Rozdział 19🏕️

24 3 0
                                    

Zerwaliśmy się jak poparzeni. Szybko chwyciłam swoją bluzę, żeby się zakryć. Dobrze, że była pod ręką. Lee błyskawicznie się ubrał, wyskoczył przez bagażnik i stanął w taki sposób, żeby mnie zasłonić. To było miłe, tym bardziej, że byłam totalnie zestresowana. Stałam jak sparaliżowana, zakrywając się ubraniem i dopiero po chwili zorientowałam się, kim był nasz intruz. Nie mogłam w to uwierzyć, ale to był Blake, a w oddali słyszałam śmiechy innych ludzi w tym Cory. Modliłam się, żebym się myliła.

–     Co ty tu, kurwa, River robisz? Nie uczyli cię pukać? – Maison rzucił wściekły.

–     Wyluzuj, przyjechaliśmy poimprezować, nie wiedzieliśmy, że zrobiliście sobie tu takie gniazdko.

–     Przestań pierdolić, nie wierzę w przypadki. Zabieraj się stąd albo zaraz skopię ci ryj.

–     No żebym zaraz ja nie skopał tobie.

–     Okej panowie dosyć! – Wreszcie oprzytomniała i ubrana wyskoczyłam z naszego rzeczonego gniazdka i stanęłam między nimi.

–     Dobra już dobra, ogarnijcie się i dołączcie do nas na zewnątrz. Mamy dwie beczki piwa i właśnie rozpalamy ognisko – Blake zaproponował, jak gdyby nigdy nic, robiąc przy tym minę świętoszka.

Nawet ja mu nie wierzyłam, choć miałam o nim dobre zdanie. To była typowa zagrywka między chłopakami, tylko byłam ciekawa, jaki był powód. Może wreszcie ktoś by mnie łaskawie oświecił, o co chodzi między tymi dwoma. Blake wyszedł, a ja w tym momencie wpadłam w panikę.

–     Czy tam jest twoja siostra?? – pisnęłam.

–     Nie wiem, ale chyba tak.

–     Kurwaaa!!! – syknęłam, powstrzymując się od wrzaśnięcia. – To mamy pozamiatane i ty i ja! Ten dupek już na pewno jej powiedział. Zresztą co oni tu robią?

–     Cieszę się, że wreszcie przejrzałaś na oczy, jeśli chodzi o Blake'a. Ellie przysięgam, nie miałem zielonego pojęcia, że tu przyjadą! Nikt nie wiedział, że tu będziemy. Specjalnie wybrałem takie miejsce, żeby nam nikt nie przeszkadzał.

Ciężko mi było w to uwierzyć i byłam coraz bardziej wściekła. Jak miałam teraz tam wyjść, jak gdyby nigdy nic i palić głupa przed tymi ludźmi, przed Corą... Kurwa, przed Victorem! O rany... Zaczęłam nerwowo chodzić tam i z powrotem, brakowało mi powietrza.

–     Wyluzuj, wyjdziemy tam i...

–     Chyba cię pogięło! – wrzasnęłam. – Ja się nigdzie nie wybieram, odwieź mnie proszę na kampus.

–     Ellie, zastanów się. Muszę to wszystko teraz złożyć. Inaczej nie ruszymy samochodem. I tak cię zobaczą.

–     Nie obchodzi mnie to, po prostu mnie odwieź – syknęłam, po czym przeszłam między siedzeniami na przód auta.

Aż kipiałam ze złości na tę całą sytuację. Ale najgorsze było to, że nie zobaczyłam zrozumienia w jego oczach. Siedziałam, udając, że mnie tam nie ma. Wreszcie ktoś tak głośno zapukał mi w szybę, że aż podskoczyłam na siedzeniu. Nawet nie musiałam sprawdzać, a i tak wiedziałam, że to Cora. Jednak, gdy otworzyłam szybę, mocno się zdziwiłam.

–     Cześć Ellie, wszystko w porządku? – Victor, który stanął obok moich drzwi, z niewyraźną miną czekał na moją odpowiedź.

–     Vic... – zdążyłam tylko wydukać, gdy za jego plecami zobaczyłam moją współlokatorkę.

–     W jej spojrzeniu było tyle żalu, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Cora popatrzyła na mnie jak na najgorszego człowieka na planecie, po czym ostentacyjnie odeszła. Vic tylko pokręcił głową i ruszył za nią. Miałam ochotę dosłownie stamtąd wyparować.

–     Wszystko okej? – usłyszałam za plecami i wtedy nie wytrzymałam.

–     Nie, nic nie jest okej, nie rozumiesz?

–     Nie mów, że tak bardzo przejmujesz się moją siostrą, która też do świętych nie należy albo tym dupkiem? – prychnął.

Tego było już dla mnie za wiele. Co ja widziałam w tym nierozumnym ośle?? Wiele nie myśląc, chwyciłam swoją kurtkę i wyskoczyłam z samochodu jak z procy, słysząc jeszcze za sobą jego głos wołający moje imię. To co właśnie zrobiłam, było dużym błędem, jednak było już za późno na odwrót. Grupka ludzi stała i gapiła się na mnie, pogwizdując i bucząc. Uciekałam w popłochu, byleby jak najdalej od tego miejsca. Nie dbałam o to, że byłam sama pośrodku niczego i mogło mi się coś stać. W mojej głowie narastał coraz większy znajomy szum, a oddech był coraz płytszy. Płakałam, przeklinając siebie i swoje durne pomysły, począwszy od zadawania się z Maisonem pieprzonym Lee, a skończywszy na samotnej ucieczce przez ciemny przerażający las. Wreszcie przystanęłam przy jakimś drzewie, chwyciłam się go i zaczęłam ciężko oddychać. Modliłam się, żeby tylko nie zemdleć. Po chwili oślepiły mnie światła nadjeżdżającego samochodu. To był Victor.

- Wskakuj – nakazał mi, otwierając drzwi od strony pasażera.

Zrobiłam, jak kazał. Skuliłam się na siedzeniu i przymknęłam oczy, żeby się uspokoić. Victor ruszył, kompletnie milcząc. Znał mnie. Wiedział, że potrzebuję czasu, żeby ochłonąć i dał mi ten czas, jak najlepszy przyjaciel, którym kiedyś był. A ja nie przestawałam cicho płakać z powodu tego, jak bardzo byłam popieprzona i pogubiona. Nie miałam pojęcia, co chciałam sobie udowodnić swoim żenującym zachowaniem, a ni dlaczego taka byłam...

Vanilla KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz