XXIX

7 2 0
                                    


Noc minęła mi całkiem spokojnie, choć leżąc tuż obok Theo czułem się dosyć dziwnie, a w mojej głowie krążyła masa myśli. Domyślałem się, że chłopak również sporo o tym myślał i chciał się jakkolwiek do mnie zbliżyć. Od momentu położenie się, aż do rana leżeliśmy odwróceni plecami do siebie i praktycznie się nie stykaliśmy. Zastanawiałem się, czy tak właśnie powinno być? Może było za wcześniej na jakieś większe bliskości? Było to dla mnie co najmniej skomplikowane i bałem się wykonać jakiś większy krok.

Po wstaniu stwierdziłem, że nie mam czasu na zaprzątanie sobie tym głowy, a na pewno nie w tej chwili. Teraz musieliśmy zająć się przebraniem, ogarnięciem i pójściem na śniadanie. Ja byłem na nogach od razu po usłyszeniu budzika, a Theo pomimo, że obudził się nadal leżał szczelnie przykrywając się grubą kołdrą.

- Wstawaaaj! - powiedziałem rozciągając się i szukając w szafie ciuchów na dziś.

- Nie chce mi się... - odpowiedział ziewając - zimno mi...

Westchnąłem cicho, szczerze nie chciało mi się z nim użerać i stwierdziłem, że dam mu jeszcze kilka minut na "leniuchowanie". Sam za to wziąłem ze sobą ciemną koszulę, szary sweter i spodnie, a następnie udałem się do łazienki. Przebrałem się i zrobiłem porządek z moimi włosami, które jak zwykle rano wyglądały jak jakieś gniazdo. Po umyciu twarzy i zębów wyszedłem z pomieszczenia spoglądając na zegar znajdujący się w przedpokoju. Była już 7:20, a mój współlokator nadal był w tej samej pozycji, co dwadzieścia minut temu.

- Wstawaj, bo nie zdążysz zjeść śniadania! - krzyknąłem podchodząc do niego i ściągając z niego kołdrę.

Momentalnie chłopak aż podskoczył i zaczął trząść się z zimna. Tuż po wstaniu uchyliłem okno, bo w pokoju było strasznie duszno, więc jego reakcja wcale mnie nie zdziwiła.

- Hej, oddawaj! - próbował dosięgnąć materiału, który w tej chwili znajdował się na drugim końcu łóżka.

Na szczęście Theo po chwili W KOŃCU wstał i nie musiałem dłużej zmuszać go do tego. Czy to naprawdę było aż takie ciężkie?

~

Kiedy mój chłopak był już gotowy - czyli o 7:55, ponieważ jego włosy musiały wyglądać "idealnie" - nareszcie mogliśmy pójść na śniadanie. Byłem bardzo głodny, więc te 35 minut trwało dla mnie wieczność, 35 długich męczących lat.

Po wejściu do jadalni naszym oczom ukazało się kilka stołów, na których znajdowało się pieczywo, owoce, warzywa, wędliny, sery i napoje. Oprócz tego był tutaj także automat z kawą i herbatą i inne słodkie czy słone przekąski. Postanowiliśmy spróbować wszystkiego po trochu, więc wzięliśmy dla siebie po jednym dużym talerzu. Po jednej ze stron leżały między innymi jajecznica, pomidorki koktajlowe, frankfunterka, sery oraz świeży chleb, zaś po drugiej suszone banany, naleśniki z dżemem truskawkowym i czekoladą i mały croissant z pistacjami. Do picia wziąłem sobie moje ulubione cappuccino, a następnie w końcu mogliśmy usiąść przy dobrze znanym nam stoliku i rozpocząć ucztę. O dziwo naszych przyjaciółek jeszcze tu nie było, a minęła już ósma.

Po kilku minutach Chris i Sarah dołączyli do nas z równie ogromnymi talerzami pełnymi jedzenia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz najadłem się tak bardzo jak dzisiaj.

- Jeju, jakie to było pyszne... - powiedziała Chris głaszcząc swój napchany brzuch - jeżeli codziennie będziemy mieć takie pyszne śniadania to chyba zostanę tu na zawsze.

Ja i Theo zaczęliśmy chichotać, a Sarah kończyła właśnie jedzenie swoich naleśników. Widziałem, że ledwo dawała sobie z nimi radę.

- Dobre, ale za dużo... - wydusiła z siebie biorąc ostatni kęs zapychającego dania z kremem czekoladowym.

~ Ucieczka ~ BLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz