PROLOG

215 42 41
                                    

Z gałęzi suchego, wysokiego drzewa widać było okna czyjejś sypialni. A przynajmniej wyglądało to jak sypialnia zważywszy na przeogromne, niebieskie łoże, przyozdobione potężnym baldachimem. Na stoliczku obok paliły się świece, rozświetlając pomieszczenie w ciemną noc.

Demon uniósł rękę i przegonił kolejnego ptaka, który usiadł mu na ramieniu i zaczął dziobać go w ucho. Ptaszysko poderwało się z wyraźnym sprzeciwem. Parę sekund później, do pomieszczenia weszła kobieta, a tuż za nią wysoki, szczupły i przystojny mężczyzna o włosach jasnych jak zboże na polu. Demon przechylił się nieco, bo jedna z gałęzi zasłaniała mu widok. Zmrużył oczy i szpiegował dalej, tak jak to robił kilka razy w miesiącu. 

Tak jak to robił od wieków. 

Dłonie mężczyzny owinęły się wokół jej talii. Kobieta zarzuciła mu ręce na szyję, pocałowali się. Był to pocałunek pełen namiętności i gorąca, a bijące serca zakochanych demon mógł dosłyszeć, siedząc na drzewie. Mruknął niczym kot, czekający, by zaatakować. Miał ochotę wpaść przez okno do środka, rozedrzeć ich na strzępy i przy okazji, wywrócić pokój do góry nogami.

Nagle mężczyzna pochwycił dłonie swojej ukochanej, wycałował je na pożegnanie i najzwyczajniej w świecie, wyszedł z sypialni. Ta jego dżentelmeńskość zawsze niezwykle irytowała demona. Rozsiadł się więc znowu na gałęzi, oparł czoło o pień i uderzył się trzy razy, aż zabolała go czaszka. Parsknął przeciągle.

– Zamordujesz go, zamordujesz go, zamordujesz go - wmawiał sobie, skupiając myśli na własnym oddechu.  

A jednak, tego wieczoru, okazja przepadła. Zamordowanie właściciela Maple Grove nie było proste z wielu powód. Jednym z nich był fakt, iż owy właściciel nigdy nie wychodził poza teren posiadłości. Żeby go dopaść potrzebny był plan; jakaś intryga, coś czego młodzieniec nie będzie w stanie przewidzieć. Potrzebna była... przynęta. 

Na ramieniu demona znowu usiadł natrętny ptak, dziobiąc go raz w ucho.

Zalana rumieńcem kobieta wyjrzała na taras, wzdychając z nadmiaru emocji. Właśnie przed chwilą odbyła niezwykle romantyczną schadzkę z właścicielem dworu w Maple Grove. Porównując ją ze wszystkimi kobietami, które do tej pory zajrzały na dwór, ta była zdecydowanie najbardziej atrakcyjna. Właściciel, poza tym, że był niewyobrażalnym dupkiem, niestety - miał dobry gust. 

Demon wstał i odwrócił się, by odejść, ale nagle coś usłyszał. Ciche nucenie pod nosem. Było delikatne i przypominało kołysankę, którą niegdyś znał. Chłód wspomnień zamroził mu żyły. W pół minuty nucenie zamieniło się w krzyk, krzyk przeobraził się we wrzask.

Ciało wyleciało przez balkon i upadło prosto na znajdujące się pod nim schody. Dźwięk łamanych kości obił się demonowi o uszy, a obróciwszy się, nie dostrzegł mordercy. Balkon był pusty, a pod nim leżała kobieta, w jasnej podomce i błękitnej koszuli nocnej. Jej szyja była wykrzywiona, lewa noga złamana, a przez nos i usta leciała krew. Właściciel Maple Grove właśnie stracił kolejną ukochaną. Demon mógłby się przejąć, gdyby nie fakt, że już dawno stracił serce.

Zeskoczył z drzewa i podszedł do ciała. Ułożył dłoń na twarzy nieznajomej, zamknął jej oczy i przeszukał ubranie w poszukiwaniu czegoś, co miałoby jakąś wartość. Wymacał kopertę, wyciągnął ją z kieszeni; była złota i piękna, miała ręczne zdobienia i falującą literę M na grzbiecie.

Pochwycił list, nakrył się płaszczem i uciekł.

Okrutne Istoty || Cruel CreaturesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz