Cayden
Kolejne dni w szpitalu mijały powoli i nudno. To badania, to czas wolny, w którym praktycznie tylko leżałem w łóżku i zżerała mnie nuda. Lea przyjeżdżała dość rzadko mówiąc, że musi coś załatwić, a mój przyjaciel zjawiał się jeszcze rzadziej. Mimo wszystko ich wizyty były najlepsze ze wszystkiego, co mógłbym tu robić. Nie robiliśmy nic konkretnego, często były one krótkie, ale zawsze poprawiały mi humor.
W końcu nadszedł dzień, w którym wypisywali mnie z tego białego piekła, czyli szpitala. Moi przyjaciele przyjechali tu koło dziesiątej i spakowali moje rzeczy mimo, że mówiłem im, że sam dam radę. Oni jednak uparcie sadzali mnie ciągle na łóżku i sami się tym zajmowali.
Gdy skończyli, Layne pomógł mi przebrać szpitalne ciuchy w moje własne, bo z ręką w gipsie nie należało to do najłatwiejszych czynności, jakie mógłbym wykonywać. Zabrał moją torbę, a po około dwudziestu minutach załatwiania reszty formalności, co strasznie mi się przeciągało, wsiedliśmy do jego samochodu. On zajął miejsce kierowcy, a ja wraz z Leą usadowiliśmy się na tylnych siedzeniach.
– Witam w naszej najnowocześniejszej, najlepszej i najszybszej linii taksówek Kai. Dokąd państwa zawieźć?– Wydurniał się blondyn, a ja chyba nigdy się tak nie cieszyłem, że wracam do domu.
– Do domu, kierowco– zaśmiała się Lea, której humor ewidentnie mi się udzielał i w końcu ruszyliśmy.
Layne manewrował między uliczkami chcąc ominąć korki i przez całą drogę śpiewaliśmy piosenki lecące w radiu śmiejąc się przy tym w niebogłosy. Chociaż nie wiem, czy nasze darcie się można było nazwać śpiewem.
Zaparkowaliśmy pod blokiem, gdzie przyjaciel znów przejął moje torby, a dziewczyna pociągnęła mnie za sobą do środka. W windzie stała uśmiechnięta, nie odzywając się ani słowem, a blondyn patrzył to na nią, to na mnie również szeroko uśmiechnięty.
Byłem prawie pewien, że coś knuli.
Zdziwiło mnie nieco, gdy po wejściu do mieszkania szatynka zdjęła buty, wzięła moją torbę i jak gdyby nigdy nic zaniosła do mojego pokoju. Zignorowałem to i skierowałem się tam, gdzie ona. W końcu przypomniałem sobie, że przecież była tu z Laynem, więc to oczywiste, że wiedziała gdzie jest mój pokój. Położyła, a raczej rzuciła bagaż na łóżko i podeszła do mnie.
– Cieszę się, że wróciłeś– powiedziała na chwilę obejmując mnie ramionami i chowając twarz w mojej klatce piersiowej.– Rozpakuj się i chodź do salonu– dodał wychodząc, a ja przez chwilę jeszcze stałem jak wryty w podłogę zdziwiony tym, co tu właśnie zaszło.
Szybko jednak się otrząsnąłem i zrobiłem to, co powiedziała. Dużo rzeczy na szczęście nie miałem, więc nie zajęło mi to długo. Wsunąłem torbę z powrotem pod łóżko, upewniłem się, że wszystko jest na miejscu, po czym poszedłem do salonu.
Zastałem tam Leę, siedzącą na kanapie jedną ręką trzymającą kubek z herbatą, a drugą głaszczącą Kai'a. O dziwo siedział on spokojnie obok niej i z czystą miłością w oczach patrzył na nią z wywalonym na wierzch językiem. Layne natomiast siedział przy szklanym stole i przeglądał coś w telefonie. Gdy mnie zobaczyli, natychmiast wstali, a dziewczyna znów pojawiła się tuż obok mnie.
– Mamy dla ciebie niespodziankę– odparła szczęśliwa, szczerząc zęby, a koło jej oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, gdy się uśmiechała.
Patrzyłem na nich zdezorientowany szukając pomocy u przyjaciela, jednak ten tylko uśmiechnął się przebiegle i wyciągnął zza pleców jakąś chustę.
– Zakryj mu oczy, Leo– odrzucił Layne, a ona obeszła mnie dookoła, stanęła na palcach i już po chwili moje pole widzenia zasłoniła ciemność.
CZYTASZ
We'll Be Alright
RomanceLea Quinn to studentka psychologii, która nie chodzi na imprezy, mieszka ze starszym bratem, a po wykładach chodzi do kawiarni pisać książkę. Ale czy w jej życiu naprawdę wszystko jest takie piękne? Powiadają, że życie potrafi zesłać do ciebie diabł...