ROZDZIAŁ 7

8 2 0
                                    

Lea

Nazajutrz w domu nie było ani jednej żywej duszy. Oprócz mnie, oczywiście. Iris zapewne wróciła już do domu, a Dylan pojechał do pracy. Przeciągnęłam się w łóżku, a po chwili podniosłam telefon i sprawdziłam godzinę. Dziesiąta trzydzieści. Wychodzi na to, że trochę sobie pospałam, chociaż miałam wrażenie, jakbym spała maksymalnie godzinę, albo nawet mniej.

Mimo wszystko udaje mi się powoli spełznąć z łóżka i się ubrać. Gdy skończyłam się ogarniać spojrzałam w lustro na ścianie. Miałam na sobie szary sweter, czarne, szerokie dżinsy, a włosy związałam w luźny kok. Makijaż odpuściłam. Nie miałam na niego siły ani ochoty. Poszłam jeszcze do łazienki, by umyć zęby słuchając przy tym muzyki. Z bułką w ręku wybrałam numer Layne'a.

– Co jest– odezwał się zaspanym głosem.

– Obudziłam cię?– spytałam nieco zmartwiona, bo nie chciałam go zwlekać z łóżka.

– Wstałem godzinę temu, po prostu wciąż leżę w łóżku– odparł, a ja słyszałam, jak łóżko pod nim skrzypi, gdy wstawał.– Zgaduję, jedziemy do ofiary losu?

– Jakbyś czytał mi w myślach– parsknęłam śmiechem.– Za ile będziesz?

– Daj mi dwadzieścia minut– odparł i od razu się rozłączył.

W tym czasie usiadłam przed telewizorem i przewijałam nudne programy, które akurat leciały w telewizji. Jakiś program historyczny, o gotowaniu, bajki dla dzieci, wiadomości... W końcu zatrzymałam na jakiś o zwierzętach, jednak długo tak nie posiedziałam, bo już pięć minut później odezwał się mój telefon. Akurat lwica polowała na zebrę, a głos w tle komentował to, jakby były to zawody koszykówki lub innego sportu.

Odebrałam wyłączając telewizor i od razu skierowałam się do przedpokoju. Usłyszałam jedynie, że za pięć minut mam być na dole, po czym się rozłączył. W pośpiechu ubrałam buty, zarzuciłam lekką kurtkę na sweter, bo podobno było dziś nieco zimniej i wyszłam.

O mały włos z pośpiechu zapomniałabym zamknąć drzwi, ale na szczęście gdy stałam przy windzie przypomniałam sobie o istnieniu kluczy i musiałam się zawrócić. W tym czasie zdążyła zjechać na dół, więc zdecydowałam, że nie będę czekać i zejdę po schodach. Zeskakiwałam co drugi schodek jak dziecko, trzymając się jedną ręką barierki by się nie przewrócić.

W momencie w którym wyszłam z bloku, na podjazd zawitała jego czerwona mazda. Pospiesznie wsiadłam, przywitałam się z blondynem i pojechaliśmy. Po drodze omówiliśmy kwestię dotyczącą mojej pracy w kawiarni i przeprowadzki. Oczywiście wszystko musiało się odbyć bez wiedzy trzeciego współlokatora. Albo czwartego, jeśli liczyć Kai'a.

– Zadzwoń, jak będziesz chciała wrócić. Ja muszę pojechać na zakupy i coś ogarnąć– powiedział, gdy zatrzymaliśmy się pod samym wejściem do szpitala, bo akurat nie stała tam żadna karetka.

– Jasne, dzięki!– rzuciłam i wysiadłam szybko machając mu na pożegnanie, by nie torować drogi. Patrzyłam jeszcze jak odjeżdża, po czym weszłam do ogromnego budynku, w którym znajdował się szpital.

Dylan powiadomił recepcję, że mogę odwiedzać przyjaciela, więc upewniłam się tylko, czy go nie przenieśli. Gdy weszłam do sali chłopak spał, tak, jak ostatnio. Usiadłam więc na krześle obok i wyciągnęłam telefon. Równe zero powiadomień. Chwilę później na stoliku zauważyłam kilka kartek z jakimiś rysunkami oraz tablet. Musiał poprosić o nie pielęgniarkę, choć nie wiem czemu nie zrobił tego na tablecie.

Widok malutkich kredek dla dzieci mnie nieco rozbawił i mimowolnie wyobraziła sobie chłopaka trzymającego je delikatnie w swoich dużych dłoniach.

We'll Be AlrightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz