Rozdział 30

71 3 0
                                    

April

Miesiąc później

Budzę się w środku nocy czując, jak wszystko wokół jest martwe. Głośne pioruny odbijają się echem w mojej głowię, a deszcz dudni mi w myślach. Wstaję ciężko z łóżka i rozciągam się, bo bezsenność stała się moim największy sprzymierzeńcem od tamtego dnia. 

Nic nie ma sensu od jej śmierci. Jej strata zabrała każdą cząstkę mnie, zostawiając po sobie tylko ból. Cierpienie, od którego usilnie starałam się uciec po śmierci Summer. Kręcę głową i robię krok w stronę drzwi, ale huk zatrzymuję mnie w miejscu.

Podskakuję w miejscu na kolejne wibracje hałasu, a strach napędza mnie. Odwracam się i marszczę brwi. To tylko gałąź, przewracam oczami i wychodzę z pokoju. Schodzę na dół i ponownie staję w miejscu. W salonie panuje cisza, zmieszana z dźwiękiem płynącym z telewizora. Dan'a dzisiaj nie ma w domu, bo pojechał do Rory, a Jake ma dziś dyżur, więc dom powinien być pusty.

Ruszam się bezszelestnie, powoli zbliżając się do salonu. Staję w miejscu, a łzy napływają mi do oczu. Na telewizorze wyskakuję mi film ze śmierci mojej matki. Powinnam tam być, powinnam ja ochronić i zrobić wszystko, by tu ze mną była.

Głośne pukanie w okno sprawia, że moje ciało zostaje sparaliżowane. Odwracam lekko głowę i wzdycham ciężko. Już nawet nie krzyczę, przestałam w momencie, gdy nawiedzali mnie częściej niż koszmary.

Czarna postać w masce stoi na moim tarasie, czuję jak uśmiecha się pogardliwie w moją stronę. Przechodzą mnie ciarki strachu, który pochłonął mnie w całości. Nie ruszam się gdy unosi jedną rękę odzianą w czarną rękawiczkę, by następnie w powolnym ruchu mi pomachać. Przymykam oczy na głos strzału płynącego z telewizora.

Uchylam je lekko gdy mężczyzna stuka palcem wskazującym w nadgarstek. Sygnalizuję mi tym, że kończy mi się czas. Kiwam lekko głową i uciekam od niego, wbiegając po schodach na górę.

Póki nie znajdę pendriva, jestem bezpieczna. Podchodzę szybko do szafy i zakładam skórzane czarne spodnie i tego samego koloru bluzę.

Jego bluzę, której mu nie oddałam od momentu, w którym otulił mnie bezpieczeństwem po gwałcie Mike'a. Nie mamy kontaktu. Zapomniałabym o ich istnieniu, gdyby nie Dan, który ze swoim ojcem zostali tutaj, by otulić mnie ciepłem. Nie potrafię wybaczyć mu, ani Archerowi tych wszystkich kłamstw, tak jak Cassie nie wybaczyła mi.

Biorę głębokie wdechy, odganiając od siebie wspomnienia. Wychodzę szybko z pokoju i zbiegam po schodach. Wchodzę do salonu i wyłączam telewizor. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu kogoś, ale jest pusto. Postać zniknęła. Otwieram drzwi tarasowe i wychodzę na mokre powietrze, zaciągam się nim i odchylam głowę do tyłu.

Deszcz spływa mi po twarzy i miesza się z moimi łzami. Chwytam w rękę łopatę, dźwięk ostatnich słów mojej mamy, ściska mi gardło.

Szukaj tam. Moje miejsce.

Kręcę głową na swoją bezmyślność. Jak mogłam przez tyle czasu od jej śmierci nie domyśleć się, że chodzi o miejsce, które było jej azylem. Schodzę po schodach i stawiam stopy na mokrej ziemi.

Podchodzę do wysokich krzewów i przeciskam się przez nie, aż w końcu dostrzegam zasłonięty przez zarośla, piękny ogród cały w liliach. Dla mamy te kwiaty były symbolem odrodzenia i nowym początkiem. Często mówiła o nich, wyrażającymi nadzieję na lepsze jutro.

Rozglądam się i wzdycham. Jest ich tu kurewsko dużo. Jak mam się domyśleć w którym miejscu szukać? Nie przekopie całego ogrodu sama, jest to niewykonalne na moje siły.

Zapisane w dniach przeszłości 18+ #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz