Echo dzwonu kościelnego dzwoniło głucho, przebijając się przez śnieżycę. Wybiło południe, wszyscy kierowali się do domów, by zjeść ciepły posiłek w gronie bliskich. Przynajmniej, ci co mogli bądź potrafili wykorzystać okazję.
Wilson maszerował szybko ulicami miasta, obserwując, jak auta grzęzną w korkach. Pogoda spowodowała liczne problemy na drogach, dlatego najszybciej było mu dotrzeć pieszo do celu. Ziąb wbijał mu się w każdy odsłonięty skrawek ciała, pragnąc zmusić do powrotu. Parł niestrudzony, wiedząc, że nie ma wiele czasu. Trzymał się ręką torby wiszącej na ramieniu, próbując wykrzesać z siebie choć trochę ciepła.
Udało mu się wybłagać pół godziny przerwy na obiad, pomimo ciągle rosnącej liczby pacjentów. Zastąpił go inny lekarz, który miał zacząć pracę kilka godzin później. Gdy tylko zobaczył, że nikt nie potrzebuje go w klinice, wybiegł na zewnątrz, idąc w przeciwnym kierunku od najbliższej restauracji.
Dom doktora Coure znajdował się zaledwie dziesięć minut drogi od kliniki. Rzucił okiem na ekran telefonu, kręcąc bezmyślnie głową, gdy dostrzegł na nim tylko panoramę znad morza, którą wykonał parę lat temu. Próbował wmówić sobie, że coś musiało stać się z telefonem jego przyjaciela. Żadne myśli nie były w stanie zbyć strachu, jaki wkradał się mu do serca.
Żadna z osób, którą dziś widział, nie miała pojęcia, co się z nim stało. Ci, których spytał podczas badania, odpowiadali mu tylko tą samą śpiewką co reszta. „Pewnie zaspał, każdemu może się zdarzyć" albo „Ma do załatwienia jakieś sprawy". Wszyscy jednoznacznie doszli do wniosku, że doktor Coure ten jeden raz w swojej karierze, po prostu nie przyszedł do pracy. Żadnego dochodzenia nie trzeba robić, zjawi się na następny dzień, tłumacząc swoją nieobecność.
Problem polegał w tym, że mowa było o człowieku traktującym pracę jak swój drugi dom. Poinformowałby kogokolwiek, w szczególności najbliższego znajomego, który jedyny utrzymywał z nim po pracy kontakt, o takiej sytuacji.
Wilson parł naprzód, pomimo zimna, jakie przeszywało jego nogi. Wyciągnął z kieszeni uprząż z kluczami, wybierając z nich dwa, z główkami, na których wyrył małymi literami oznaczenia. Jedne pozwalały mu wejść do budynku, drugie do mieszkania. Otrzymał je dawno temu od Coure, na wypadek, gdyby potrzebował czegoś z jego mieszkania. Albo noclegu na parę dni, jeżeli miał problemy u siebie, wymagające przeczekania.
- Dzień dobry panie Hodges! - stanął pośrodku przejścia, odwracając się w stronę głosu.
- Jimmy, co ty robisz na dworze? Nie masz czasem lekcji?
- Pani Carther powiedziała, że mamy wracać do domu, śnieg sypie za mocno i tego typu sprawy. A gdzie pan idzie? Klinika jest w przeciwną stronę.
Ugryzł się język, przyglądając się stojącemu naprzeciw niego dziecku. Rozgryzło go szybciej niż cały personel klinki. Zastanowił się, czy widać po nim, że pożera go stres.
- Lecę wpaść w odwiedziny do doktora Coure. Jest chory i chcę dotrzymać mu towarzystwa, żeby nie czuł się samotny. - skłamał, licząc, że to wystarczy, by zaspokoić jego ciekawość.
- To miło z pana strony. Timmy wracał z rodzicami wczoraj przez park i przewrócił się na ziemię, gdy właśnie doktor Coure potrącił go. Podobno był bardzo zajęty swoimi sprawami, bo nawet nie zatrzymał się, by przeprosić.
Wilson mrugnął zaskoczony, nie potrafiąc wypowiedzieć kolejnego zdania. Dopiero dźwięk klaksonu oraz towarzyszący mu krzyk kierowcy wyrwał go z rozmyślania. Przeprosił go, za stanie na przejściu, ruszając naprzód.
Odwrócił się na krótką chwilę, by zobaczyć, że Jimmy poszedł dalej, machając mu na pożegnanie. Rozsunął kurtkę, pozwalając chłodnemu powietrzu dostać się bliżej ciała. Było mu zbyt ciepło, z trudem układał myśli w jedną całość. Biegł, nawet nie zwracając na to uwagi. Chciał dostać się jak najszybciej do bloku jego przyjaciela, by upewnić się, że nic mu nie jest. Musiało tak być, on nie należał do ludzi, którym coś mogło się wydarzyć. Znał go tyle lat, znał jego życie jak swoje własne.
CZYTASZ
Zaginięcie dr. Coure
Misteri / ThrillerUwielbiany przez całe Vermo doktor Toubard Coure, geniusz w dziedzinie medycyny, znika niespodziewanie, bez żadnych śladów po nim. W poszukiwanie wyrusza Wilson Hodges, jego najbliższy przyjaciel i jedyna osoba w całym mieście, która przejęła się lo...