Rozdział 3

590 67 9
                                    

Aiden

Kiedy wczoraj wsiadałem do tej windy nie spodziewałem się, że zostanę tak szybko stamtąd odprawiony, a dwadzieścia cztery godziny później ponownie się tutaj znajdę. Skoro jednak dzisiaj jestem tu na polecenie tej wkurzającej szatynki spodziewam się, że w końcu uda nam się porozmawiać.

Prycham pod nosem. Czy to w ogóle możliwe, że najpierw ta szalona kobieta wyskakuje przede mną na drodze i wjeżdża we mnie, a potem okazuje się być właścicielką tak ogromnej firmy, która dokonała czegoś tak okropnego jak kradzież? Świat chyba sprzymierzył się ostatnio przeciwko mnie. A dodatkowo... Czuję jak w mojej kieszeni ponownie zaczyna wibrować telefon. Nawet nie potrzebuję spoglądać na ekran, żeby wiedzieć kto dzwoni. Ignoruję połączenie i wychodzę z windy na odpowiednim piętrze. Przy drzwiach spotykam mężczyznę, który wczoraj także odprowadzał mnie do sali konferencyjnej.

- Dzień dobry - witam się skinieniem głowy.

- Dzień dobry panie Hunt. Pani Ashton czeka na pana w swoim gabinecie. Proszę tędy - wskazuje dłonią kierunek.

- Czyżbyśmy w końcu zostali potraktowani poważnie i już nie zostaniemy wyrzuceni za drzwi? - śmieję się, ale mężczyzna nie daje się podpuścić.

Przez chwilę idziemy korytarzem ramię w ramię, ale nagle mężczyzna przyspiesza i podchodzi do białych drzwi. Puka w nie, a kiedy ze środka dobiega pozwolenie otwiera je przede mną na oścież.

- Zapraszam.

Posyłam mężczyźnie wymuszony uśmiech i przekraczam próg. Spoglądam na właścicielkę, a mój uśmiech zamiera. Kobieta stoi bokiem do mnie i wpatruje się w widok za oknami. Ubrana w czarny garnitur i czarny podkoszulek z wyprofilowanym dekoltem podkreślającym jej biust wygląda bardzo profesjonalnie, a zarazem gorąco. Szkoda tylko, że ma tak nieznośny charakter.

Kobieta odwraca się do mnie i posyła mi fałszywie miły uśmiech.

- Dzień dobry. Mam nadzieję, że to nie problem, że pana tu dziś wezwałam.

- Oczywiście, że nie - odpowiadam takim samym uśmiechem - Akurat miałem wolny poranek.

- Świetnie. W takim razie proszę spocząć. Napije się pan czegoś?

- Chętnie. Poproszę kawę z dwoma łyżeczkami cukru.

- Oczywiście. A co powiesz na arszenik zamiast cukru? - dodaje szeptem sięgając po telefon, ale na jej niezadowolenie udaje mi się to usłyszeć.

- Słucham?

- Co? A nie nic takiego. Rob przynieś proszę do mojego gabinetu dwie kawy. Tak, a drugą z dwoma łyżeczkami cukru... - przez chwilę przyglądam się twarzy kobiety. Jasmine jest naprawdę piękna. Ma pełne, idealnie nadające się do całowania usta pomalowane na krwisty odcień, hipnotyzujące, duże i ciemne oczy podkreślone czarną kredką i okolone długimi rzęsami oraz idealnie proporcjonalne rysy twarzy. Jej uroda wydaje się wręcz nierealna. W pewnym momencie moje myśli zaczynają wędrować w zakamarki, które wcale mi się nie podobają, bo co z tego, że ta kobieta tak wygląda, kiedy to wszystko nie ma znaczenia, gdy w końcu się odzywa. Ładny wygląd to nie wszystko, liczy się także charakter - Tak... - jej głos sprowadza mnie z powrotem na ziemię - Idzie? Świetnie. To dla niego też przynieść kawę, na pewno jej potrzebuje.

- Wszystko w porządku?

- Tak. Za chwilę powinien dołączyć do nas mój prawnik. Mam nadzieję, że to panu nie przeszkadza.

- Oczywiście, że nie, a skoro jeszcze go nie ma może porozmawiamy o naszej...

- Jestem! - przerywa mi dziwnie znajomy głos - Przepraszam za spóźnienie. Korki.

Więź z nienawiści | Dary losu #4 | W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz