Pov: Hugh
Nigdy więcej nie zrobię pizzy z Ryanem.
Zacznijmy jednak od początku. Ten idiota po powrocie do domu stwierdził, że ma ochotę na pizzę (pomińmy fakt, że dosłownie kilka minut temu był we włoskiej restauracji) i z tego powodu w ciągu chwili byliśmy już w kuchni, a on szukał w necie przepisu na to danie. Dla mnie sprawa była prosta - ciasto, sos, ser i ewentualnie coś innego. On jednak chyba chciał być jakimś szefem kuchni.
- Daj spokój, patrzyłeś już milion przepisów - jęknąłem, kręcąc się w miejscu. - Zróbmy przy okazji shake'a czy coś.
- Shake nie pasuje do pizzy - zwrócił mi uwagę. - Poza tym na pewno nie milion. Najwyżej dziesięć.
- Zostawiaj ten telefon, w twoim wieku dawałem sobie radę bez niego.
- Jeszcze chwilkę i... Chuju!
Wyszczerzyłem ząbki, podnosząc go z blatu i stawiając na podłodze. Wziąłem również jego telefon, odkładając na stół.
- Jeśli się spalimy, to wtedy ci przyznam rację, że przepis był ważny.
Przewrócił oczami.
- To moja kwestia, pookie. - otworzył lodówkę. - Wow, jak na gościa, który nie ogarnia życia, to masz całkiem niezły zasób.
- Zamknij się i wyciągnij ser.
W czasie, gdy szukał wspomnianego produktu, ja wyjąłem z jednej z szafek sos pomidorowy oraz przygotowane już ciasto.
- Znalazłem! - rzucił na blat opakowanie.
Kiwnąłem z aprobatą głową.
- Dobra, ja będę smarował, a ty bierz nóż i tnij ser, tylko siebie nie potnij.
Wręczyłem mu narzędzie, po czym poszedłem włączyć piekarnik. Ryan nie podołał jednak zadaniu pod tytułem utrzymać nóż i po chwili spadł mu na ziemię.
- Boże, nie pociąłeś się? - podniosłem niebezpieczną broń, trzymając ją z dala od niego.
- Jezu, Jackman. Nic mi nie jest. To po prostu poleciało.
- Jasne... Na wszelki wypadek zamienimy się zadaniami.
Mruknął coś o dyskryminacji czy coś takiego, a następnie wziął łyżkę, wyjął na talerz jeden z kawałków ciasta i zaczął nakładać sos. Ja natomiast włączyłem piekarnik, żeby się nagrzał, po czym wróciłem na miejsce obok Reynoldsa.
- Idzie ci lepiej, niż myślałem - pochwaliłem go.
- Dzięki. Tobie idzie gorzej, ale to dlatego, że myślałem, że wyczarujesz tę pizzę z dupy.
Zignorowałem jego niemiły i zamiast pizzy wyjąłem słuchawki. Te takie nowe wynalazki. Douszne. Podałem mu jedną. Spojrzał na mnie, po czym kiwnął głową i wziął ją. Puściłem nasze ukochane Like a prayer, a potem zająłem się już całkowicie pizzą.
- Wkładaj te dwie do piekarnika, tylko się nie poparz - poleciłem kochanemu przyjacielowi, odsuwając się.
Ryan z wielką ostrożnością, która przydałaby mu się w życiu codziennym, a nie tylko podczas robienia pizzy, włożył je do wspomnianego wyżej urządzenia i chwilę po tym cofnął się z sykiem.
- Poparzyłeś się, prawda?
- No.
Westchnąłem i zamknąłem piekarnik.
- Pokaż mi tę rękę.
- To nic poważnego.
- Jest, kurwa, a moim jebanym obowiązkiem jest zobaczyć, co się dzieje, kiedy jesteś u mnie w domu!
Bez słowa wyciągnął rękę. Obejrzałem ją po australijsku, a następnie kanadyjsku, bo może coś mnie ominęło, a potem kazałem mu ją włożyć pod wodę.
- Tylko chłodną, nie zimną - wyjaśniłem, stojąc nad nim, kiedy włączał kran. - I pamiętaj, żeby mieć stoper w dupie i trzymać ją przez równo przez pięć minut.
- W dupie mogę mieć ciebie.
- Rawr, kociaku. A teraz wkładaj tę łapę pod wodę i trzymaj.
Z westchnieniem rozczarowania zrobił, o co go poprosiłem. Stałem nad nim i patrzyłem, jak woda leciała na jego smukłe palce. Po kilku minutach, które jednak na pewno nie były pięcioma minutami, bo dokładnie liczyłem sekundy, zabrał rękę i zakręcił wodę.
- Jest lepiej - poinformował, wycierając dłoń ręcznikiem.
- Nie wierzę ci, ale niech ci będzie.
Przewrócił oczami i usiadł na blacie, wpatrując się wyczekująco w piekarnik.
- Hugh, bo mam taki pomysł... - zaczął, lecz mu przerwałem.
- Ja już mam dość z twoimi pomysłami. Nie masz prawa głosu.
- Ale to naprawdę fajne!
Westchnąłem.
- W porządku. Mów.
Natychmiast się ożywił i rozpoczął swoją przemowę.
- Bo wiesz, jak my jesteśmy takimi zajebistymi kucharzami, to tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy teraz zrobić ciasteczka!
- Nie, i to z dwóch powodów. Pierwszy: obecnie w piekarniku jest pizza, a po drugie coś byś ujebał. - sprawdziłem czas na piekarniku.
- Proszę... - złożył ręce jak do modlitwy.
Przez chwilę biłem się z myślami (mentalnie, nie fizycznie), a potem wyraziłem zgodę.
- Zgoda, ale jak dom się zjara, to nie żyjesz.
Chwycił telefon i wyszukał przepis, po czym pokazał mi go.
- Czekoladowe ciasteczka. W kształcie serca. Bo my się bardzo lubimy. Prawda?
Cóż.
Z ciastek wyszło tyle, że kiedy ten idiota wjebał mąkę do miski, to ta się przewróciła i wyjebała na moje spodnie.
Z tego powodu Ryan siedzi teraz w pokoju, a ja wpierdalam pizzę i oglądam nasz film. Kolejny udany dzień. Ciekawe, ile ich jeszcze będzie.
~~
WIEM WIEM WYSZLO CHUJOWO ALE OBIECUJE ZE KIEDYS BEDA FAJNE SCENY. znaczy tak mysle. w zamysle sa fajne aczkolwiek n umiem pisac wiec zobaczymy.
zycze wam powodzenia w dniu jutrzejszym!! przezyjcie rozpoczecie a ja postaram sie pisac rozdzialy:333