Rozdział 30. Prawdziwa wiedźma

704 131 22
                                    


Siedziałam przy stole, sącząc kolejny kieliszek szampana, który zdawał się być jedynym lekarstwem na narastający we mnie niepokój. Co chwilę mijały mnie nieznajome twarze, niektóre z uśmiechem, inne tylko przelotnie spoglądające w moją stronę, ale żadna z nich nie miała dla mnie znaczenia. Były jak cienie, postaci z innej rzeczywistości, chłodnej i obcej, jak dom, w którym dziś nocowaliśmy. Po tej przemowie całe to środowisko wydawało mi się jeszcze bardziej nieprzyjazne.

Czas się dłużył. Szampan wypełnił mój pęcherz do granic możliwości, więc nie mogłam dłużej zwlekać. Wstałam, czując lekki zawrót głowy od alkoholu, który powoli zaczynał działać na moje ciało. Czułam się trochę odrętwiała, ale pewnym krokiem wyruszyłam na poszukiwania łazienki.

Znalazłam ją dość szybko i niemal od razu zamknęłam się w kabinie. Ulga przyszła natychmiast. Poprawiłam sukienkę i wyszłam w stronę umywalki. Myjąc ręce, spojrzałam w lustro. Makijaż i fryzura trzymały się dość dobrze, chociaż oczom brakowało blasku, bo wypełniało je jedynie zmartwienie.

Rozmowa z jego matką musiała być dla Brama koszmarem. Jak inaczej można opisać emocjonalną torturę, po tym jak własna matka bezwstydnie wyciąga na światło dzienne rodzinną tragedię, tworząc z niej element swojej narracji? Mówiła o tym, jakby to ona była ofiarą tej historii. A przecież to właśnie ona powinna była pilnować Liny nad tym cholernym basenem. To ona zostawiła dzieci same. Jedno przypłaciło to zdrowiem, a drugie nosiło na sobie blizny traumy przez całe życie.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi umywalki, czując, jak narastająca złość wypełnia mnie od środka. Nie mogłam uwierzyć, że była tak bezczelna. Jego matka naprawdę zasługiwała na własne miejsce w piekle. Jej błędy rozbiły całą rodzinę na tak wiele sposobów, a próbowała przekuć to w coś, co miało pokazać ją jako szlachetną, dobrą kobietę, jednocześnie wywabiając jej syna z jego kryjówki. Chciała go tutaj. To była jawna prowokacja.

Drzwi do łazienki skrzypnęły, a ja podskoczyłam wyrwana z wiru myśli.

A mówią, żeby nie wywoływać wilka z lasu...

Pojawiła się jak widmo, jej odbicie wypełniło lustro. Matka Brama.

Z początku była zaskoczona, widać, że nie spodziewała się nikogo zastać w środku, ale ten moment zawahania szybko zniknął, ustępując miejsca uśmiechowi, który wyglądał jak cień czegoś niebezpiecznego. W jej oczach pojawił się błysk satysfakcji, jakby nagle zdała sobie sprawę, że los podarował jej idealną okazję.

Obróciłam się powoli, czując, jak powietrze wokół mnie gęstnieje. Ona, z kolei, zbliżała się wolnym, przemyślanym krokiem, kołysząc delikatnie biodrami. Musiała być grubo po czterdziestce, ale pozostawała pełna wdzięku i elegancji. Czułam się, jakbym stanęła naprzeciw węża z Edenu, który zbliżał się do mnie z kuszącą propozycją.

– Wren, prawda? – Jej głos był miękki, jak aksamit, ale miał w sobie i ostre nuty. – Chyba jeszcze się nie miałyśmy okazji poznać... osobiście. Chociaż miałam już okazję spotkać kogoś z bardzo podobną twarzą. Identyczną wręcz.

Podchodziła bliżej, a ja instynktownie odsunęłam się o krok.

Kurwa. To się wpakowałam.

Nie odpowiedziałam na jej fałszywy uśmiech. Nałożyłam na twarz pełną niechęci maskę. Musiałam, jak najszybciej wyplątać się z tej sytuacji.

– Zgadza się, niestety to się nie zmieni, bo muszę już wyjść.

Próbowałam ją wyminąć, ale przesunęła się blokując mi drogę.

Zamiana. Odzyskać Wren CollinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz