Rozdział 9

116 7 0
                                    

April

Wychodzę z pokoju cała zestresowana, przepełniona dziwnymi wibracjami i uczuciami, które są związane z tym co mnie dziś czeka. Po wczorajszym spotkaniu z Archerem, czuję jakąś dziwną energię, unosząca się w powietrzu.

Na dole czeka już na mnie mama, która posyła w moją stronę delikatny uśmiech. Kieruję się do wyjścia, zgarniając torebkę z komody i wychodzę z domu.

— Dzisiaj wpadnie Jack z Danem, chcemy z wami o czymś porozmawiać.

— O czym? — Pytam wchodząc do auta.

— Zobaczysz, na razie skup się nad tym co powiesz na zeznaniach.

Momentalnie moje serce przyspiesza, gdy mama lustruje mnie uważnie, a ja nie wiem co odpowiedzieć, ani co zrobić. Nie mogę przyznać się do tego co między mną a Mike'iem się wydarzyło, bo zostanę pierwszą potencjalną podejrzaną, która miała motyw, by go zabić.

Nie umiałam kłamać, tak perfekcyjnie, jak ty osłaniałaś się kłamstwem, jak tarczą obronną.

Mijamy zakorkowane ulice Orlando, zbliżając się do najbliższego komisariatu policji, który znajduje się na Primrose Dr. Stajemy na czerwonym świetle, gdy na przejściach dostrzegam Rory, pchająca wózek inwalidzki na którym siedzi starszy mężczyzna. Macham jej ręką, co odwzajemnia, ale gdy tylko spogląda na kobietę będącą obok mnie, zamiera chwilowo i odwraca głowę w przeciwną stronę.

Marszczę brwi nie rozumiejąc o co chodzi, ale gdy tylko spoglądam na matkę, zauważam jak jej knykcie bielą od siły nacisku na kierownicę,

— Wszystko dobrze, mamo?

— Nie zadawaj się z tymi ludźmi — mówi, a ja kompletnie nie poznaję jej głosu, nie przypomina już spokojnej melodii, tylko jest cholernie zimny.

— Co? Czemu niby? — Czuję, jak zaczynam robić się podenerwowana.

— To co powiedziałam, koniec z tym.

— Nie zgadzam się, nawet ich nie znasz!

— Zmieniasz się pod ich wpływem — parska gorzko. — Myślisz, że nie widzę jak mnie okłamujesz?

— To nie prawda! — podnoszę głos czując, jak coraz bardziej tracę kontrolę. — Jakoś obecność Dan'a ci nie przeszkadza w moim życiu, ale do reszty masz nagle problem?

— Uważaj na słowa, Dan jest dobrym chłopakiem w porównaniu do tych slumsów.

— Jak możesz tak mówić!? Kiedyś wpajałaś mi do głowy, że książki nie ocenia się po okładce, więc co się zmieniło! — Otwieram drzwi, gdy matka parkuje pod komisariatem i wychodzę, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

— Nie zachowuj się jak rozpieszczona gówniara! Z dnia na dzień, coraz bardziej popadasz w jej cień — mówi podchodząc do mnie. — Już jedno dziecko straciłam, drugiej straty nie przeżyję.

Kobieta mnie mija, pozostawiając na parkingu z mętlikiem w głowie. Jak może tak łatwo oceniać innych, przecież Victor mi pomógł. Reszta przyjechała do mnie, gdy ja bałam się wyjść z domu. Oni nie zrobili nic złego.

Zaczynam czerpać głębsze oddechy, by się uspokoić i kieruje się w stronę wejścia. Wchodzę po schodkach na górę, mijając się w drzwiach z jakimś chłopakiem.

— Archer? — Mówię przystając w miejscu, a chłopak się odwraca.

Zamieram widząc przed sobą Victora, który mierzy mnie niebezpiecznie wzrokiem. Widzę, jak przez jego twarz przelatuje gniew i coś jeszcze, ale zanim zdążę to wyłapać on to zasłania, maską obojętności.

Zapisane w dniach przeszłości 18+ #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz