6.

62 21 15
                                    

Szwaczka ponownie ukłuła Danielle szpilką i dziewczyna miała już tego po dziurki w nosie. Nie dość, że stała od ponad czterech godzin na tym niewygodnym, drewnianym podeście, to jeszcze trafiła jej się szwaczka na tyle ślepa, że nie widziała, gdzie kończy się materiał sukni, a gdzie zaczyna skóra. Danielle nie była w stanie dłużej ukrywać swojego zirytowania, więc w końcu pochwyciła kawałek białego jedwabiu i pociągnęła w górę.

Kobieta spojrzała na nią, poprawiając duże jak dwie lupy okulary.

– Znowu mnie pani ukłuła, pani Knigthley.

– Przepraszam, panno Marigold. Tu jest naprawdę ciemno.

– To niech pani zapali świecę!

Kobieta wstała na trzęsących się nogach i zaczęła szukać świecy. Danielle postanowiła jej nie pospieszać, bo dalej w jakimś procencie dbała o maniery. Spojrzała na siebie w lustrze i położyła dłonie na biodrach.

Suknia, jaką szyła szwaczka, była długa i prosta, przylegała do ciała na górze i rozkładała się ku dołowi. W okolicy talii Danielle miała zaciśniętą koronkową wstążkę, która podkreślała jej sylwetkę. Pod warstwą jedwabiu znajdował się muślin. Dziewczyna poprawiła sobie krótkie, bufiaste rękawy, układając je nieco wyżej, by zyskały na elegancji. Na swoim ślubie miała mieć długi welon i już nie mogła się doczekać, by go przymierzyć.

Drzwi do szwalni otworzyły się gwałtownie i weszła przez nie matka w towarzystwie pani Fairfax, dobrej przyjaciółki z dzieciństwa. Pani Fairfax ostatnio rozmawiała z Lydią częściej niż zazwyczaj, a przyczyną tego zachowania była prawdopodobnie skryta nadzieja na zaproszenie na ślub. Danielle przewróciła więc oczami, gdy znów ujrzała tę kobietę w towarzystwie jej kochanej matki.

– Wyglądasz pięknie, moja droga – skomentowała pani
Fairfax. – Będziesz najpiękniejszą panną młodą w historii Nottingham.

– Dziękuję.

Matka rozejrzała się po salonie zdezorientowana.

– A gdzie się podziała pani Knightley?

Danielle westchnęła, wracając do swojego odbicia w lustrze.

– Zgaduję, że dalej szuka świecy.

Kobiety wymieniły spojrzenia.

Suknia była piękna, ale bardzo niepraktyczna, a ponadto dość niewygodna. Danielle poczuła nagłe zmęczenie, więc zeszła z podestu, unosząc wysoko dół materiału, aby go nie przydeptać. Stanęła przed Lydią, prezentując jej swoje dłonie, zakryte długimi rękawiczkami, które sięgały aż do łokci.

– Podobają ci się?

– Wyglądasz jak księżniczka.

To właśnie chciała usłyszeć. Uśmiechnęła się promiennie i pozwoliła się ucałować, a gdy pani Knightley wróciła ze świecą, Danielle oznajmiła jej, że powinny już kończyć przymiarki. Pani Knightley zdążyła wbić jeszcze jedną szpilkę (tym razem bez ukłucia w nogi) i Danielle stwierdziła, że pora iść. Wraz z matką i panią Fairfax wyszły ze szwalni, całkiem zadowolone z efektów.

– Powinnaś odwiedzić Edwarda oraz przyszłą teściową – zasugerowała matka. – Powiedz im, na jakim etapie są przymiarki. Na pewno się ucieszą.

Lydia miała rację. Danielle starała się nawiązać dobry kontakt z przyszłymi teściami i usiłowała rozmawiać z nimi regularnie, ukazując wyłącznie miłość do Edwarda i dobre maniery. Przyszła teściowa zaczynała się przekonywać, odpuszczając jej nieco srogich spojrzeń oraz zimnych komentarzy. Teść jednak dalej był nieco zdystansowany. Danielle obiecała Edwardowi nad tym popracować.

Okrutne Istoty || Cruel CreaturesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz