Rozdział 19. Błędy, których nie da się wymazać

1.4K 205 25
                                    

Gdy wracałam do domu, czułam się jak nastolatka, która po cichu zakrada się przez drzwi, by uniknąć przyłapania. Śmieszne, bo przecież byłam dorosła, ale niewidzialny autorytet mamy i taty wciąż sprawiał, że przy nich czułam się, jakbym była tylko nieświadomym dzieckiem.

Przy okazji naprawdę wolałam nie wpaść na nich akurat teraz. Wystarczyłoby jedno spojrzenie i już by wiedzieli, co robiłam przed chwilą – a to, szczerze mówiąc, było krępujące w każdym wieku. Moje kiepskie wybory należały wyłącznie do mnie i nie potrzebowały żadnych świadków. Na szczęście dom pogrążony był w całkowitej ciemności. Wszyscy już spali.

Może rzeczywiście powinnam rozważyć wyprowadzkę. Mieszkanie z rodzicami było wygodne, ale zaczynało przypominać pułapkę. Bezpieczną kryjówkę, która trzymała mnie w strefie komfortu, ale też nie pozwalała w pełni rozwinąć skrzydeł.

Ale to temat na jutro. Dziś musiałam tylko dotrzeć do swojej sypialni i zmyć z siebie dotyk pewnego mężczyzny, który wciąż czułam na skórze.

Tylko czy da się do tak łatwo wymazać? Tutaj zwykłe mydło chyba nie pomoże.

Bram doskonale wiedział co robi. Wiedział, że teraz ciężko będzie mi na niego patrzeć bez wspomnienia jego szorstkich dłoni na mojej skórze, jego miękkich warg zgłębiających wszystkie zakamarki mojego ciała. Odświeżył mi pamięć, a ja byłam trochę, jak osoba uzależniona, która od odwyku znów zaznała smaku swojego ulubionego trunku. I podobnie, jak osoba uzależniona sama wepchnęłam się w te jego zgubne objęcia.

Wślizgnęłam się do środka, stawiając kroki na palcach, a drzwi zamknęłam z taką delikatnością, że zamek prawie w ogóle nie wydał dźwięku. Schody jednak nie zamierzały być tak dyskretne. Skrzypiały pod moimi stopami, zmuszając mnie do stawiania kroków z taką ostrożnością, jakbym stąpała po szkle. Serce biło mi jak oszalałe, a szczyt schodów wydawał się tak cholernie odległy, jakby zamiast kilku stopni dzieliły mnie od niego całe kilometry.

Po drodze zajrzałam do pokoju dzieci. Astrid i Aaron spali spokojnie w swoich łóżeczkach, a ich małe klatki piersiowe unosiły się i opadały w miarowym, spokojnym rytmie. Wyglądały na tak spokojne, obserwowanie ich, było dla mnie wręcz kojące. Uśmiechnęłam się pod nosem, poprawiając kołderkę, która zsuneła się z nóżki Aarona, i zamknęłam drzwi tak cicho, jak tylko było możliwe.

Na palcach przeszłam przez korytarz do swojej sypialni. Była pogrążona w ciszy i ciemności. Jamie pewnie już spała. Miała migrenę, więc nie było to dziwne. Chociaż... ciągle miałam wątpliwości, czy to naprawdę ból głowy, czy może raczej zbyt bliskie spotkanie z pewnym weterynarzem. Może przesadzałam, ale wyglądało to tak, jakby to właśnie jego bliskość sprawiła, że zaniemogła, po czym uciekła, aż się za nią kurzyło.

Chyba Cameron powinien się oddać jakimś badaniom. Jego bliskość sprawiała, że niewiastom brakowało sił. Nie byłam tylko pewna czy to talent, czy może klątwa.

Wślizgnęłam się do środka, starając się jej nie obudzić. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do półmroku, dostrzegłam sylwetkę przyjaciółki zakopaną pod kołdrą, jakby chciała schować się przed całym światem. Tylko jej blond włosy były widoczne, rozsypane po całej poduszczę.

Zrobiłam kilka kroków w głąb pomieszczenia, rozciągając obolałe mięśnie karku. Byłam już w połowie drogi do łazienki, gdy nagle zaskoczył mnie głos Jamie, który niemal doprowadził mnie do zawału.

– Dobrze się bawiłaś? – spytała, wyskakując spod kołdry z energią, której zupełnie się po niej nie spodziewałam.

Podskoczyłam, niemal wyskakując ze skóry. Zaklęłam pod nosem, gdy moje serce rozpędziło się do szaleńczego galopu.

Zamiana. Odzyskać Wren CollinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz