17.

18 6 18
                                    

Danielle zamknęła drzwi do sypialni, którą jej przydzielono na okres Annus Novus. Gdyby była u siebie w pokoju, na pewno pochwyciłaby coś w złości i roztrzaskała o ziemię. W tym pomieszczeniu jednak wszystko było tak piękne, delikatne i idealne, że szkoda jej było wyżywać się na przedmiotach.

Nathaniel Crest uciekł. Po prostu odszedł, jakby nigdy nie chciał jej pocałować. Czy przyśniła sobie ten moment? Czy to była iluzja?

Odbiła się od zamkniętych drzwi i pogładziła palcami własne skronie. Głowa ją bolała. Gniew wspominał, że w Maple Grove było coś, co pozwoli przywrócić Edwarda. Powinna odkryć, co demon miał na myśli i odczarować swojego ukochanego nim będzie za późno. Tymczasem, zamiast myśleć o mężczyźnie swojego życia, Danielle wpadała w ramiona kogoś, kogo w ogóle nie znała. Pochwyciła błękitną poduszkę, która leżała na fotelu i rzuciła ją w kąt.

Ktoś zapukał do drzwi. Danielle popatrzyła na zegar. Był środek nocy.

Może to Nathaniel?

Wrócił, by ją przeprosić i z nią pomówić. Na pewno to był on.

Danielle poprawiła włosy, chrząknęła i wyprostowała się.

– Proszę.

Zza drzwi wyjrzała służąca. Twarz Danielle od razu zmizerniała, ramiona się zgarbiły. Zarzuciła włosy do tyłu, sapiąc z irytacji.

– Przepraszam, że przeszkadzam – odezwała się cichutko. – Zobaczyłam, że panienka nie śpi. Może powinnam w czymś pomóc?

Danielle uśmiechnęła się serdecznie, choć w rzeczywistości brzuch ściskał ją ze stresu, a w żyłach zamiast krwi krążyła złość.

– Wszystko w porządku, dziękuję. Możesz wracać do siebie.

Kobieta przytaknęła, życzyła jej miłej nocy i zaczęła zamykać drzwi, gdy nagle zatrzymała się w pół kroku. Światło zamrugało, wiatr otworzył okno, kołysząc firankami, a krzesło przesunęło się odrobinę samo z siebie. Danielle poczuła ból w nadgarstkach; ciemne obręcze pojawiły się na jej skórze, zwiastując nadejście kogoś, kogo nie miała ochoty widzieć.

– Puść ją – rozkazała.

– Nie martw się. Uwolnię ją, kiedy z tobą skończę.

Dante uśmiechnął się, siedząc na fotelu, z którego przed chwilą Danielle wzięła ozdobną poduszkę. Przyglądał się służącej, którą zatrzymał w ruchu. Wyglądał jak wygłodniały wilk. Danielle wyobraziła sobie, że demon rzucał się na tę kobietę, a ona – kompletnie unieruchomiona – nie mogła się nawet bronić.

– Demony nie jedzą ludzi – skomentował, czytając jej w myślach i wstając z fotela.

– A co właściwie jecie?

– Niewinne kociątka – zasugerował, a gdy zobaczył jak Danielle się skrzywiła, od razu uniósł dłonie. – Żartowałem. Nawet ja nie jestem takim potworem. Uwielbiam kotki, zwłaszcza te czarne.

Przewróciła oczami i wyminęła go, starając się ignorować jego obecność. Od samego patrzenia na Szatana, miała ochotę zwrócić kolację. Danielle liczyła, że demonowi znudzi się jej towarzystwo i wreszcie sobie pójdzie.

– Zakładałem, że będziesz smacznie spać o tej godzinie. – Przechylił głowę jak zaciekawione zwierzę. – Co się stało?

Danielle pochwyciła za rąbek kołdry i odkryła łóżko, by móc się położyć.

– Byłam głodna.

– Powinienem cię zapoznać z moim bratem, Belzebubem. – zauważył. – On również uwielbia podjadać.

Okrutne Istoty || Cruel CreaturesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz