Jasmine
Ledwo żywa i straszliwie głodna wsiadam do samochodu. Po południu zostałam wezwana do fabryki naszych produktów pielęgnacyjnych. Okazało się, że na hali produkcyjnej wśród pracowników doszło do jakiejś przepychanki i jeden z nich wpadł do kotła z kremem nawilżającym. Inny z pracowników chciał mu pomóc i również do niego wpadł. Zaczynając od karetki po policję i różnego rodzaju kontrole. Myślałam, że ten dzień się nigdy nie skończy. Na szczęście wszystko udało się załatwić, a moi pracownicy wyszli z tego cali i zdrowi.
Chwytam kierownicę i przymykając oczy opieram o nią czoło. Biorę kilka głębokich wdechów. Czuję się fatalnie i mam wrażenie, że zawiodłam jako szefowa. Powinnam była przewidzieć, że coś takiego może się stać i kotły powinny być inaczej zabezpieczone.
Z moich myśli wyrwa mnie dźwięk telefonu. Spoglądam na wyświetlacz i ponownie tego dnia odrzucam połączenie. Nie wiem, czego ona nagle ode mnie chce, ale wiem jedno, nie zamierzam z nią rozmawiać. Nie po tym co razem z ojcem mi zrobili. Po odrzuceniu połączenia dostrzegam wiadomość od Aidena, w której informuje mnie, że są w jego mieszkaniu i podaje adres.
Na myśl o Dylanie natychmiast dopadają mie wyrzuty sumienia. To ja miałam z nim dzisiaj spędzić dzień, a nie jakiś obcy facet. Byłam ogromnie zaskoczona, kiedy stwierdził, że zostanie z Aidenem i gdyby nie to, że od Avy wiem, że mężczyzna zajmował się kiedyś Isą, chyba nigdy bym na to nie pozwoliła. Dodatkowo byłam zdesperowana i z przymusu zaufałam mężczyźnie, który doprowadza mnie do wściekłości.
Wbijam adres w nawigację, która pokazuje pół godziny drogi. Zapinam pas i kieruję się, by odebrać mojego synka i dowiedzieć się jak panowie poradzili sobie we dwóch. Parkuję przed luksusowym budynkiem do którego zaprowadziła mnie nawigacja i wybieram numer mężczyzny.
- Halo - odbiera przyciszonym głosem.
- To ja Jasmine.
- Wiem, przecież mam zapisany twój numer.
- Tak. Ja... Stoję właśnie przed twoim budynkiem. Możesz przyprowadzić Dylana.
- Nie mogę.
- Jak to? - dziwię się - Coś mu się stało?
Przed oczami pojawiają mi się najgorsze scenariusze i już czuję wyrzuty sumienia, a mój wewnętrzny głos wyzywa mnie od złych matek.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Po prostu zasnął.
- To nic - przecieram dłonią twarz - Po prostu go tu przynieść.
- Nie masz fotelika - zauważa logicznie - Poza tym słyszę, że jesteś wyczerpana. Chodź na górę odpoczniesz chwilę, a potem przeniesiemy fotelik i będziesz mogła wrócić do domu.
Przez chwilę trwam bez ruchu w dziwnym zawieszeniu. Nie rozumiem, dlaczego ten mężczyzna nagle zaprasza mnie do siebie, ale jedno jest pewnie. Jestem w cholerę zmęczona, a moje stopy niemiłosiernie bolą od noszenia cały dzień obcasów. Spoglądam na zegar, który wskazuje już jedenastą w nocy.
- Które mieszkanie? - pytam po chwili ciszy.
Staję przed dębowymi drzwiami i delikatnie w nie pukam, tak aby nie obudzić Dylana. Wcale się nie dziwię, że usnął. Jego maksymalna godzina do której wytrzymuje to dziesiąta, czasem jedenasta jeśli bardzo się uprze. Już dawno powinien być w domu i w swoim łóżku, a nie w mieszkaniu nieznajomego. Nagle drzwi stają otworem, a przede mną pojawia się wysportowana sylwetka Aidena. Mężczyzna ma na sobie obcisły biały podkoszulek i czarne dresy, które luźno zwisają z jego bioder.
- Hej - odzywa się pierwszy, kiedy również kończy oglądanie mnie z góry na dół. W przeciwieństwie do niego ja nie wyglądam już tak dobrze, nie po tylu godzinach na nogach.
CZYTASZ
Więź z nienawiści | Dary losu #4 | W TRAKCIE
Lãng mạnCzas na Jasmine i Aidena! Ona, samowystarczalna właścicielka imperium beauty, a po godzinach mama małego czarującego chłopca. On, dżentelmen kryjący się za obrazem Casanovy, a równocześnie zawsze chętny do pomocy. Jeden zły poranek, jedna zła decy...