Rozdział 12 🌶️

16 3 0
                                    

Obudził mnie szum wody dochodzący z innego pomieszczenia, jak się po chwili domyśliłam z łazienki. Przez moment nie wiedziałam, gdzie jestem, bo to z pewnością nie było ani moje łóżko ani moja pościel, choć musiałam przyznać, że była wyjątkowo miła w dotyku. Jednak Michael Jordan uśmiechający się ze znajomego plakatu szybko mi uświadomił w czyim wyrze właśnie wygrzewam swoje cztery litery. Nie mogłam w to uwierzyć! Co ja do diabła robiłam w pokoju Maisona? I dlaczego on miał u siebie łazienkę a my musiałyśmy korzystać ze wspólnej na korytarzu?? Nie wiem, co sobie pomyślałam, ale szybko zajrzałam pod kołdrę, żeby sprawdzić, czy mam na sobie swoje ciuchy i z ulgą stwierdziłam, że brakowało tylko butów. Bluzka z długim rękawem i jeansy były na swoim miejscu.

–     Jak się czujesz? – Maison niczym młody bóg wyszedł z łazienki jedynie owinięty w ręcznik. 

–     Ja pierdolę, co ja tu robię??

–     Jak zwykle miła – prychnął.

–     Jak zwykle nagi – odgryzłam się, po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem.

Podszedł do szafy, z której wyjął czyste rzeczy i ponownie uprzejmie zniknął w łazience. Gdyby zaczął się przy mnie ubierać, przysięgam, że zaczęłabym krzyczeć, choć brakowało mi na to siły.

–     Co się stało? Całkiem mnie odcięło? – zapytałam już bardziej poważnie, gdy wrócił do mnie.

–     Coś tam bełkotałaś, ale twoje ciało odmówiło współpracy – stwierdził, obrzucając mnie spojrzeniem.

Poczułam, że standardowo palą mnie policzki, więc mimowolnie przymknęłam na chwilę powieki.

–     Czyli wziąłeś mnie na plecy i tu przyniosłeś?

–     Raczej wziąłem cię na ręce i tu przyniosłem – poprawił mnie.

–     Oszalałeś, przecież to spory kawałek.

–     Przy twojej wadze kurczaka to rzeczywiście się zmęczyłem – prychnął, a ja znów walczyłam z rubinem na twarzy.

–     Maison, dziękuję. Przepraszam, narobiłam ci tylko problemów, Mogłeś zostawić mnie w moim pokoju – wreszcie wydukałam, wściekła, że co chwilę muszę go za coś przepraszać.

–     Samą? Wszyscy są na imprezie, a ja nie darowałbym sobie... – uciął, jakby jego własne słowa parzyły go w usta.

–     O rany! Wygrana, impreza, to wszystko omija cię przeze mnie – prawie wyszlochałam, zrywając się z łóżka.

–     Astoria wyluzuj. – Podszedł do mnie, żeby mnie zatrzymać i położył mi ręce na ramionach. Były duże i ciepłe. Miałam wrażenie, że jednym ruchem mógłby mnie nimi wbić w ziemię, taka się czułam przy nim malutka. – Nic mnie nie omija, mam to w dupie – stwierdził obojętnie.

Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale jego spojrzenie nagle kryło w sobie tyle cierpienia, że zaczęłam je współodczuwać, jakby nasza fizyczna bliskość spowodowała przelanie wszystkich emocji na mnie. Chciałam to wszystko od niego zabrać, tą czarną otchłań, w której go zobaczyłam. A może to była moja własna... Gdy Maison przeniósł wzrok na moje usta, automatycznie je rozchyliłam, jakbym była przez niego sterowana. Uniósł jeszcze na sekundę swoje ciemne oczy, żeby obrzucić mnie niepokojącym spojrzeniem, po czym powoli, bardzo powoli opuścił swoje miękkie wargi na moje. Standardowo cała zaczęłam drżeć, ale poddałam się temu, co mi robił, a on objął mnie mocno ramieniem, dając ciepło i spokój. Powoli muskał moje usta, a następnie zaczął to robić szybciej i mocniej. Naturalnie się temu poddawałam, znów doskonale wiedząc, co robić, jak się zachować. Za pierwszym razem zganiałam na przeczytane książki, ale byłam coraz bliższa teorii, że to on sprawiał, że wszystko wychodziło tak naturalnie. Był w tym cholernie dobry.  Po chwili wsunęłam mu język, rozchylając jego wargi, na co wydał z siebie cichy przyjemny pomruk. Objęłam go rękoma w pasie i jeszcze bardziej do niego przylgnęłam, czując bicie jego serca. Lub mojego, sama już nie wiedziałam.

Vanilla KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz