8.

45 17 8
                                    

Czerwona jak krew wstążka odpadła od sukni i pognała razem z wiatrem wzdłuż przepaści, gdzie skały osiągały imponujące wysokości, a w powietrzu czuć było zapach oceanu. Tuż przed klifem rozciągała się szara polana, a na jej powierzchni tańczyły dźwięki fal, uderzających o brzeg.

Dziewczyna zadrżała, zbliżając się do klifu. Chciała się zatrzymać, ale jej stopy przestały słuchać, jakby straciła nad nimi kontrolę. W końcu spojrzała w dół, na ostre skały. Poczuła, że nie może oddychać.

– Skacz – szepnął demon. – Na co czekasz?

Nie mogła płakać, chociaż bardzo tego pragnęła. Nie mogła także błagać o ratunek. Ktoś za nią krzyknął, zawołał jej imię, ale dziewczyna nie potrafiła się odwrócić. Słyszała błaganie w głosie ukochanego, który biegł przez pole, nie zważając na wiatr targający jego złotymi włosami.

Szare niebo, spowite ciemnością, rozświetlone było przez błyskawice rozdzierające chmury. Woda kapała na orzechowe włosy dziewczyny. Sztorm wypuścił swój gniew.

– Skacz! – warknął demon. – Teraz!

– Nie rób tego! – krzyknął mężczyzna. – Alyssa, stój!

Jeden oddech później wysunęła nogę do przodu i rzuciła się w przepaść.

Morze uderzyło o podstawy klifu. Fale rozbijały się o skały, tworząc obłoki morskiej piany, a na brzeg wypłynęła czerwona wstążka – jakże piękny dodatek do sukni samobójczyni.

– Obudź się, braciszku!

Gniew przebudził się ze snu, otwierając szeroko oczy. Zniknęła dziewczyna rzucająca się ze skały. Przepadł chłopak, którego rozpaczliwy krzyk roznosił się po całej polanie. Dźwięk wody obijał się Szatanowi o uszy, gdy prostował własne plecy, wstając z kanapy. Westchnął przeciągle, zakrył twarz dłońmi. Sen był jak lód; zimny i nieczuły, idealnie pasujący do jego apodyktycznej osobowości i podłego charakteru.

Ktoś kopnął go w nogę czubkiem buta. Gniew uniósł ciemne spojrzenie na własnego brata.

– Czyżbyś napił się za dużo? – zasugerował Mammon i cofnął o parę kroków, spoglądając na brązową butelkę, stojącą na podłodze. – Czy to mój burbon?

Gniew pomasował swój kark.

– Nic mi nie jest.

– Nie o to pytałem.

Szatan wykrzywił usta i wstał z kanapy, by wyjść. Salon był atrakcyjnym miejscem, ale tylko, gdy Gniew był tam sam. Nagłe pojawienie się demona chciwości zniszczyło mu plany na popołudnie, więc Dante nie miał innego wyjścia jak tylko wrócić do swojego apartamentu.

W Piekle Gniew odnajdywał się najlepiej. Przede wszystkim nie było tylu irytujących ludzi dookoła. Jeśli już znajdowało się tam coś ludzkiego, były to dusze, zepsute jednak na tyle, że nie stanowiły żadnej rozrywki. Śnięte towarzystwo.

Minął się w korytarzu z Beelzebubem, znowu pochłaniającym słodkie ciasto. Nikt nie wywoływał w Szatanie takiego obrzydzenia jak Obżarstwo. Beelzebub zawsze był brudny, a gdy jadł, wpychał w swoje usta wszystko, co akurat znajdowało się na stole. Na pewno wymiotował, aby zmieścić więcej.

Gniew otworzył drzwi do głównej sali i zbiegł po schodach. Kręciło mu się w głowie od intensywnego śnienia; czerwona suknia przemykała mu przed oczami, a orzechowe włosy i uśmiech zdawały się wypalać piętno w jego umyśle.

Gardłowy śmiech przywrócił go do rzeczywistości.

– Widzę, że sen uderzył cię mocno w żołądek.

Okrutne Istoty || Cruel CreaturesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz