Rozdział 8

112 7 0
                                    

April

Po tej informacji o Mike'u nawet nie wiem, kiedy zamknęły mi się oczy. Sen przyszedł niespodziewanie, jakby miał mnie porwać i pozwolić w końcu odespać to czego nie mogłam, przez ostatni czas. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak zasnęłam.

Nie wiem, ile minęło czasu, gdy nagle coś mnie wybudza, dźwięk dzwonka do drzwi, natarczywy i głośny, chce go zignorować. Przewracam się na drugi bok, zasłaniając twarz kocem, próbując wrócić do tego spokoju, który na chwilę mnie ogarnął. Ale drzwi się otwierają i nagle słyszę głosy, pełne śmiechu i przepychanek.

— Naucz się kultury, debilu! —Dochodzi z korytarza, głos Nico jest głośny i drażniący, jak zawsze.

— Sam jesteś debilem, debilu! — Odpowiada mu Dan.

Słyszę, jak wparowują do salonu, jak ich buty stukają o podłogę, a potem zapala się światło, rażące i zbyt jasne. Instynktownie zatapiam się głębiej w koc, udając, że śpię, licząc, że dadzą mi spokój. Ale nie, nie w ich przypadku.

— Śpiąca królewno, wstawaj! Wiem, że nie śpisz — odzywa się Cassie, a jej głos jest dziwnie wesoły.

Czuję, jak zrywa ze mnie koc, a zimne powietrze uderza mnie w twarz. Otwieram oczy powoli, przymrużając je przed jasnym światłem, a naprzeciwko mnie widzę osiem par oczu, wpatrujących się we mnie, jakbym była jakąś atrakcją.

— Co wy tu robicie? — Mówię lekko zachrypniętym głosem, próbując się podnieść, ale zanim zdążę, Dan rzuca się na kanapę obok mnie, miażdżąc mnie swoim ciężarem.

— Chcieliśmy cię odwiedzić — odzywa się Nico, obejmując Cassie ramieniem z szerokim uśmiechem.

— Mów za siebie — odpowiada mu Veronica, przewracając oczami z irytacją, jakby miała lepsze rzeczy do roboty.

— Nie słuchaj tej suki — szepcze mi do ucha Dan, nachylając się tak blisko, że czuję jego oddech na szyi. Uśmiecha się do mnie promiennie, jak gdyby nic się nie stało.

Dziewczyna wystawia w jego stronę środkowy palec i usadawia się na fotelu jak najdalej nas.

Reszta odkłada jedzenie i butelki alkoholu na stolik, robiąc przy tym sporo hałasu, a Cassie kieruje się w stronę kuchni, mamrocząc coś pod nosem. Po chwili odwraca się do mnie i woła:

— Dawaj, zgniła ruro, pomóż mi! — Jej ton jest zbyt wesoły, ale wzdycham ciężko i idę za nią, czując się, jakby mnie ciągnęła na ścięcie.

Marszczę brwi, kiedy nagle drzwi frontowe ponownie się otwierają. Odwracam się w ich stronę i pytam Cassie, nie kryjąc irytacji:

— Ktoś jeszcze będzie? — Cassie wzrusza tylko ramionami, jakby to było zupełnie normalne, a ja czuję, jak moje nerwy napinają się jeszcze bardziej.

W końcu biorę talerze i szklanki, które Cassie wręcza mi z triumfalnym uśmiechem. Wracamy do salonu, a wtedy zauważam moją mamę stojącą w progu, przyglądającą się całej grupie. Jej twarz jest biała jak ściana, a oczy szeroko otwarte. Przez chwilę wygląda, jakby nie mogła znaleźć słów.

— Już wróciłaś? — Pytam, starając się zwrócić jej uwagę na siebie, ale ona jakby mnie nie słyszała.

Jej spojrzenie błądzi po pokoju, lustruje twarze, zatrzymuje się na butelkach alkoholu i nieładzie.

— Zapomniałam znowu karty... — mówi w końcu, ale jej głos jest cichy i pełen napięcia.

Oczy wciąż poruszają się po salonie, jakby szukały czegoś, czego tam nie powinno być. Czuć od niej coś dziwnego, jakby bała się, była zła i zaniepokojona jednocześnie.

— Przepraszamy za najście — mówi Dan z uśmiechem, podnosząc ręce, jakby się poddawał. — Ale uznaliśmy, że przyda się trochę rozrywki. Chyba nie masz nic przeciwko, prawda? — Dodaje z szerokim uśmiechem, który mama ignoruje, nadal wpatrzona w niego uważnie.

— Nie, nie... po prostu... — odpowiada mama, ale jej głos brzmi niepewnie, jakby próbowała zrozumieć, co właściwie tu się dzieje.

Cassie uśmiecha się nerwowo i stara się złagodzić atmosferę.

— Spokojnie, ciociu, to tylko chwilowa inwazja. — Mówi żartobliwie, ale w jej oczach widzę cień niepokoju.

Mama tylko kiwa głową, chociaż jej twarz pozostaje napięta. Widać, że nie jest pewna, co o tym wszystkim myśleć, ale nic już nie mówi. Jeszcze raz rzuca okiem na wszystkich zebranych, zanim kieruje się z powrotem do drzwi.

— Tylko nie siedźcie tu za długo... — Rzuca na odchodnym, a w jej głosie słyszę coś, czego nie potrafię zidentyfikować. Trzask drzwi brzmi zbyt głośno w ciszy, która zapada po jej wyjściu.

— Kurwa jaka ona jest podniecająca — mówi Logan, który wydaje się być rozmarzony, na co wale go w głowę, a chłopak odrazu łapie się za obolałe miejsce.

Kiedy mama wychodzi, czuję, jak napięcie w pomieszczeniu opada, choć tylko trochę. Wszyscy wracają do swoich rozmów, śmiechów i żartów, ale coś wciąż uwiera mnie pod skórą. I wtedy go zauważam. Jego tęczówki wypalają we mnie spojrzenie, gdy leży rozwalony na kanapie, jakby był królem tego chaosu.

Siedzi tam swobodnie, jedna ręka rzucona niedbale na oparcie, noga założona na kolano, a jego spojrzenie utkwione we mnie. Kiedy nasze oczy się spotykają, unosi lekko kącik ust w czymś, co przypomina uśmiech, ale jest w nim coś drapieżnego, co sprawia, że czuję się nieswojo.

Patrzę na niego dłuższą chwilę, zastanawiając się, co chce mi przekazać tym spojrzeniem. Jest w tym coś, co przyprawia mnie o dreszcz. Na jego twarzy, znów panuje maska obojętności, jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Jakby grał w grę, w której nie jestem świadoma zasad.

Jego wzrok przeszywa mnie na wskroś, nieustępliwy i spokojny, jakby wyczekiwał mojej reakcji, gotów odczytać każdy mój ruch, każdą myśl. Odwracam spojrzenie, próbując skupić się na czymś innym, ale czuję, jak jego oczy wciąż mnie śledzą, jakby próbował przekazać mi coś, co tkwi gdzieś między słowami, które nigdy nie padły.

Zapisane w dniach przeszłości 18+ #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz