Rozdział 7

16 4 0
                                    

Ruszyłam przed siebie, gdy nagle drogę zagrodził mi miejscowy szeryf. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie, a jego brązowe oczy uważnie mi się przyglądały.

– Dawn Hudson? – zapytał ostro, na co niechętnie skinęłam głową. – Byłaś przy tym, jak twój brat zaatakował Evana Loudona?

Spojrzałam na niego wymownie, czując narastającą irytację. Czy w takich miejscach bójki nie były czymś normalnym? Przynajmniej tak to wyglądało w filmach, które widziałam.

– Jestem Jason Pike, zastępca szeryfa – przedstawił się, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Muszę zabrać ciebie i twojego brata na przesłuchanie.

– To Evan zaatakował pierwszy – odparłam twardo, zgodnie z prawdą. – To jego powinieneś przesłuchać, nie nas.

Jason utrzymywał surowy wyraz twarzy jeszcze przez chwilę, po czym nagle wybuchnął śmiechem, tak głośnym, że prawie zgiął się w pół.

– Twoja twarz! – Śmiał się, trzymając się za brzuch. – Żałuj, że nie widzisz swojej miny.

Zdezorientowana, zaczęłam się rozglądać, nie wiedząc, co się właśnie dzieje.

– Tylko żartuję! – wykrztusił wesoło. – Nikt tutaj nie sprawia kłopotów. Mace i ja czasem lubimy się droczyć.

Ulga zmieszała się z lekką irytacją. Cała sytuacja była dla mnie tak absurdalna, że nie wiedziałam, czy powinnam się roześmiać, czy zezłościć. Mój starszy brat zawsze potrafił sobie pożartować, nawet z zastępcą szeryfa, jakby nie miał dość problemów z prawem w przeszłości.

– Nigdy wcześniej nie dałam się nabrać przez gliniarza. – Zaśmiałam się nerwowo. – Muszę przyznać, że udało ci się.

– Dzięki za bycie dobrym graczem – odparł z szerokim uśmiechem. – Mogę postawić ci drinka?

– Może – odpowiedziałam, krzywiąc się lekko. – Ale teraz muszę pomóc Jedowi. Mace i Ryan są nieobecni, więc jestem trochę uwiązana.

– W porządku. – Wskazał na bar. – Będę tam. Jak zmienisz zdanie, po prostu podejdź.

Skinęłam głową, a Pike odszedł, zostawiając mnie z mieszanką oszołomienia i niedowierzania. W ciągu kilku minut zastępca szeryfa najpierw groził mi aresztowaniem, potem okazało się, że to tylko żart, a na koniec zaproponował drinka. Byłam w Pine Springs zaledwie kilka godzin, a już działo się więcej niż przez cały ostatni miesiąc w Missouri.

Jeśli to miasto będzie dalej oferować takie zwroty akcji, to chyba nie przez Ryana i jego miłość do ptaków stąd wyjadę wcześniej.

Podchodząc do baru, zobaczyłam, jak Jed stawia butelkę żytniej whisky i dwie szklanki, kiwając głową w stronę stolika, gdzie Duckie i Diane rozmawiali w najlepsze.

– Cóż za ulga! – Duckie ochoczo sięgnął po butelkę, aż zaśmiałam się pod nosem, widząc jego przesadnie entuzjastyczną, a może nawet lekko niepokojącą reakcję. – Bardzo ci dziękuję, Dawn.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziałam, zerkając na Diane, która również była rozbawiona całą sytuacją. – Mogę wam nalać?

– Nie, nie, pozwól, że ja się tym zajmę. – Mężczyzna od razu przejął inicjatywę, chwytając butelkę. – Diane dzisiaj mi odmówiła, więc napijesz się ze mną?

Spojrzałam na kobietę, która uniosła kluczyki od samochodu w geście usprawiedliwienia.

– Chyba nie mam wyboru – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, biorąc od niego napełniony po brzegi kieliszek.

– Za Dawn Hudson! – Duckie uniósł swój kieliszek w geście toastu.

– Za Dawn – dodała cicho Diane, unosząc swoją butelkę bezalkoholowego piwa.

Poczułam, jak ostry smak whisky rozgrzewa moje gardło i wnętrze. Westchnęłam głośniej, próbując pozbyć się palącego posmaku, podczas gdy Duckie westchnął z wyraźnym zadowoleniem.

Uśmiechnęłam się do nich, po czym wróciłam do baru, rozglądając się, czy Jed potrzebował jeszcze czegoś. Oparłam się łokciami o ladę, a wtedy zauważyłam, że Pike znowu mnie obserwuje, sącząc powoli swoje piwo.

– Chętna na drinka? – zapytał z lekkim uśmiechem, a ja niepewnie skinęłam głową. Jeżeli miałabym pić z każdym, kto dzisiaj proponował mi alkohol, Mace chyba będzie musiał zanosić mnie do swojego mieszkania. Zwykle preferowałam lekkie, orzeźwiające białe wino do kolacji, ale tutaj wybór sprowadzał się głównie do piwa, whisky albo wódki. Zdecydowanie inny klimat niż w Missouri.

– Świetnie – rzucił Pike, unosząc dłoń w kierunku Jeda. – Możemy prosić...

Jed, jakby czytał w myślach, nie czekając na dokończenie zamówienia, postawił przed nami dwa małe kieliszki i szybko rozlał alkohol.

– Na zdrowie. – Zastępca szeryfa uniósł swój kieliszek, a ja podążyłam za jego przykładem. Wypiliśmy wszystko na raz, a palący płyn przeszedł przez moje gardło jak ogień. Odcharknęłam, a moja twarz automatycznie wykrzywiła się w grymasie. To było zdecydowanie mocniejsze niż whisky, którą piłam wcześniej z Duckiem.

Jed zaśmiał się cicho pod nosem, widząc moją reakcję, po czym zabrał puste kieliszki.

– Jeszcze jedna runda? – zaproponował Pike, a ja natychmiast pokręciłam głową. – Wiesz, że twój brat mówił o twoim przyjeździe od tygodni? – dodał z uśmiechem.

– Zaczynam to rozumieć – odparłam, siadając na stołku barowym.

– Pamiętam dokładnie dzień, kiedy znalazł twój numer. Opowiadał o tym każdemu tutaj, jakby to było najważniejsze dochodzenie.

– Naprawdę? – zapytałam z lekkim zaskoczeniem.

– Było to całkiem wzruszające – odparł rozbawiony.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, nagle wtrącił się Jed.

– Skończyłaś już wszystko, co miałaś zrobić? – zapytał.

– Tak, zajęłam się wszystkim, co mi zleciłeś – odpowiedziałam, przypominając sobie listę zadań, którą miałam w głowie. – Czy jest coś jeszcze, czym mogłabym się zająć?

– Nie, chłopcy zaraz powinni wrócić. – Mężczyzna machnął ręką, a kąciki jego ust lekko zadrżały.

W tej samej chwili drzwi baru otworzyły się z hukiem, a do środka weszli Mace i Ryan.

– O wilku mowa! – rzucił Jed w ich stronę.

Natychmiast podeszłam do Mace'a, zauważając, że jego warga wygląda już nieco lepiej, choć ślad po bójce wciąż się odznaczał.

– Jak się czujesz? – zapytałam troskliwie.

– Bywało gorzej. – Zaśmiał się, widząc moją zmartwioną minę. – Powinnaś o tym wiedzieć, Dawn.

– Wszystko w porządku, tato? – Ryan wszedł za bar.

– Dawn cię zastępuje – odparł Jed, jakby to było coś zupełnie naturalnego. Mace spojrzał na mnie z niedowierzaniem, unosząc brew.

– Naprawdę? – zapytał, na co przewróciłam oczami z lekkim uśmiechem.

– Chodź. – Wskazał ruchem głowy na schody. – Chciałbym spędzić w końcu z tobą trochę czasu.

Spojrzałam pytająco na Jeda, ale on jedynie skinął głową w stronę Mace'a, dając mi do zrozumienia, że wszystko jest pod kontrolą.

– Wykonałaś świetną robotę – oznajmił z uznaniem Jed, gdy Mace ruszył w stronę schodów. – Byłabyś cholernie dobrym wsparciem dla naszego zespołu.

– Dzięki, Jed. – Uśmiechnęłam się z satysfakcją, czując wewnętrzne ciepło z powodu jego słów. Miło było wiedzieć, że moja pomoc się przydała.

– Nie można kazać rannym czekać – dodał z rozbawieniem, mrugając do mnie. – Lepiej idź na górę.

– Do zobaczenia! – rzuciłam na odchodnym, ruszając w ślad za Mace'em, który już zniknął za zakrętem schodów.  

Shades of forgivenessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz