Rozdział 12

68 8 52
                                    

Pov: Ryan

Byłem sam.

Od wielu lat byłem nagle sam.

Nie czułem się tak samotny wtedy, kiedy ktoś mi mówił, że nie nadaję się na aktora, ani wtedy, kiedy ktoś życzył mi śmierci. Mogłem tego słuchać, mogłem to ignorować, ale za nic w świecie nie mogłem stracić Hugha.

Ale już go straciłem.

Przełknąłem ciężko ślinę, czując Saharę w ustach. Piłem naprawdę niewiele, nocą. Nie chciałem spotkać Hugha. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Tęskniłem. Tęskniłem za jego śmiechem, tekstami, naszymi losowymi wyprawami w dziwne miejsca. Za upijaniem się do nieprzytomności, żeby później stwierdzić, że było warto, kiedy Blake trzepnęła mnie w łeb, bo dawałem zły przykład dzieciom. Tego już jednak nie będzie. Nigdy. Nie, skoro wyznałem mu swoje uczucia, skoro woliłem powiedzieć mu o moim głupim zauroczeniu, niż postąpić mądrzej i wymyślić jakieś dobre kłamstwo, którymi karmiłem się na co dzień. Ta przyjaźń ma tylko jedną opcję, jeśli chodzi o przyszłość - rozpad. Chce porozmawiać, ale o czym? O tym, że nie powinienem tak do niego mówić? O tym, że poda mnie do prasy? O tym, jak to bardzo on żałuje, że nic nie czuje, chociaż i tak pewnie w duchu cieszył się, że ma ten tekst za sobą i może już mnie wyprosić z domu? Despracko trzymałem się jego mieszkania i tego, co zostało z naszej przyjaźni. Chciałem tu być jak najdłużej, żeby już pewnie ostatni raz w życiu z bliska obejrzeć tę okazałą posiadłość, która należy do człowieka, który mnie odrzucił. Czy spotkamy się na wywiadach? Pewnie nie, bo przez następnych kilka lat zbyt będę zajęty trzymaniem się naszych wspólnych zdjęć, aby pamiętać o czymś takim jak reporterzy. O ile jeszcze będę wtedy żył.

Mimowolnie zacisnąłem rękę w pięść, kiedy usłyszałem kroki Hugha. Kiedyś musiałem stąd wyjść. Kiedyś musiałem mu powiedzieć, że wszystko jest w porządku i wyjść. Wolałbym jednak rzucić się w przepaść, niż w najbliższym czasie zapewniać go o takich rzeczach. Mogłem tak mówić, kiedy przypadkiem mnie uraził, kiedy poruszył jakiś temat, którego nie chciałem poruszać. Bo co niby miałem mu innego mówić? 'Hej Hugh, pewnie już wiesz, że mam depresję, bo mnie odrzuciłeś, ale nic się nie stało, po prostu pójdę do domu i tam się zapierdolę'? Nie, wolałem się zagłodzić tutaj, bez potrzeby tłumaczenia się przed kimkolwiek.

- Ryan, wiesz, że kiedyś będziesz musiał wyjść z tego łóżka, prawda? - nie, jeśli zdecyduję się w nim umrzeć.

Zerknąłem przelotnie na jego postać, zaraz odwracając wzrok. Nie chciałem przeżyć tego rozczarowania po raz drugi. Nie, dopóki jeszcze nie pozbierałem się po ostatnim. A pewnie już nigdy się nie pozbieram.

Poczułem, jak siada na brzegu łóżka. Nie zbliżaj się do mnie, bo znowu zrobię sobie nadzieję.

- Ry, Boże. Tak trudno porozmawiać? Proszę, chcę tylko zrozumieć, dlaczego się tak zachowujesz. I wyjaśnić.

- Jest teraz tak, jak kiedyś powiedziałeś, Hugh - odparłem cicho. - Ty masz cały świat. Ja nie mam nic.

- Masz mnie.

Zmarszczyłem brwi. Przesłyszałem się czy coś?

- Co?

Usłyszałem, jak bierze drżący oddech.

- Ja... przemyślałem to wszystko jeszcze raz, Ryan. I myślę, że... Cholera, byłem głupi. Kocham cię.

Miałem halucynacje czy w końcu podczas tych bezsennych nocy w końcu udało mi się zasnąć i coś wyśnić?

- Możesz... możesz powtórzyć?

- Głuchy jesteś, Noldsy? - pociągnął mnie do siadu i ujął moją twarz w swoje dłonie. - Kocham cię.

Martwy basen i RosomakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz