Rozdział 27

97 5 0
                                    

Victor

Przecieram ręką twarz i zerkam w dół. April jest pogrążoną w spokojnym śnie z rozpuszczonymi włosami, które delikatnie opadają mi na kolana. Wygląda tak bezbronnie, a jednocześnie tak pięknie.

Przez chwilę po prostu ją obserwuję, czując, jak wypełnia mnie coś dziwnego. Wszystko na zewnątrz znika, a w tym momencie liczy się tylko ona.

Wyswobadzam delikatnie rękę z objęć, starając się nie jej obudzić. Otwieram okno i opieram się łokciem o drzwi, czując chłodne powietrze na twarzy i odpalam papierosa. Dym wznosi się ku górze, a wspomnienia wracają z impetem.

Zaciągam się głęboko, próbując zapanować nad myślami, ale one wciąż wracają, przypominając mi, jak łatwo można stracić wszystko, co się ma.

Każdy krok, który robię w jej stronę, pcha mnie coraz bardziej w przepaść. Jest tak kurewsko piękna z tym swoim niewinnym wyrazem twarzy, że Bóg mi świadkiem, a skoczyłbym na samo dno, by tylko jej znów posmakować.

Jej spokojny oddech i przymknięte powieki sprawiają, że mam ochotę jebnąć wszystko dookoła i wziąć ją w ramiona, zapominając o wszystkim innym.

Skupiam się z powrotem na drodze, przemijając ulice Orlando, znając je, jak własną kieszeń. Przez chwilę myślę, czy jest sens trzymania jej blisko, tylko po co? Jest tylko elementem układanki, który ma nam pomóc w tym całym chaosie.

Muszę być twardy, muszę trzymać się swoich zasad i planu. Jeśli pozwolę sobie na litość i na to, by jej ulec, wtedy wszystko co robiłem do tej pory, nie będzie miało sensu.

Każda część mnie mówi, żeby zostawić ją w tym stanie, w tej niewiedzy, żeby poczuła, jak to jest być na łasce kogoś innego, nie mając kontroli nad sytuacją. To sprawiedliwe. Wiem, że to okrutne, ale czasem świat taki właśnie jest.

Wygląda tak samo, jak ona i może dlatego to budzi we mnie taką frustrację. Tamta szmata pozostawiła po sobie tylko ból wspomnień, co potęguje negatywne rzeczy wokół.

Staram się pamiętać, że miałem ją tylko chronić. Tylko to. Ale za każdym razem, gdy na nią patrzę, w mojej głowie pojawia się ona.

Przez całe życie byłem pusty, uczucia były dla mnie słabością, zbędnym chwastem, który wyrwałem dawno temu. Zawsze potrafiłem zachować zimną krew, kontrolować każdy swój ruch, każde słowo.

A teraz, kiedy April jest blisko, tracę tę kontrolę, którą tak długo budowałem. Jej obecność wywołuje we mnie coś, czego nie rozumiem. Wszystko, co kiedyś było jasne i poukładane, teraz jest chaosem. Czuję, jak mój spokój rozpada się na kawałki. Nie mogę myśleć trzeźwo, nie mogę skupić się na niczym innym poza nią. Nie poznaję samego siebie.

Zawsze uważałem się za silnego, a teraz czuję się jak marionetka, porwana przez emocje, których nigdy wcześniej nie znałem. Każde jej spojrzenie, każdy gest sprawia, że tracę grunt pod nogami. To mnie przeraża.

Obiecałem sobie, że nie wpuszczę jej do mojej codzienności, że będę stał tylko z boku i chronił ją w najciemniejszym mroku. Spieprzyłem swój plan, w momencie gdy pierwszy raz spojrzała mi w oczy. Jest kurewsko piękna, a moje myśli stają się coraz bardziej rozproszone jej obecnością w moim życiu.

Nie powinienem tego robić, bo złamie każdą cząstkę jej duszy, gdy pozna całą prawdę.

Widzę przed oczami jej twarz. Summer. A może April? Nie potrafię już rozróżnić. To tak, jakby zlały się w jedno, nieodłączne wspomnienie, które ciągnie mnie w dół.

Zapisane w dniach przeszłości 18+ #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz