Rozdział 26. Jezioro

1.1K 179 18
                                    

Jezioro rozciągało się kawałek za domem Brama, migocząc delikatnie w dole. Żeby się do niego dostać, wystarczyło zejść po łagodnej skarpie, porośniętej łąką pełną stokrotek, które uginały się lekko pod stopami. Piaszczysty brzeg łagodnie wpadał w krystalicznie czystą wodę, która lśniła pod słońcem, odsłaniając kamienie leżące na dnie. Z brzegu, prosto w jezioro, wychodził solidny pomost. Falująca pod wpływem wiatru woda odbijała się od jego konstrukcji, roznosząc po okolicy kojący dźwięk miarowego szumu i pluskania.

To właśnie tutaj zaszyłam się zaraz po drzemce bliźniaków, rozkładając koc i pozwalając im na zabawę w ciepłym złocistym piasku. Po spacerze Bram zniknął, zajmując się czymś w domu, a ja położyłam dzieci, po czym wzięłam się za porządki. Spały całe dwie godziny. Gdy się obudziły, zabrałam je tutaj.

W trójkę siedzieliśmy na kocu, który znalazłam w skrzyni w salonie. Aaron i Astrid bawili się zabawkami, które przyniosłam z domu. Od czasu do czasu musiałam wstawać i pędzić za jednym z nich, które rozbawione falistym ruchem wody, pełzało w jej kierunku.

Miałam mętlik w głowie i byłam wdzięczna, że dzieciaki tak skutecznie odwracają moją uwagę. Bawiłam się z nimi, uśmiechając się i zabawnie modelując głos, lecz mimo wszystko moje myśli ciągle wędrowały zupełnie gdzie indziej. W stronę domu górującego za naszymi plecami i znajdującym się w nim mężczyźnie.

Bez wątpienia moje nastawienie do Brama zaczęło się zmieniać. Ewoluowało bardzo szybko, przyjmując nową formę. Tygodnie rozłąki i tęsknoty sprawiły, że byłam bardzo podatna na te zmiany i praktycznie sama podłożyłam mu grunt pod ścieżkę do mojego serca. Ale jednocześnie wciąż czułam się trochę niepewnie.

Zaczęłam dostrzegać, jak się stara. Jak dba o dzieci. Jak daje mi przestrzeń. Jak podejmuje inne decyzje niż w przeszłości. I niespiesznie formowało się we mnie pragnienie, by dać mu szansę, mimo lęku, który wciąż gdzieś we mnie tkwił.

Ta myśl nie kołatała w mojej głowie zbyt długo. Została zgaszona przez Aarona, który po raz kolejny z radosnym piskiem ruszył w stronę wody. Jego małe rączki ginęły w piasku, gdy parł do przodu z oczami błyszczącymi ciekawością.

– A ty dokąd się znów wybierasz, kolego? – zapytałam natychmiast podrywając się w górę.

Podążyłam za synem, z każdym krokiem czując ciepło piasku pod podeszwami nagich stóp. Słońce raziło mnie w oczy, więc przykryłam je lekko dłonią.

Wtedy zza szumu wody i śmiechu dzieci, usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Krzyk, który dobiegł moich uszu, nie był zwykłym zawołaniem. Przesiąknięty paniką, odbijał się echem od spokojnej tafli jeziora, siejąc we mnie natychmiastowy niepokój.

Zareagowałam instynktownie. Poderwałam Aarona na ręce, przerywając jego wędrówkę, jego małe ciałko przylgnęło do mojego. Niczego nieświadoma Astrid dalej siedziała bezpiecznie na kocu żując grzechotkę. Puls mi przyspieszył, a spojrzenie błyskawicznie przeniosło się w stronę domu, skąd nadchodził znajomy głos.

Bram zbiegał po skarpie, nieomal rzucając się w dół, jakby teren pod jego stopami nagle stał się zbyt stromy. Jego kroki były nieskoordynowane, szybkie i zamaszyste, gdy gnał przed siebie nie zważając na otoczenie. Każdy ruch zdradzał pośpiech i desperację. Ramiona miał sztywne, a dłonie zaciskały się w pięści. Nawet z tej odległości widziałam, jak jego twarz wykrzywiona była niezrozumiałym dla mnie strachem.

Szybko zaczął mi się udzielać. Musiało się wydarzyć coś strasznego. Zamarłam, a dech uwiązł mi w piersi, gdy czekałam zdezorientowana i przerażona, aż do mnie dotrze.

Gdy był już kilka kroków od nas, zauważyłam jak bardzo był blady. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, a w dwukolorowych oczach majaczył obłęd. Wydawał się niemal dziki, wypełniony przerażeniem, jakby coś tragicznego miało się właśnie wydarzyć, a on był jedynym, który mógł temu zapobiec.

Zamiana. Odzyskać Wren CollinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz