Rozdział 18

5 2 0
                                    

Na dźwięk moich kroków odwrócił głowę. Spojrzał na mnie oczami pełnymi niepewności oraz smutku. Gdy wstał próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, ale wszystkie wydawały się niewystarczające, jakby każda próba mogła zburzyć ten kruchy spokój, który nas otaczał.

Milczałam, patrząc na niego, jakby w jego oczach mogła znaleźć odpowiedź na pytania, które kotłowały się w mojej głowie. Zamiast tego zobaczyłam w nich odbicie własnych emocji, lęku, złości, zmęczenia, a przede wszystkim zagubienia.

– Dziękuję, że chciałaś ze mną porozmawiać. – Podrapał się po karku z zakłopotaniem. – Odwaliłem niezłe przedstawienie dzisiaj, co?

Jego słowa, choć podszyte ironią, zawierały w sobie nutę wstydu i samokrytyki. Miałam wrażenie, że próbował zbagatelizować swoje zachowanie, ale widziałam, że było to dla niego trudne.

– Kierowały tobą emocje – odpowiedziałam spokojnie, wzruszając lekko ramionami. Chciałam dodać mu otuchy, pokazać, że go rozumiem. W głębi duszy jednak czułam, że oboje wciągnęliśmy się w grę, w której napięcie wisiało w powietrzu, a wiele słów, które nie powinny paść, zostały wypowiedziane.

Przez moment staliśmy w milczeniu, obserwując siebie nawzajem. Każde z nas próbowało przebić się przez mur spojrzeń, zrozumieć, co naprawdę czujemy. Cisza była gęsta, ale nie należała do tych niezręcznych. Westchnęłam cicho, wahając się, czy poruszyć temat Evana.

– Proszę, nie mów, żebym wsiadła w samochód i pojechała do Denver – rzuciłam w końcu, próbując zapanować na drżącymi dłońmi.

Ku mojemu zaskoczeniu, Ryan uśmiechnął się łagodnie, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza zmuszać mnie do wyjaśnień. Delikatnym ruchem głowy wskazał miejsce obok siebie na trawie, zachęcając, bym usiadła.

Zajęłam miejsce obok, czując pod sobą miękką trawę. Ciepłe światło zachodzącego słońca, wydawało się na chwilę oddalać wszystkie troski. Mężczyzna oparł się na łokciach i w milczeniu wpatrywał w niebo, gdzie słońce powoli chowało się za horyzontem. Atmosfera między nami zaczęła stopniowo się rozluźniać. Obecność Ryana, wolna od osądów i wymagań, była dla mnie niespodziewaną ulgą.

Patrzyłam na niego, na jego twarz rozświetloną ciepłym blaskiem, który zmiękczał jego ostre rysy. Wyglądał na spokojnego, co paradoksalnie wywoływało we mnie burzę emocji. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy.

– To wszystko moja wina – wyszeptałam w końcu, niemal nieświadomie. – To przeze mnie Mace uległ wypadkowi.

Zerknął na mnie z zaniepokojeniem. Jego wzrok, choć pełen troski, sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej. Nie mogąc znieść jego spojrzenia, spuściłam wzrok na ziemię i zaczęłam bawić się źdźbłem trawy, które wyrwałam. Obracałam je nerwowo między palcami, jakby ten prosty gest mógł mnie w jakiś sposób uspokoić, choć w rzeczywistości tylko pogłębiało moje roztrzęsienie.

– Dawn... – szepnął.

– Nasz ojciec był potworem – wyznałam, a moje słowa zdawały się zawisnąć w powietrzu, jakby w końcu znalazły ujście po latach milczenia. – Zawsze wymagał od nas więcej niż byliśmy w stanie dać. Nie tylko od nas, ale i od siebie samego, od Joan, od każdego, kto miał z nim styczność. Nigdy nie byłam buntowniczką, w przeciwieństwie do Mace'a. Ale wszystko się zmieniło, kiedy pewnego ranka obudziliśmy się, a mamy już nie było. Po prostu zniknęła. Zabrała swoje rzeczy i zostawiła nas na łasce Edwarda.

Ryan przysunął się odrobinę bliżej, uważnie mnie słuchając. Splótł palce sprawiając wrażenie gotowego, aby wysłuchać każdej mojej myśli, jakby mógł siedzieć tam całą noc. Nie przerywał, dając mi czas, bym mogła złożyć wszystkie rozbite fragmenty wspomnień w jedną całość.

Shades of forgivenessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz