Nasz kampus robił wrażenie. Co ja opowiadam, całe miasto robiło. Wszystko tu było ogromne, ulice, budynki. Nieczęsto bywałam w Seattle, w zasadzie ostatni raz jako dziecko. Nie pamiętałam już, co to znaczy duża aglomeracja, unikałam takich miejsc jak ognia. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasto w drodze do naszej szkoły położonej na obrzeżach, na widok tych wszystkich obrazów pojawiających się przed moimi oczami obleciał mnie strach. W jednej sekundzie zapragnęłam z powrotem znaleźć się w babcinej kuchni i już nigdzie się stamtąd nie ruszać. Nasunęłam bardziej czapkę na czoło i jeszcze bardziej wcisnęłam się w fotel, wypatrując na horyzoncie budynków naszego uniwerku.
To co od razu pozytywnie zaskoczyło mnie na miejscu wbrew moim mieszanym emocjom, to specyficzna atmosfera panująca wokół. Inni studenci podobnie jak my, zaczęli zjeżdżać na parking i wypakowywać swoje bagaże. Wszyscy byli jacyś tacy uśmiechnięci i żądni nowych wrażeń. To było tak wszechobecne, że nawet mi udzielił się wzniosły nastrój, co było niemałym wyczynem. Przynajmniej na chwilę zapomniałam o swoich lękach.
Dostałam dwuosobowy pokój w akademiku. Gdy do niego dotarłam, moja współlokatorka była już w środku. Przedstawiłyśmy się sobie, po czym każda z nas zabrała się za rozpakowywanie swoich rzeczy i urządzanie nowego gniazdka. Już po kilku minutach spędzonych w jej towarzystwie mogłam stwierdzić, że trafiła mi się osoba, która była dokładnie moim przeciwieństwem. Po pierwsze, jej wygląd przyciągał uwagę. Była długowłosą brunetką, z kolczykiem w nosie, długimi, czerwonymi paznokciami i stylem influenserki z Instagrama. Cora była śliczna, do tego pewna siebie i wygadana. Od razu opowiedziała mi skąd jest, jakie przedmioty wybrała, ile ma rodzeństwa i że właśnie rozstała się z chłopakiem. Chętnie słuchałam jej paplaniny. To zawsze było sto razy lepsze niż opowiadanie o sobie...
Jednak, gdy przyszła moja kolej, wzięłam trzy głębokie wdechy i w kilku zdaniach streściłam jej kim jest stojąca przed nią nie za wysoka dziewczyna o bardzo jasnych włosach równo ściętych przed ramiona. Nawet nie było to takie straszne, więc poszłam za ciosem i postanowiłam z automatu wtajemniczyć Corę w moją dziwną osobowość.
– Nie chcę, żebyś zraziła się do mnie na wstępie, więc muszę od razu ci coś powiedzieć – zaczęłam nieśmiało.
– Jasne, wal śmiało. Wiesz, jak masz po sześć palców u stóp czy coś tym stylu, to w sumie nic złego – Cora zaśmiała się. układając właśnie książki na swojej półce.
– To nie ma nic wspólnego z moim wyglądem, a raczej z zachowaniem. Mówię ci to tylko dlatego, że będziemy razem mieszkać, inaczej w ogóle bym tego z siebie nie wydusiła, bo nawet to mi sprawia trudność. – Dopiero po tych słowa moja nowa znajoma odłożyła książki i wreszcie obdarzyła mnie uważnym spojrzeniem. – Mam... hmm... jakby to ująć... ogromny lęk przed... ludźmi.
– Jak to?
– Nie przed każdym człowiekiem – zaśmiałam się nerwowo, bo do końca nie umiałam jej tego wyjaśnić. – Bardziej przed tłumem, skupiskiem ludzi, jakimś zamieszaniem lub uwagą skupioną na mnie.
– Spoko, chyba wiele osób to ma. Chociaż mi tłumy zupełnie nie przeszkadzają. Nie przejmuj się, ze mną nie zginiesz.
– To niezupełnie tak. – Tak jak sądziłam, zupełnie nie zrozumiała. – U mnie to prawdziwy lęk, w najlżejszej wersji prowadzący tylko do spoconych dłoni, drżenia i mroczków przed oczami.
– A w najgorszej? – Cora zapytała niepewnie, coraz bardziej wybałuszając na mnie oczy.
– Chyba nie chciałabyś tego widzieć... Ale przez lata nauczyłam się nad tym jakoś panować. Nie doprowadzam do sytuacji ekstremalnych, w których po prostu zaczęłabym krzyczeć albo schowałabym się gdzieś w jakąś dziurę i godzinami stamtąd nie wychodziła.
![](https://img.wattpad.com/cover/377862477-288-k15328.jpg)
CZYTASZ
Vanilla Kiss
RomanceZmodyfikowana wersja Miss Pstryczek, którą usunęłam. Należy czytać od początku ;-)