrał cię z litości i dlatego, że tak nakazuje tradycja. Marnujesz to miejsce, a na dodatek przynosisz wstyd naszemu klanowi.

– Już? Ulżyło ci, kiedy to powiedziałeś?

– Nie! Prawowity spadkobierca dowie się o wszystkim!

– To jeszcze nie posłałeś mu listu? – zapytał kpiąco.

Azumi wyglądał jak dziecko, które miało zamiar tupnąć nogą, bo nie dostało tego, czego chciało.

– Mam dość – warknął przez zaciśnięte zęby. Gwałtownie odwrócił się do niego plecami i odszedł ostrym krokiem.

Czwarty książę patrzył za nim, aż zniknął za zakrętem. Powoli ruszył w stronę przyjaciela, który dalej próbował nieporęcznie wygramolić się ze sterty prania. Mamoru wyciągnął dłoń, którą Arata chwycił, wstając na równe nogi.

– Gdzie twój kuzyn? – Przygotował ręce, gotów do walki.

– Odszedł.

– Co? Jak to? – Rozglądnął się, poszukując Azumiego. – Dlaczego walczyliście? Przecież jesteście rodziną?

Mamoru zbył pytania przyjaciela.

– Następnym razem nie wtrącaj się w nasze konflikty rodzinne. To, co zrobił Azumi, było ostrzeżeniem. Drugiego nie będzie.

– Jak mógłbym nie pomóc? – Arata miętosił w palcach skrawek szaty, oczy zaczerwieniły się, a w ich kącikach pojawiły się łzy. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.

Po alkoholu robił się zbyt emocjonalny. Mamoru, przerażony takim obrotem sprawy, odchrząknął:

– Azumi nic by mi nie zrobił. W naszym klanie problemy załatwiamy między sobą. Wtrącając się, pogorszysz sprawę.

– No, dobrze. Skoro tak mówisz... – odparł ze skruchą, drapiąc się z tyłu głowy. – Przepraszam.

Mamoru uśmiechnął się z ulgą, żegnając kryzys, a Arata uniósł nagle głowę. Zmarszczył nos, zbliżając się do niego. Książę próbował się odsunąć, ale ten ponownie przekroczył jego przestrzeń osobistą, robiąc krok w przód.

– O co chodzi?

– Nie wiem – odparł, lustrując go od stóp do głów. – Chyba naprawdę jestem pijany, bo gdy się skupię, to wyczuwam w tobie energię, a przecież to niemożliwe.

Arata patrzył na niego dłuższy czas, a potem złapał się za brzuch i zaczął rechotać na tak głupią myśl. Nie zauważył jednak unoszących się kącików ust Mamoru. Bransoleta bram naprawdę działała. Skoro Arata potrafił ją wyczuć, to wszyscy przedstawiciele w Akademii odkryją, że miał energię w rdzeniu. Te wieści szybko dotrą do władcy, który nie będzie miał wyboru i będzie musiał zareagować. Zanim to jednak nastąpi, postanowił poczuć się w końcu jak nastolatek z dala od rodziny.

– Chodź. – Klepnął przyjaciela w ramię.

– Dokąd?

– Idziemy świętować.

Arata się rozpromienił.

– Czyli się udało?

Mamoru przytaknął z zadowoleniem. Zasłużyli na odpoczynek. 

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz