14. Lochy.

17 3 0
                                    

Czas do świąt minął szybko, nawet bardzo. Siedziałam w przedziale z Theo, Draco i Pansy wracając do Londynu. Podróż obyła się tym razem bez żadnych dementorów i innych niespodzianek.  W tym towarzystwie podróż zleciała w mgnieniu oka. Z dworca odebrała nas matka, która przeteleportowała się ze mną i Draconem do Malfoy Manor. Nasze kufry zabrała Stworka i zaniosła je do naszych pokoi. Jak tylko weszliśmy do domu z zimnego dworu, na którym był wyraźny mróz stanęła przed nami skrzata i zabrała nasze płaszcze. Przeszliśmy
do salonu, gdzie siedział już nasz ojciec. Przywitaliśmy się z nim po czym zaczęliśmy rozmawiać o szkole.

Po chwili dołączyła do nas matka i wtedy wyszło nieporozumienie.
- Matko, ojcze! Muszę wam coś powiedzieć. - zaczął niepewnie Draco.
- Tak, Draconie? - dopytała mama.
- Bo ja mam dziewczynę... - powiedział drapiąc się po karku. - Jest to Pansy. I czy moglibyśmy ją zaprosić na święta? Jej rodzice wyjeżdżają za granicę, a ona zostaje sama.
- Oczywiście. Z tego co mówił Theodor Nott Senior, również musi wyjechać, więc jego syn również przybędzie. - wtrącił ojciec. - A co do części o twojej dziewczynie. To akceptujemy razem z Narcyzą twój związek, prawda? - zaczął znowu z dziwnym błyskiem w oczach, które po chwili skierował na panią Malfoy.
- Nie mam nic przeciwko. Cieszę się z twojego szczęścia, synu. - odparła po chwili, po czy wstała i przytuliła brata, co zdarzało się dosyć rzadko.

Nie przestała jednak patrzeć na Lorda Malfoya z tym samym błyskiem w błękitnych oczach. Coś mi tu nie pasowało, ale po chwili musiałam przestać o tym myśleć, ponieważ przybył na nie kto inny, jak panowie Nott. Towarzyszył im również skrzat domowy, Cytryn. Otworzyła im Stworka, która oznajmiła nas o ich przybyciu.
- Witajcie, Narcyzo, Bellatrix, Lucjuszu, Draconie! - przywitał się z nami Lord Nott, całując moją dłoń i mojej matki.
Po chwili w jego ślady poszedł młodszy z nich.
Wyjaśnili, że Senior musi już dziś wyjechać i czy nie byłoby przeszkody, gdyby już dziś Theo został. Ojciec nie wyrażał sprzeciwu, więc Lord Nott pożegnał się z nami i zostawił naszą piątkę w salonie. Draco po chwili się zmył tłumacząc, że musi coś zrobić.
- Stworko, proszę odnieś bagaż pana Nott'a do przygotowanego dla niego pokoju i zaprowadź go do niego. - rozkazał Lucjusz.
- Ojcze, pozwolisz, że to ja go oprowadzę. Stworko, zanieś bagaż Theodora do przygotowanego pokoju. - powiedziałam po czym ruszyłam w stronę schodów.

Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że chłopak idzie za mną, ponieważ słyszałam jego kroki.
- Śmiem twierdzić, że chcesz ze mną porozmawiać, Bel. Gdyby nie to byłbym odprowadzany przez skrzata. - powiedział chłopak, kiedy już znajdowaliśmy się w jego pokoju, który wyglądem był niemal identyczny jak ten Draco.
- Tak. Moi rodzice dowiedzieli się dziś o Draco i Pansy. I zareagowali na to dość specyficznie. Zero wykładów czy coś tylko zaakceptowali i mieli jakiś taki dziwny błysk w oczach, jakby sukces, zrealizowanie celu nie wiem coś takiego.  - wyjaśniłam.
- Może oni mają być w przyszłości razem?
- Sugerujesz aranżowane małżeństwo, Theo? - zapytałam.
- To jedyne co mi przychodzi do głowy. Ale ani Drake, ani Pans nie mogą się dowiedzieć.
- Oczywiście. Rozgość się! - rzuciłam wychodząc z pokoju, jednak zatrzymałam się w nich na moment. - Kolejna tajemnica? - zapytałam nie patrząc nawet na chłopaka.
- Tajemnica ciągnie tajemnicę, Bellatrix. - powiedział tajemniczym głosem.
Po tych słowach wyszłam.

Nie byłam z tego powodu zadowolona. Aranżowane małżeństwa były normalne wśród czysto krwistych czarodziejów, a zwłaszcza tych bogatych takich jak nasz. Wydaje mi się, że ani Draco ani Pansy nie wiedzą, jeśli w ogóle o to chodzi. A co gorsze jeśli przypuszczenia Theo się sprawdzą to równie dobrze i ja mogę być już komuś przypisana. Nie chciałam wychodzić za mąż z czyjegoś rozkazu, ale z własnej woli.

Następne dni mijały w miarę normalnej atmosferze. Do czasu gdy w Malfoy Manor zjawiła się Parkinson.
- Pierwsza zasada. Macie osobne sypialnie i jeśli dowiemy się, że ktoś z was ją złamał osobiście przysięgam, że przeniosą kogoś z was na Karaiby. - rzucił Lucjusz, gdy para stanęła przed nim w salonie.
Ja stałam z Theo w kącie i dusiliśmy w sobie śmiech. 

Kiedy wyczułam, że już dłużej nie wytrzymam wyszłam z pomieszczenia ciągnąc za sobą długą, czarną sukienkę, której szczerze nienawidziłam.  Nie rozumiałam czemu od arystokratów oczekiwało się by chodzili w garniturach, koszulach, długich sukniach. Niedopuszczalne było, żeby chodzić w bluzie czy dresach, a zwłaszcza wśród innych czarodziejów. Draco zazwyczaj trzymał się norm, ale ja nie miałam zamiaru. Chodziłam w bluzach, dżinsach, dresach i topach i nie obchodziło mnie co mówią inni. Poczułam więc wielkie oburzenie, kiedy chcąc przebrać się w normalne ubrania zastałam w mojej garderobie same sukienki i zestawy koszul i spódnic. Oczywiście każda z nich nie odsłaniała praktycznie w ogóle ciała. Wśród butów były szpilki i mokasyny. 

Zeszłam na dół stąpając wściekle po schodach. Nie słyszałam już żadnych rozmów, więc wywnioskowałam, że kiedy ja patrzyłam jak zamurowana na szafę rozmowa się zakończyła. Zeszłam na dół, gdzie siedziała matka i ojciec.
- Możecie mi wyjaśnić, co znaczą takie ubrania w mojej szafie? - powiedziałam ledwo powstrzymując się od krzyku.
Poczułam, że moja magia chcę się wydostać. Nieraz zdarzało się to w stanie silnego wzburzenia. Popatrzyłam na moje zaciśniętą w pięści dłonie. Iskry. Super, tylko brakowało tego, żeby znalazła ona ujście.
- Bellatrix Narcyzo Malfoy! Na dół! Natychmiast! - krzyknął Lucjusz zabezpieczając wcześniej teren Muffliato.
- Lucjuszu, proszę cię. Nie! - powiedziała błagalnie matka.
- Chcesz do niej dołączyć? - warknął na nią i spoliczkował Narcyzę.

Chciałabym być na miejscu pani Malfoy w tym momencie. Mnie czekały liczne tortury w lochach, a ona została tylko spoliczkowana. Zawsze się to tak kończyło od kiedy skończyłam osiem lat. Od tamtego momentu każdy objaw buntu był zastępowany przez płacz po długich torturach z ręki ojca. Miałam ojca tyrana. Zanim skończyłam osiem lat to matka przyjmowała wszystko na siebie. Niestety, kiedyś tylko ojciec był przy moim wybuchu i skończyło się to moimi pierwszymi torturami. Pamiętam jak leżałam później na zimnej posadzce nie mogąc się ruszyć. Pamiętam jak moja matka patrzyła na mnie z przerażeniem i jak Draco wzdrygnął się na mój widok.

Zeszłam do zimnego, obskurnego pomieszczenia. Stanęłam na środku z wysoko podniesioną głową. Lucjusz zabezpieczył teren Muffliato, żeby nikt nie słyszał mojego krzyku.
- Do mnie się nie odzywasz w ten sposób! - krzyknął, a ja dalej stałam z dumnie podniesioną głową.
Strzelił we mnie zaklęciem obezwładniającym i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwą część.

Zapomniana Siostra II Bellatrix MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz