15. Arystokraci...

13 2 2
                                    

Leżałam na zimnej posadzce nie czując nic poza przeszywającym ciało bólem nie do zniesienia. Walony Cruciatus. Przez pewien czas byłam na zmianę torturowana i bita przez ojca. W pewnym momencie wyłączyłam umysł. Wyłączyłam wszystko tak jak robiłam to już nie raz. Pozwalało mi to przetrwać tortury. Dopiero teraz, kiedy ojciec wyszedł, a zaklęcie, które nie pozwalało mi się ruszyć zostało zdjęte cierpiałam najbardziej. Skuliłam się na ziemi w kulkę i pozwoliłam płynąć łzom. Jedna po drugiej. Straciłam poczucie czasu. Po jakimś czasie, który mógł być równie godziną jak i pięcioma minutami zjawiła się Skrzatka.
- Panienko, pani Malfoy chce panienkę zobaczyć. Panienka pozwoli, że panienkę przeteleportuje. - wypiszczała.
Nie będąc w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa z ogromnym bólem wstałam i chwyciłam skrzata za rękę.

Znalazłam się w jednej z gościnnych sypialni. Było to pomieszczenie, które było tak naprawdę przejściem do składziku z eliksirami mojej matki. Nacisnęła jeden z kafelków przy kominku, a podłoga pod nami się rozsunęła odsłaniając skrzynie z eliksirami. Bez słowa wypijałam każdy, który matka mi podała. Lata koło męża tyrana spowodowały to, że zawsze miała zapas eliksirów leczące po torturach. Następnie zaczęła mamrotać jakieś zaklęcia pod nosem, czym leczyła moje siniaki, które miałam na całym ciele.
- Matko? - zapytałam, kiedy białowłosa zajmowała się rozcięciami na mojej ręce.
- Tak? Co się dzieje? - powiedziała patrząc na mnie swoimi pięknymi, morskiemu oczami.
- Czy mogłabyś mi załatwić strój do gry w Quidditcha? W sensie coś innego niż suknie czy spódnice. Chciałbym się zapisać do drużyny Slytherinu w przyszłym roku. Trochę ciężko by mi się grało w sukni. Sama, matko, grałaś w drużynie, więc zrozumiesz. - zakończyłam.
- Postaram się coś z tym zrobić, ale nic nie obiecuję. A teraz się nie ruszaj. - rozkazała.

Minęło kilka dni, a w mojej szafie znalazły się spodnie i koszule. Miałam też parę par dżinsów i kilka koszulek. Udało się. Narcyza zamówiła te rzeczy u Madame Malkin, a następnie schowała, kiedy Lucjusz był w pracy. Minął sylwester, więc już jutro wracaliśmy do Hogwartu. Do miejsca, w którym mogłam być sobą i ubierać się tak jak chce. Pakowałam kufer nadal reagując lekkim wzdrygnięciem na każde skrzypnięcie, szmer czy szelest. Normalka po tym co przeszłam.

Tak samo było tym razem, kiedy ktoś zapukał w moje drzwi. Szybko schowałam ubrania za drzwi do łazienki i otworzyłam drzwi jak się okazało Theodorowi. Podparłam je krzesłem, po czym wyciągnęłam normalne ubrania i zaczęłam pakować je do kufra.
- Coś się stało? - zapytałam chłopaka.
- Chyba to ja powinienem zapytać się o to ciebie. O co chodzi z tym wszystkim? Z tym krzesłem, ubraniami i twoją wrażliwością na każdy ruch. - odpowiedział.
- Nie mogę ci o tym powiedzieć. - powiedziałam na głos, po czym podeszłam do Nott'a i wyszeptałam. - Przynajmniej nie tutaj.
- Współczuję Cruciatusa. -szepnął.
Po tym odeszłam od niego i wróciłam do tego co robiłam przed chwilą.

Theodor był jedną z niewielu osób, która siedziała co dzieje się w domu obrzydliwie bogatych Malfoy'ów, gdy byli sami. Sam przechodził nieraz podobne rzeczy z ręki ojca, który winił go cały czas za śmierć jego ukochanej żony, która zmarła w momencie narodzin chłopaka. Nott Jr. Nie był temu winny, ale jego ojciec nadal tego nie rozumiał i wyżywał się na nim. Theo cieszył się więc z każdej chwili bez ojca. Mimo to zgrywali przed ludźmi cudowny duet Nott'ów. Znałam tą sytuację nawet za bardzo. Nieraz chłopak był leczony przez moją matkę, która skończyła kurs magomedyka, ale ojciec zabronił jej pracować.
Teraz jednak chłopak na tyle nauczył się panować nad emocjami, że w takich sytuacjach nikt nie uwierzyłby mu, gdyby powiedział, że był torturowany nieraz przez ojca. Wyśmiali by go, a sam pan Nott zrobiłby mu krzywdę po raz kolejny.

- Chyba nie przyszłeś tu po to, by się na mnie przyglądać, Theo. Chciałeś mi coś powiedzieć?
- Raczej zaproponować. Co ty na Eksplodującego Durnia? Drake i Pans też grają. A może dołączy też do nas Blaise, bo ma się zjawić z Lady Zabini i jej nowym partnerem.
- No dobra. A gdzie masz zamiar grać? - zgodziłam się.
- No nie wiem. Może u mnie w pokoju?
Nie musiał powtórzyć. Skończyłam pakować rzeczy, zamknięty kufer włożyłam pod łóżko, odstawiłam krzesło i zeszłam na dół, gdzie już siedziała pani Zabini i pan Grench. Należał on do arystokrackich rodów, więc znałam go z bankietów organizowanych przez rodziny że świty czarodziejów. Obok kobiety siedział jej syn.
- Witam, Lady Zabini, Lordzie Grench. - przywitałam się z nimi i kiwnęłam głową.
Odpowiedzieli na moje przywitanie po czym podszedł do mnie i Lord i Blaise, po czym ucałowali mnie w dłoń.

Przeprosiłam gości i wyszłam na górę w stronę dźwięków, dochodzących z pokoju przeznaczonego dla Theo. Weszłam do środka, gdzie grali już pierwszą rundę. Miałam im powiedzieć, że Zabini i jego matka przybyli, ale uprzedził mnie Blaise, który wparował do pokoju.
- Siema Smoku, Mopsik i Theo! Nie Bella, z tobą nie będę się drugi raz witał. - powiedział uśmiechając się do nas.
- No wiesz co! Jeszcze szukasz pretekstów, żebym się na ciebie obraziła. - fuknełam. - Nie wystarczy, że podkradłeś mi ostatnio ciasteczka. - dodałam po chwili wybuchając śmiechem.
Przez pierwszy semestr nauki powoli zaprzyjaźniłam się z chłopakiem. Dodatkowo zobaczyłam, że Kylie też nie ma nic przeciw jego towarzystwu, a nieraz łapałam ją na zerkaniu na chłopaka. Coś mi tu się święciło, ale to ich sprawa, nie moja. Graliśmy może jeszcze z godzinę jak nie lepiej, po czym Skrzatka oznajmiła nam, że Blaise musi już wracać do domu. Zeszłam więc na dół i pożegnałam się że wszystkimi.

Następnego ranka obudziło mnie stukanie do drzwi.
- Pobudka, siostrzyczko! Hogwart czeka! - powiedział na przywitanie.
Ubrałam się w zestaw składający się z zielonej marynarki i spodni oraz białej koszuli. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Różdżkę włożyłam do kieszonki od wewnątrz marynarki. Zeszłam na dół i przywitałam się z rodzicami. Starałam się maskować jak najlepiej niechęć do ojca w tym momencie i chyba mi się udało. Skrzatka przyniosła nasze kufry i po zjedzeniu śniadania wyszliśmy na dwór poza ojcem. Ten prawdopodobnie zmniejszył kufry i włożył do kieszeni. Przeteleportowaliśmy się na peron 9¾, gdzie nie było za wiele osób. Pożegnaliśmy się z rodzicami i ruszyliśmy w poszukiwaniu wolnego przedziału. Powiększone już kufry wyłożyliśmy na górę i czekaliśmy na znajomych. Pansy, Blaise, Theo i Kylie zdążyli na ostatnią chwilę. Kiedy tylko odłożyli kufry pociąg ruszył.

Zapomniana Siostra II Bellatrix MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz