Rozdział 15

22 3 0
                                        

Po ostatnim meczu mocno zwątpiłam, czy to był dobry pomysł z tym fotografowaniem dla drużyny. Nagle stałam się rozpoznawalna, ludzie mijając mnie, mówili mi „cześć" albo uśmiechali się i chwalili moją pracę. Nie chciałam tego, wolałabym zaszyć się gdzieś w kiblu niż nagle być na świeczniku. Jednak z drugiej strony nie chciałam nikogo zawieść, więc zostawiłam decyzję przynajmniej do następnego meczu, modląc się, by jakoś to wszystko przeżyć i nie wpaść w panikę przy pierwszej lepszej okazji. Cora kompletnie tego nie rozumiała, zachwycając się moją, jak to nazwała, nową pozycją w społeczeństwie. Victor, z kolei, nie wypowiadał się, bo za dobrze mnie znał. A może po prostu chciał mi się przypodobać, chociaż musiałam przyznać, że zachowywał bezpieczny dystans. Zaczęliśmy spotykać się w trójkę od czasu do czasu, bo wreszcie doszłam do wniosku, że to bez sensu tak całkiem go odsunąć od siebie, a obecność Cory przynajmniej dawała mi poczucie swobody. Zachowywałam się neutralnie, rozmawiałam z Victorem, jednak to nie było już to co wcześniej. To bolało. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek wrócimy do dawnej przyjaźni. Ale jak można wrócić do czegoś, co było fikcją? Vic wyczuwał mój dystans i dobrze wiedziałam, że cierpi z tego powodu. Myślę, że czuł się podobnie jak ja. Wyglądało to tak, że po prostu brał co mu dawałam, a było tego niewiele... Przynajmniej, póki co, przyjaźnił się z Corą, chociaż to co między nimi było ciężko było nazwać tylko tym. Trochę przyjaźń, trochę randkowanie. Chyba sami do końca nie wiedzieli, co robią, ale widać było, że coś się między nimi dzieje. W głębi duszy cieszyłam się, a to oznaczało, że wciąż mi na nim zależy. A swoją drogą, wciąż dziwnie było myśleć o Victorze w wersji hetero.

Tak się zamyśliłam, przypatrując się tej dwójce, z którą właśnie siedziałam w kawiarni, że kompletnie nie odnotowałam, kto w międzyczasie podszedł do naszego stolika. Maison... Udawanie obojętnej, gdy w środku rozlewał się wulkan za każdym razem, gdy widziałam jego niewyparzoną buzię, wchodziło mi już w krew. Nie widzieliśmy się sam na sam od ostatniego spotkania, ale pisaliśmy do siebie. I to pisanie było... gorące. W sumie to za małe słowo. Czasami dostawałam od niego jakiś tekst w czasie zajęć i to było najgorsze, bo po tym kompletnie nie mogłam się skupić na nauce. Czułam się, jak nastolatka, która przeżywa swoje pierwsze zaloty. W sumie tak właśnie było, z tą różnicą, że byłam dorosłą kobietą. Gdy brat Cory się do nas przysiadł, widziałam jak Vic momentalnie się spiął. Grał neutralnego, ale zbyt dobrze go znałam. Pomyślałam sobie, że trudno, sam musiał poradzić sobie ze swoimi uprzedzeniami. A ja musiałam ogarnąć stwarzanie pozorów, że obecność pana Lee nie działała na mnie jak kontakt z paralizatorem...

Kiedy tak siedzieliśmy, na mój telefon przyszła wiadomość. Nie wierzyłam własnym oczom. To była mama... Napisała, że przyjechała i czeka na mnie w głównym holu. Momentalnie zrzedła mi mina. Victor od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Gdy zapytał, czemu się zrywam, skwitowałam krótko, że przybyła matka. Odchodząc, wyłapałam jeszcze zdziwione spojrzenie Maisona.

Zanim doszłam na miejsce spotkania, mój żołądek zdążył już wykonać kilka piruetów. Moja mama miała to do siebie, że nigdy nie było się pewnym, jakie ma intencje. A że była stuprocentową egoistką, żadne nasze spotkanie nie było bezinteresowne. Bankowo miała coś do załatwienie na mojej uczelni lub chciała coś ugrać, przyjeżdżając tu. Mogłabym sobie dać za to rękę uciąć.

–     Mamo. – Przywitałyśmy się, jak zwykle, pocałunkiem w oba policzki.

Jak zawsze, była elegancko ubrana, miała idealna fryzurę i makijaż. Nie dało się przejść obok niej obojętnie. Była tego świadoma i doskonale potrafiła to wykorzystać jako polityk. Teraz również, na moje nieszczęście, studenci odwracali głowy w naszą stronę. Tam, gdzie pojawiała się matka, siało się zamieszanie. Uwielbiała to. Ja niekoniecznie...

Vanilla KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz