Rozdział 20. Spowiedź Brama Larsena

1.5K 199 14
                                    

Fantastycznie. Czułam się fantastycznie.

Wcale nie miałam ochoty zawinąć się uciec.

Wcale się nie bałam.

Bram niepotrzebnie zabrał nas do restauracji. Wątpiłam, by udało mi się cokolwiek przełknąć. Żołądek miałam ściśnięty do granic możliwości.

W czym masz problem, Wren? Chciałaś wiedzieć co się dokładnie wydarzyło.

Tak było.

Jednak teraz... boję się, że odpowiedź będzie niewystarczająca. Że zostawił mnie z jakiegoś błahego powodu, co tylko wzmocni ból, z którym jeszcze nie udało mi się uporać.

– Teraz? – wydukałam z wybałuszonymi oczami.

Przyjrzał się mojej twarzy, badawczo i wnikliwie, chociaż wcale nie musiał się zbyt skupić, by odczytać wszystkie moje uczucia. Były widoczne, jak na dłoni. Byłam przerażona. Czułam się, jakbym stała na skraju klifu, z którego miał mnie zaraz zepchnąć.

– Nie ufasz mi, to jasne – odparł łagodnie. – Wątpię, żeby to się zmieniło. Nie dopóki nie poznasz prawdy i nie pogodzisz się z przeszłością. Nie widzę sensu, żeby to przeciągać. Chcę wyłożyć karty na stół, a potem możesz z nimi zrobić co zechcesz.

Miał rację. Właśnie dlatego perspektywa tej rozmowy tak mnie stresowała. Dlatego się jej bałam. Bo jej efekt mógł być dwojaki – albo znienawidzę go jeszcze bardziej, uznając jego powody za niewystarczające, albo go zrozumiem, a to byłby pierwszy krok do przebaczenia – sama nie wiedziałam, która opcja jawiła mi się gorzej.

Odchyliłam się na krześle, jakby ta niewielka ilość dystansu, mogła mi jakoś pomóc. Założyłam ramiona na piersi.

– W porządku, mów – powiedziałam, robiąc co mogłam, by przybrać neutralną minę.

Nie byłam jednak w stanie pohamować wszystkich reakcji mojego ciała. Mimowolnie zaczęłam nerwowo podskakiwać kolanem. Czekałam.

Bram ściągnął brwi w zamyślaniu, jakby zastanawiał się od czego zacząć. Spomiędzy jego warg, które uprzednio nerwowo oblizał, uciekło ciche westchnienie.

– Po tym, jak wróciłaś do domu... – zaczął, ale szybko mu przerwałam, mrużąc oczy na dyplomatyczne stwierdzenie, którego użył.

– Masz na myśli: po tym, jak cię odesłałem – poprawiłam go. – Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Próbowałam nałożyć na siebie obojętność, niczym zbroję, która pomogłaby mi przetrwać to starcie, ale nie było to takie proste. Wchodziliśmy właśnie na teren rozdrapywania starych ran, a te nigdy się nie zagoiły. Pod spodem kryło się wiele zduszonych wyrzutów, które aż rwały się, by wydrzeć się na zewnątrz.

Mięsień w jego szczęce drgnął, a dwukolorowe oczy pociemniały.

– Zrobiłem to dla ciebie – bronił się.

– Dla mnie? – prychnęłam, a potem uniosłam dłonie przed klatkę piersiową. – Jasne, cokolwiek pozwala ci lepiej spać w nocy.

– Alyssa pożarłaby cię żywcem – wyjaśnił spokojnie. Był wzburzony, widać to było w jego spiętej postawie oraz emocjach przemykających przez oczy, jednak panował nad sobą o wiele lepiej, niż ja. – Nigdy nie wyrosła z fazy wrednej dziewczyny z liceum. Wolałem nam tego oszczędzić.

– Więc zostałeś tam z nią sam – wytknęłam.

Od samego początku to mnie gryzło. Nie raz nie mogłam spać w nocy, zastanawiając się co wtedy robili.

Zamiana. Odzyskać Wren CollinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz