Rozdział 5

18 5 0
                                    

Po skończonym prysznicu podeszłam do odtwarzacza i włączyłam muzykę. Stare, dobre rockowe nuty zaczęły wypełniać przestrzeń. Podrygując do rytmu, ubierałam się w przygotowane wcześniej rzeczy. Kiedy spojrzałam w lustro zdałam sobie sprawę, że zaczęła się moja przygoda w Kolorado.

Odbicie, które zobaczyłam, zaskoczyło mnie. Czarne, dopasowane jeansy, bluzka z logiem stanu, flanelowa koszula narzucona na wierzch i trekkingowe buty. Moje długie, blond włosy, które zwykle prostowałam lub związywałam w elegancki kok, teraz splatałam w luźny warkocz. Ten wizerunek kobiety był mi kompletnie obcy.

Przyglądałam się swojemu odbiciu, próbując oswoić się z nową, tymczasową wersją siebie, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a w progu stała Chloe, uśmiechając się do mnie szeroko.

– Nie tak wyobrażałam sobie siostrę Mace'a, która codziennie pije kawę za dwadzieścia dolarów! – zażartowała, wchodząc do środka. – Tak wiele o tobie opowiadał, że nie mogłam się doczekać, aż cię poznam. Szkoda, że zrobiłam kiepskie, pierwsze wrażenie.

Zauważyłam, jak kobieta przygląda mi się nieśmiało dużymi, ciemnymi oczami, w których widziałam również ciekawość. Poprawiła kosmyk czarnych włosów, jakby wciąż szukała słów, które chciała powiedzieć.

– Organizacja festiwali to spore wyzwanie – odpowiedziałam uspokajająco. – Czasem ciężko jest nie ulec emocjom.

Na te słowa jej twarz momentalnie się rozluźniła, a krok stał się lżejszy, gdy zaczęła przechadzać się po mieszkaniu. Przez chwilę wyglądała, jakby chciała wchłonąć każde drobne szczegóły tego miejsca. Jej wzrok zatrzymał się na gitarze, której gryf wystawał z futerału. Przystanęła, a potem delikatnie przejechała palcem po strunach, wydobywając z nich cichy, metaliczny dźwięk. Widząc jej swobodę, byłam pewna, że spędziła tu już mnóstwo czasu.

– Mace mówił, że byłaś kiedyś prawdziwą gwiazdą rocka – rzuciła z błyskiem w oku siadając na kanapie.

Roześmiałam się pod nosem i zajęłam miejsce obok niej.

– Niezupełnie – przyznałam, kręcąc głową. – Grałam w garażu ze znajomymi, kiedy byłam nastolatką. Czysta przyjemność, nic więcej.

– Ale czad! – odparła podekscytowana. – Musimy kiedyś zagrać razem.

– Grasz na perkusji, prawda?

– Tak, kiedyś grałam w całkiem nieźle prosperującym zespole. Dawaliśmy koncerty w małych barach, nagrywaliśmy covery, mieliśmy wielkie ambicje, plany – westchnęła, a jej spojrzenie na chwilę stało się nieco melancholijne. – Tymczasem życie potrafi dać nam pstryczka w nos.

– Jak długo grałaś?

– Zdecydowanie za długo – odpowiedziała, przewracając oczami, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy.

– Twój akcent, Chloe – podkreśliłam, zastanawiać się skąd pochodziła. – Nie jesteś stąd, prawda?

– Tak, jest brytyjski – przytaknęła, uśmiechając się lekko. – Urodziłam się w Anglii, ale kiedy skończyłam liceum, zaczęłam coraz bardziej łaknąć tego całego american dream. Chciałam się wyrwać z małej miejscowości, w której dorastałam.

– Udało ci się spełnić marzenia? – zapytałam, z ciekawością przyglądając się jej.

Na twarzy kobiety pojawił się lekki grymas, jakby to pytanie dotknęło delikatnej struny.

– Niezupełnie – westchnęła. – Chciałam wrócić do Anglii, ale wtedy znajoma znajomej zaproponowała mi pracę w sklepie muzycznym.

– To miejsce jest obłędne – przyznałam, przypominając sobie z zachwytem ten klimatyczny, pełen płyt winylowych i instrumentów sklep.

Shades of forgivenessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz