Pov: Ryan
Już nie byłem sam.
Kiedy chciałem być sam, mogłem powiedzieć Hughowi, żeby poszedł, bo chcę chwilę pobyć bez niego. Mogłem wybrać, czy chciałem, czy nie. Kochałem mieć tę możliwość prawie tak bardzo, jak kochałem tego idiotę. Mimo wszystko nie chciałem go opuszczać nawet na chwilę, błagałem, żebym mógł pójść z nim do łazienki, kiedy idzie się myć, nawet jeśli miałbym tylko stać przez godzinę i czekać, aż łaskawie wyjdzie. Nie chciałem znowu być sam. Pragnąłem jego obecności, dotyku, głosu, kiedy przy mnie był, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W pewnym sensie bałem się ponownego osamotnienia? Może tak to można ująć. Ale głównie chciałem Hugha. Nie zamieniłbym go na nikogo innego, nawet jeśli chciałaby do mnie wrócić Blake - zbyt długo cierpiałem, będąc w niewłaściwym związku. Pora nadrobić te wszystkie lata, kiedy mogłem go jedynie przytulać, nie mając nawet odwagi, aby 'przypadkowo' go pocałować. Czasami żałowałem, że nie urodziłem się kobietą, że nie mógłbym żyć bez jakiejkolwiek ewentualnej nienawiści ze strony jego, gdybym wyznał mu uczucia (a on nie byłby tym najmilszym na świecie człowiekiem), bądź fanów. Tak się jednak nie stało i zamiast tego odwzajemnił te dziwne uczucia (pomińmy komplikacje na początku). Znaczy, może nie dziwne... Łatwo jest określić, czy to normalne, czy nie, kiedy jest o tym ogólny temat albo mówiłem o takich parach. Teraz przeżywałem to jednak na własnej skórze i o Boże, to naprawdę było tak dziwne, jak niektórzy mówili.
Przytuliłem się mocniej do Hugha. Liczyło się tu i teraz, a byliśmy w jego sypialni, oglądając jakąś słabą komedię romantyczną. Mniej się skupiałem na oglądaniu jej, a bardziej na kreśleniu palcem wzorków na jego piersi. Straciłem rachubę czasu i nie wiedziałem, ile czasu torturował nas obu tym czymś, ale jeszcze nie zacząłem narzekać, ani nie zbliżał się moment zwiastujący zakończenie, więc zgaduję, że nie tak długo.
- Przysięgam, że jeśli będziesz to robił choćby chwilę dłużej, to zedrę z ciebie ubrania i wyrucham - wymruczał Hugh, nie odrywając wzroku od telewizora.
Zabrałem czym prędzej rękę, bo o ile taka perspektywa była kusząca, to lepiej nie ufać temu osobnikowi, kiedy mówi w taki sposób.
- Proszę, możesz przełączyć na coś innego? - jęknąłem, próbując ułożyć się wygodniej, w efekcie czego zwinąłem się na jego piersi jak kot, którym niezbyt mogłem być ze względu na moje wymiary. Najważniejsze było to, że zasłoniłem mi telewizor i mógł skupić całą uwagę na mnie.
- Nie podoba ci się, co wybrałem?
No i super. Poczucie winy.
- Znaczy... Nie... Chodzi o to, że... - plątałem się w słowach, próbując wyjaśnić swą wypowiedź.
Zaśmiał się tylko i zepchnął mnie na materac obok. Westchnąłem ciężko.
- Widzisz, tak mnie traktujesz...
- Może bym cię traktował lepiej, gdybyś nie próbował zachowywać się jak skończony idiota - odparł, zaraz przyciągając mnie do mocnego uścisku, jakby wcale mnie przed chwilą nie obraził. - Żartuję, oczywiście.
Poczułem, jak składa delikatny pocałunek na moich włosach, ale postanowiłem go ignorować. I udało mi się to dokładnie na osiem sekund, po czym znowu się odezwałem.
- Chcę żelki.
- Żelki są niezdrowe, Ryan. Poza tym wpierdoliłeś już dwie paczki ciastek. Czas poćwiczyć, młody.
- Nie jestem młody - fuknąłem na niego jak kot, którym próbowałem przed chwilą być.
- Cóż, jesteś młodszy. I wyglądasz na max 30 lat.