Rozdział 19

84 6 0
                                    

Wspomnienia Victor

Otaczające mnie zimno wyrywa mnie brutalnie z objęć snu, docierając do samych kości. Moje ciało drży, jakby próbowało rozpaczliwie strząsnąć z siebie lodowaty ciężar, który z każdą chwilą zdaje się stawać coraz bardziej przytłaczający. Leżę nagi na kamiennej podłodze, której chłód zdaje się być częścią mnie samego, zlewając się z moją skórą w jedno lodowate tchnienie. Ściany wokół toną w ciemności, ich kształty są rozmyte, jakby tylko czekały, by zamknąć się nade mną w niekończącej się pustce.

Ciemność jest bezlitosna, pochłania każdy strzęp światła, każdy cień nadziei. Brak pożywienia, brak ubrania – to wszystko jest dzisiejszą karą za krótki moment słabości, za niewinny uśmiech skierowany do Archera. On również cierpi, skazany na podobny los w odległej piwnicy na drugim końcu tej przeklętej rezydencji.

Chłód jest bezlitosny, ale przynosi pewną ulgę. Schładza bolące ciało i koi poparzone miejsca po przypalaniu. Ślady, które wciąż są świeże i pulsują bólem, przypominając o wczorajszej lekcji.

Każdy oddech przypomina mi, że żyję. Powietrze, które wciągam do płuc, jest lodowate, a przy każdym wydechu widzę mgiełkę pary unoszącą się w powietrzu. Próbuję poruszyć dłońmi, ale palce są zbyt zdrętwiałe, jakby już dawno straciły nadzieję na ciepło. Każde spojrzenie na moją skórę przypomina mi o poparzeniach, które zdobią moje ramiona i tors niczym mroczne tatuaże. Surowe pamiątki władzy, której nie mogę przeciwstawić się nawet myślami.

Gdzieś w oddali słyszę kroki. Głuche, ciężkie uderzenia butów o kamienną podłogę rozbrzmiewają jak zapowiedź nieuniknionego. Zbliżają się powoli, jakby ktoś chciał, bym miał czas, aby w pełni odczuć strach, który rozlewa się po moim ciele. Próbuję podnieść głowę, ale kark odmawia posłuszeństwa, jakby podłoga przyciągała mnie z siłą, której nie mogę się oprzeć.

Kroki stają się coraz głośniejsze, a ja zaciskam zęby, próbując zapanować nad drżeniem ciała. Nie wiem, kto przyjdzie tym razem, ani co zamierza ze mną zrobić. To zawsze była ruletka, której wynikiem była tylko bolesna niepewność. Każda chwila wydaje się wiecznością, a dreszcze, które przebiegają przez moje ciało, mieszają się z bólem i przerażeniem. Może to on — ten, który karze i nagradza wedle własnego kaprysu, ten, który postanowił, że moja krew i łzy będą ceną za chwilę radości.

W końcu kroki zatrzymują się tuż za drzwiami, które są jedyną barierą między mną a nadchodzącym koszmarem. Słyszę, jak klucz zgrzyta w zamku. Metaliczny dźwięk niesie się po piwnicy jak echo śmierci. Moje serce przyspiesza, a w głowie kotłują się myśli: uciekać, błagać, walczyć. Jednak wiem, że żadna z tych opcji nie ma sensu. Moje ciało jest zbyt słabe, głos zbyt zduszony przez strach, a wolność... to tylko złudzenie, na które nigdy nie będzie mnie stać.

Drzwi otwierają się z przeciągłym skrzypieniem, jakby niechętnie wypuszczały to, co znajduje się po drugiej stronie. Światło latarki przebija mrok i na chwilę oślepia mnie swoim blaskiem. Zaciskam powieki, chroniąc się przed tym brutalnym atakiem na moje oczy przyzwyczajone do ciemności. Przez zasłonę łez i bólu widzę zarys sylwetki, wysokiej i masywnej, jak cień, który zamierza pochłonąć wszystko, co pozostało z mojego jestestwa.

— Wstań — słowa padają z jego ust, ale mój umysł odmawia ich przyjęcia. Jak mam wstać, kiedy moje ciało jest jednym wielkim cierpieniem? Jak mam się podnieść, gdy każdy ruch grozi nowym wybuchem bólu?

Nie odpowiadam, ale on się tego spodziewał. Jego wzrok, zimny jak otaczające mnie powietrze, przenika przez mnie na wskroś. Zanim zdążam cokolwiek pomyśleć, czuję na plecach ból. To kopnięcie sprawia, że tracę oddech, ale i tak staram się wstać, wiedząc, że to jedyny sposób, by uniknąć gorszej kary. Każdy centymetr mojego ciała krzyczy w proteście, ale z trudem udaje mi się oprzeć na kolanach. Cała piwnica wiruje wokół mnie, a świat zamazuje się w chaotycznej plątaninie cieni i bólu.

Zapisane w dniach przeszłości 18+ #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz