Cayden
Dzisiaj wstałem wyjątkowo wcześnie, jak na mnie. W moim mniemaniu siódma trzydzieści to strasznie wcześnie. Tym razem jednak nie stało się tak z powodu pracy, lecz studiów. W końcu, po roku mogłem kontynuować naukę. Co jakiś czas pojawiałem się na wykładach by zaliczać wszystko, jednak mama zabroniła mi normalnie się uczyć z powodu straty.
Była nią śmierć babci, z którą zamieszkałem po rozwodzie rodziców. Miałem wtedy piętnaście lat, a został ze mną jedynie mój brat, Isaac. Mama wyprowadziła się do Paryża, a ojca znaleźli martwego w rowie. Ja z bratem chcieliśmy zostać tutaj, więc zamieszkaliśmy z babcią w New Haven.
W tym czasie zacząłem pracę w kawiarni i udało mi się otworzyć studio tatuażu. Tym drugim zajmowałem się w weekendy, a pierwszym w tygodniu. Na szczęście mój szef był niesamowicie sympatycznym człowiekiem i pozwolił mi pracować po wykładach, na późniejszą zmianę, czyli zazwyczaj od szesnastej do dwudziestej drugiej.
– Miłego dnia Kai!– rzuciłem szybko do mojego psa i wyszedłem z mieszkania.
Kai był trzyletnim, pełnym energii owczarkiem Australijskim. Gdy mnie nie było w domu, wyprowadzał go Layne, mój najlepszy przyjaciel i współlokator. Pracował w barze w nocy, więc zawsze, gdy wracał koło siódmej wchodził mi do pokoju i zrzucał siłą z łóżka. Dzisiaj jednak miał wolne i chciał odespać, a ja jakimś cudem wstałem sam.
Z uśmiechem na twarzy wsiadłem do samochodu zahaczając po drodze po kawę. Jak zwykle wziąłem mocne espresso i cynamonowe ciastko. Na miejscu byłem piętnaście minut za wcześnie, bo o dziwo nie było korków. Nie miałem nikogo do rozmowy, więc usiadłem na ławce przed wejściem i włączyłem muzykę na słuchawkach. Sprawiała ona, że odganiałem od siebie wszystkie zbędne myśli i problemy, dzięki czemu mogłem się skupić.
W zawrotnym tempie opróżniłem papierowy kubek, a ciastko zniknęło tak, jakby w ogóle nie istniało. Widziałem ludzi wchodzących i wychodzących. Jakaś dziewczyna właśnie zsiadła z motoru jakiegoś chłopaka i podbiegła do swojej przyjaciółki. Uśmiechnąłem się na ten widok.
Gdy kolejnym razem podniosłem telefon, okazało się, że zostało mi pięć minut. Wyrzuciłem więc kubek do kosza na śmieci, po czym znalazłem salę, w której miał się odbyć wykład. W środku było dość dużo ludzi, a mój wzrok od razu przyciągnęła duża grupa ludzi. Prawdopodobnie była to ta stereotypowa „popularna ekipa". Rozejrzałem się w poszukiwaniu miejsca jak najdalej od nich, by się nie rozpraszać, a moje oczy od razu napotkały dziewczynę siedzącą z boku. Brązowe włosy, widoczne z daleka zielone oczy, szara bluza... Zamrugałem kilkukrotnie i spojrzałem jeszcze raz. To dziewczyna z wczoraj. Zorientowałem się, że to ona wcześniej witała się z przyjaciółką. Bez zastanowienia ruszyłem w jej kierunku pozostawiając swój mózg przy wejściu do pomieszczenia.
– Hej Lea– przywitałem się z nią siadając obok, na co spojrzała na mnie zdziwiona.
– Co ty tu robisz?– rozejrzała się dookoła, jakby zaraz miał zza ściany wyskoczyć klaun mówiący, że to żart.
– Śpię. A aktualnie siadam obok ciebie– odparłem w ogóle nie myśląc, co mówię. Mózg, wracaj tu.
Wyjaśniłem jej przyczynę moich dość częstych nieobecności które kontrolowałem tak, by nie zostać wywalonym. Opowiedziałem jej w skrócie historię z babcią, a w jej oczach dostrzegłem współczucie. Przez cały czas czułem na sobie czyiś wzrok, jednak wolałem się nie odwracać. Po chwili usłyszałem za sobą szybkie kroki i nie zorientowałem się nawet, gdy blondynka podeszła do nas i przytuliła Leę.
Usiadła na blacie między nami i szeroko się uśmiechnęła. Jej oczy były w kolorze piasku, a asymetryczny bob ledwo sięgał jej ramion. Włosy były zafalowane, przez co cudownie się układały. Fryzura wyglądała, nie przesadzając, jakby została stworzona dla niej.
CZYTASZ
We'll Be Alright
RomanceLea Quinn to studentka psychologii, która nie chodzi na imprezy, mieszka ze starszym bratem, a po wykładach chodzi do kawiarni pisać książkę. Ale czy w jej życiu naprawdę wszystko jest takie piękne? Powiadają, że życie potrafi zesłać do ciebie diabł...