Wracając do siebie, miałam głowę pełną sprzecznych myśli. Czego ja właściwie chciałam? Przecież to było oczywiste, że Maison Lee nadawał się tylko do jednego. Czułam się jak głupia naiwna gówniara, która po kilku pocałunkach nie wiadomo co sobie wyobrażała. Jeszcze nie ogarniałam tego, co się między nami działo, a jednocześnie byłam na siebie wściekła za to, że dawałam się omamić temu typkowi. Jednocześnie, ilekroć wracałam myślami do tych pocałunków to... nie wiem, to było tak wyjątkowe, niezwykłe. Czułam, że było między nami coś więcej, emocje, które trudno było opisać słowami.
Włożyłam słuchawki w uszy, żeby zagłuszyć gonitwę przemyśleń, bo jeszcze chwila, a zaczęłabym żałować, że wyszłam od niego. Miałam dziwne wrażenie, że jednak Maison chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. A może po prostu go tłumaczyłam... Bo my kobiety robimy to, prawda? Zawsze tłumaczymy zachowania niegrzecznych facetów, wierząc, że to właśnie my ich zmienimy i magicznie zamienimy czerwoną lampkę w głowie na zieloną... Piosenka Butterflies, która zaczęła rozbrzmiewać w moich uszach, jakoś nie bardzo mi pomagała w trzeźwym myśleniu. Raczej przypominała o tych kilku gorących chwilach, które wydarzyły się dosłownie kilkanaście minut wcześniej. Zaczęłam zastanawiać się, czy pierwsze pocałunki tak właśnie powinny smakować...
Gdy dotarłam do swojego pokoju, Cory oczywiście nie było. Pewnie jak większość studentów, właśnie opijała zwycięstwo naszej drużyny i swojego brata. On pewnie też tam dołączył. Tym bardziej nie chciałam nigdzie wychodzić. Musiałam zająć czymś głowę. Zrobiłam sobie herbatę, zrzuciłam zdjęcia na komputer, a następnie zajęłam się ich obróbką. Wcześniej ustaliłam z Jimem, że jeszcze dziś wrzuci kilka fotek na stronę. Mogłam być z siebie dumna. Nieskromnie mówiąc, zdjęcia wyszły niesamowicie dobrze. Uchwyciłam na nich to, o co chodzi w sporcie, ducha walki i miłość do gry. Nie sądziłam tylko, że praca nad zdjęciami Maisona będzie tak cholernie trudna. Ilekroć patrzyłam się na jego pieprzone dołeczki w policzkach i idealnie skrojone usta, czułam ich smak. To było niedorzeczne, ale tęskniłam za nimi.
Wreszcie, gdy kilka zdjęć trafiło do Jima, mogłam zrobić sobie przerwę i obejrzeć film. Już miałam go włączyć zaopatrzona w chipsy i słodycze na pocieszenie, gdy zaczął dzwonić mój telefon, a konkretnie Cora. Odrzuciłam połączenie, po czym napisałam jej, że jestem zmęczona i właśnie leżę pod kocem, jednak ta standardowo nie dawała za wygraną. Wreszcie odebrałam, łudząc się, że szybko ją spławię.
– Masz być gotowa za dziesięć minut. Nie ma mowy, żeby nasz nadworny fotograf drużyny gnił teraz pod kocem, gdy wszyscy się bawią.
– Serio, stara, nie dam rady – odparłam zmęczonym głosem.
– Nie interesuje mnie to, wyśpisz się w grobie – fuknęła, po czy bezczelnie się rozłączyła.
Jęknęłam ze złością, zwlekając się z łóżka. Jednocześnie ucieszył mnie fakt, że Cora najwyraźniej nic nie wiedziała o moim incydencie i pomocy jej brata po meczu. Było takie zamieszanie, że nie sposób było zauważyć naszego zniknięcia. Tym lepiej dla mnie, musiałam zachować pozory, więc stwierdziłam, że może i dobrze, jeśli pójdę na imprezę. Wskoczyłam w czarny zestaw, legginsy, koszulkę, skórzaną kurtkę i czekałam na przyjaciółkę.
Cora pojawiła się co do minuty, wpadając do pokoju, jak tornado. Obrzuciłam mnie osądzającym wzrokiem, a następnie stwierdziła, że jest nieźle, tylko coś by tu jeszcze dodała. Wyciągnęła z torebki czerwoną pomadkę i nie pytając mnie o zdanie, pomalowała mi nią usta. Zanim wyszłyśmy, jeszcze z przerażeniem zerknęłam w lusterko, bo jeszcze nigdy nie miałam na twarzy takiego koloru. Jednak z zaskoczeniem musiałam przyznać, że dobrze mi było w czerwieni. Współlokatorka, widząc moją zdziwioną minę, jedynie zaśmiała się pod nosem, po czym wypchnęła mnie za drzwi. Czasem zazdrościłam jej tej całej odwagi i przebojowości, którymi wręcz porażała.

CZYTASZ
Vanilla Kiss
RomanceZmodyfikowana wersja Miss Pstryczek, którą usunęłam. Należy czytać od początku ;-)